Jesteśmy mocno uzależnieniu od zasobów Ziemi, od węgla, ropy, gazu a także różnych metali. Co się stanie, jeśli z nich zrezygnujemy? W końcu to, co jest w skorupie ziemskiej nie jest nieskończone.
Górnicze credo głosi, że jeśli czegoś nie możesz wyhodować, to musisz to wydobyć. Wydobywanie wszelkich minerałów, metali i paliw spod ziemi jest jedną z najstarszych gałęzi przemysłu. A niestety, nasz apetyt na zasoby Ziemi rośnie. Dziś ludzkość jest bardziej niż kiedykolwiek uzależniona od wydobywania wszelkich surowców. Jeśli jesteś mieszkańcem kraju o średnim poziomie życia, to rocznie zużywasz około 17 ton surowców. W przypadku kraju, gdzie poziom życia jest wysoki, wartość ta wynosi 26 ton.
Wciąż niestety, jak się okazuje, wydobycie surowców jest tańsze niż ich ponowne przetwarzanie. To skłania niektórych ekspertów do dostrzeżenia poważnego problemu, jakim jest rosnąca presja przemysłu wydobywczego na środowisko naturalne. Coraz częściej słychać głosy zaniepokojenia, że koszty środowiskowe w końcu przewyższą korzyści.
A co by się stało, gdybyśmy całkowicie zaprzestali wydobycia paliw kopalnych i minerałów? Co by się stało, gdyby w celu lepszej ochrony przyrody ludzkość zdecydowała, że reszta zasobów Ziemi pozostanie w jej skorupie? Jest to oczywiście mało realny scenariusz, który miałby swoje poważne konsekwencje. Szczególnie gdyby to stało się nagle. Takie wyobrażenie sobie świata pozwala nam sprawdzić, jak bardzo jesteśmy zależni od tego, co znajduje się pod naszymi stopami. To jest też myśl, która skłania nas do refleksji nad naszą niefrasobliwością, z jaką traktujemy to, co już wydobyliśmy i przetworzyliśmy. Chodzi tu oczywiście o kwestie odpadów, produkcję czegoś, co potem wyrzucamy na śmietnik. Cywilizacja nie dostrzega potencjału, jakie mają w sobie odpady, jako źródła nowych materiałów.
Czy rozważania nad końcem górnictwa mogą pomóc nam zmienić nasze podejście do zasobów Ziemi? Do tego, jak korzystamy z tych zasobów?
Victor Maus zajmujący się geoinformatyką na austriackim Uniwersytecie Ekonomii i Biznesu spędził ostatnie trzy lata na przeglądaniu zdjęć satelitarnych powierzchni Ziemi, by oszacować całkowity obszar, jaki wykorzystują ludzie w przemyśle wydobywczym. Wyniki były zaskakujące. Maus powiedział, że to bardzo duży obszar. Badacz wyliczył, że tereny górnicze zajmują około 100 tys. km2, to jedna trzecia powierzchni Polski. „A to tylko te kopalnie, które są czynne”, powiedział Maus. Jako że nigdy wcześniej nie prowadzono pod tym kątem obserwacji satelitarnych, trudno było o system, który by to monitorował. Maus i jego zespół musieli więc robić to ręcznie, analizując każdy obszar.
Górnictwo jest też jedną z najbardziej podstawowych form przedsiębiorczości, gdzie wiele miejsc wydobycia nie jest zgłaszanych. Tak więc naprawdę faktyczny obszar jest znacznie większy niż te 100 tys. km2.
Co by się stało, gdyby zaprzestano wydobycia?
Najpierw zobaczylibyśmy, jak ludzie z dnia na dzień tracą pracę. Szacunki mówią, że pracę straciłoby od razu około 4 mln ludzi. Ale to tylko formalne stanowiska. Na tym nie koniec. „Jest pewna liczba osób, które pośrednio są zależne od terenów górniczych, co sprawiłoby, że problem byłby większy”, oznajmiła Eléonore Lèbre, zajmująca się problematyką społeczną górnictwa na Uniwesytecie Queensladu. Ponad 100 mln ludzi straciłoby źródło utrzymania, bo pracują na stanowiskach powiązanych z górnictwem. Lèbre badała konsekwencje zamknięcia jednej z kopalń w Australii. „Na obszarach wiejskich, gdzie kopalnie mogą istnieć od dziesięcioleci, żyją społeczności, które od nich zależą”, powiedziała.
Gdyby zlikwidować górnictwo z dnia na dzień, wiele wsi i miast by zniknęło. Dziś na świecie jest sporo takich miast widm.
Kolejny problem to energia. Brak wydobycia węgla oznaczałby zamknięcie wielu elektrowni. Węgiel jest ciężki i niełatwy w transporcie, dlatego wiele elektrowni działa w pobliżu kopalń. Elektrownie nie mają też zbyt wiele zapasów węgla. A dziś w skali świata węgiel to ponad 35% udziału w energetyce, a są kraje bardziej zależne. Chociażby Polska czy Chiny, w obu przypadkach to ponad 60%. Jeszcze gorzej jest np. w RPA.
To byłby oczywiście poważny problem społeczny. Co mógłby zrobić rząd, mając na uwadze np. problem strajków? „Polityka trzydniowego tygodnia pracy mogłaby powrócić”, powiedział zajmujący się górnictwem i kwestią zrównoważonego rozwoju John Thompson, mając na uwadze wielkie protesty w Wielkiej Brytanii z lat 70. XX wieku.
Nagłe odcięcie od górnictwa byłoby niezwykle bolesne, zależy oczywiście od stopnia uzależnienia. Przykładowo szybko przestałaby działać sieci telefonii komórkowej, serwery także zostałyby wyłączone, to samo dotyczy pracy banków, kas fiskalnych. Ale takich przykładów jest dużo, dużo więcej, a konsekwencje wręcz okropne. Dla państw takich jak Polska byłby to blackout, wystarczy tu wspomnieć awarię w Szczecinie w 2008 roku.
Cały czas mamy tu na uwadze całe górnictwo, nie tylko to dotyczące węgla. W bardzo szybkim czasie zaczęłoby brakować wszelkiej maści materiałów, nawet tak kuriozalnej wydawałoby się sprawy, jak brak piasku i żwiru. „Piasek i żwir są najczęściej wydobywanymi materiałami stałymi pod względem masy”, powiedziała Aurora Torres, pracująca na Uniwersytecie Katolickim w Louvain w Belgii. „Wydobywamy o wiele więcej piasku niż czegokolwiek innego”, dodała. ONZ szacuje, że rocznie zużywamy 40-50 mld ton piasku. Istnieją oczywiście możliwości recyklingu, np zużytego betonu, ale popyt jak tak duży, że obecna technologia przetwarzania by nie wystarczyła. Szybko też pojawiłyby się inne problemy, jak ogrzewanie domów gazem. Jego zapasy szybko się wyczerpały, szczególnie tam, gdzie klimat jest chłodny.
Dziś nowoczesne społeczeństwo, to nie tylko energia i zasoby. To także handel tymi metalami, który odbywa się na giełdach w Londynie i Nowym Jorku, gdzie liczby i cyfry wymieniane na parkiecie oznaczają rzeczywisty ruch fizycznych zapasów między magazynami na całym świecie. Weźmy chociażby pod uwagę ważny minerał, jakim jest miedź. Mielibyśmy do czynienia z kryzysem, szokiem cenowym. Ale konsekwencje poszłyby dalej. „Nietrudno sobie wyobrazić, że w tym momencie wzrosłaby liczba kradzieży”, powiedział John Thompson. Kiedy w 2010 roku cena miedzi osiągnęła rekordowy poziom, wraz z nią wzrosła przestępczość. Budynki, latarnie uliczne, linie kolejowe – wszystko, co zawierało miedź – zostało pozbawione kabli w celu ich odsprzedaży. Kradzieże mogą wzrosnąć w przypadku wszystkich metali przemysłowych: miedzi, żelaza, aluminium, cynku, ołowiu i niklu, które stanowią 98% wszystkich wydobywanych metali. Niedobór ujawniłby, jak bardzo ta garstka metali stała się siłą napędową społeczeństwa.
Oczywiście metale w kwestii przestępczości to wierzchołek góry lodowej, a samo zaprzestanie wydobycia w krajach, których gospodarki są zależne od wydobycia… to byłby upadek, bankructwo państwa. Simon Jowitt, geolog ekonomiczny na Uniwersytecie Nevady w Las Vegas, nie przebiera w słowach, jeśli chodzi o to, jak według niego wyglądałby koniec górnictwa metali. „Byłby to koniec społeczeństwa w jego obecnym kształcie”, powiedział, zauważając, że obecnie wydobywamy więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Jak powiedział Jowitt, dobrym przykładem naszego rosnącego uzależnienia od szerokiej gamy metali jest przeciętny telefon komórkowy. W latach 80. XX wieku telefon komórkowy wymagał około 20 różnych pierwiastków. Obecnie nowy smartfon potrzebuje ich ponad dwa razy więcej. Z kolei Thompson dodał, że mniej więcej trzy miesiące po zakończeniu wydobycia skończyłyby się zapasy metali ziem rzadkich i innych metali przydatnych w technice, co doprowadziłoby do niepokojących tendencji w przemyśle farmaceutycznym, samochodowym, elektronicznym i budowlanym. Doprowadziłoby to do ogromnego bezrobocia na „niespotykaną dotąd skalę”.
Jesteśmy też potwornie wręcz uzależnieni od ropy naftowej. Koniec wydobycia ropy, to po prostu koniec cywilizacji. Nawet tam, gdzie dziś OZE stanowi już niemały udział w miksie energetycznym. Po kilku miesiącach światowe zapasy żywności znalazłyby się w kryzysie. Szacuje się, że około 50% produkcji żywności zależy od nawozów sztucznych, które składają się z różnych form fosforu, potasu i gazu ziemnego. Widzimy to wszystko dziś, ten przedsmak w kontekście inwazji Rosji na Ukrainę.
Najlepiej poradziłyby sobie te kraje, które dobrze stoją z energetyką jądrową i przede wszystkim z OZE. Jednak okrutnym zrządzeniem losu jest to, że OZE wymagają ogromnych ilości nieodnawialnych materiałów kopalnych. „Zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii oznacza wprawdzie mniejszą ilość paliw kopalnych, ale jednocześnie oznacza duży wzrost zapotrzebowania na metale do produkcji akumulatorów, takie jak kobalt i nikiel”, stwierdził Thompson. Panele słoneczne wymagają dużych ilości krzemu do produkcji półprzewodników w swoich ogniwach. Turbiny wiatrowe potrzebują metali ziem rzadkich, takich jak neodym, do produkcji potężnych magnesów, które wytwarzają energię elektryczną wraz z obrotem łopat.
Nieunikniony rozwój recyklingu
W takiej sytuacji pilne byłoby położenie nacisku na recykling metali potrzebnych dla OZE. Na szczęście w tym przypadku recykling bardzo dobrze się rozwija. „Większość metali nieszlachetnych i kilka innych pierwiastków jest już poddawanych recyklingowi po zakończeniu eksploatacji w stopniu przekraczającym 50%”, powiedział Simon Jowitt. Jednak inne metale, które mają kluczowe znaczenie dla odnawialnych źródeł energii, takie jak metale ziem rzadkich, są niestety tracone.
Stoją więc przed nami ogromne wyzwania cywilizacyjne, o których można tu wiele napisać. A pamiętajmy cały czas o przyrodzie, od której jesteśmy zależni jako organizmy cudzożywne. Zamknięcie kopalń nie oznacza, że przyroda od razu odetchnie z ulgą. Na tych terenach zostałyby metale, których wiele jest bardzo niebezpiecznych, a proces rozpadu trwa stulecia. Zasadnicze znaczenie miałby tu zakrojony na szeroką skalę proces rekultywacji terenu, by uniknąć zanieczyszczeń wód i gleby. Kopalnie działają na głębokości poniżej poziomu wód gruntowych. Kiedy kopalna zostaje opuszczona, wody gruntowe stopniowo ją zalewają, w tym znajdujące się tam wciąż metale ciężkie. Taka woda zanieczyszczona metalami ciężkimi może potem ponownie dostać się na powierzchnię i trafić do gleb, rzek i jezior. Na powierzchni z kolei znajdują się hałdy i tzw. odpady poflotacyjne, czyli to, co nie mogło zostać przerobione. „Wszystkie te materiały są wystawione na działanie wody i tlenu”, powiedziała Eléonore Lèbre. Będą więc stanowić takie samo zagrożenie, jak w czasie działania kopalni. Uniknięcie katastrofy ekologicznej i jednoczesne oczyszczenie wszystkich kopalń na świecie kosztowałoby setki miliardów, a nawet biliony dolarów.
Ale nie ma co dramatyzować. Rekultywacja terenu sprawiłaby, że przyroda wróciłaby na swoje miejsce. Nawet jeśliby doszło do zanieczyszczeń, to po pewnym czasie natura by sobie z tym poradziła. Trzeba jej tylko dać szansę i pomóc. I choć w najbliżej przyszłości niewiele się zmieni, a zużycie metali będzie rosło mimo spadku zużycia paliw kopalnych, to w końcu zajdą zmiany. Wraz z ograniczaniem śladu węglowego, popularność zyska także kwestia śladu materiałowego, czyli dokonywanie wszelkich starań, by zużywać jak najmniej. Rządy państw w końcu będą musiały zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo musimy dbać o wszystkie nasze nieodnawialne zasoby.