Mija rok od katastrofy ekologicznej Odry. Co się zmieniło w tym czasie, czy grozi nam powtórka i czy jesteśmy na nią gotowi? Wydaje się, że nie, bowiem naukowcy i ekolodzy alarmują, że nic albo bardzo mało zmieniło się w tej kwestii.
Skala zagrożenia
Latem ubiegłego roku doszło do masowego śnięcia ryb na różnych odcinkach Odry. Pierwsze martwe ryby zauważono już w lipcu w Kanale Gliwickim, który w Kędzierzynie-Koźlu wpada do Odry.
Przez kilka tygodni bezskutecznie próbowano zidentyfikować źródło zanieczyszczenia. Badania próbek wody oraz martwych ryb i małży wykluczyły jako przyczynę śnięcia skażenie toksycznymi substancjami takimi jak: rtęć, kadm czy ołów. Badania przeprowadzono na obecność łącznie ponad 300 substancji.
Ostatecznie naukowcy ustalili, że powodem skażenia były toksyny wytwarzane przez złote algi. Zatrucie objęło prawie 500 kilometrowy odcinek rzeki, z którego wyłowiono około 360 ton martwych ryb. W sumie szacuje się, że wyginęło prawie 50 proc. populacji żyjących w rzece ryb.
„To była jedna z największych katastrof ekologicznych na rzece w nowoczesnej historii” – czytamy w unijnym raporcie dotyczącym Odry.
Dokument ten jest jednym z kilku, które powstały po tych wydarzeniach. W jego podsumowaniu znalazło się stwierdzenie, iż „Masowe zakwity toksycznych alg, które ostatecznie doprowadziły ekosystem Odry do przekroczenia ekologicznego punktu krytycznego, nie byłyby możliwe w warunkach naturalnych”. Ocena wydaje się być szczególnie trafna gdy weźmie się pod uwagę fakt, iż jak wskazują autorzy unijnego dokumentu, w czasie katastrofy najwyższe zasolenie zanotowano w wodach Kanału Gliwickiego i było ono ponad dwa razy wyższe niż w Bałtyku.
Osobną ocenę tego co się stało przygotowała strona niemiecka i polski rząd, a także Greenpeace. We wszystkich za sprawcę masowego zatrucia ryb finalnie obwinia się złote algi. Ich zakwitowi miały sprzyjać wysoka temperatura i niski poziom wody, (rzeka przy niższym przepływie jest bardziej podatna na szybkie zmiany warunków fizykochemicznych). Jednak to człowiek poprzez zrzut zanieczyszczeń winny jest pojawienia się tego inwazyjnego glonu, który naturalnie bytuje w wodach zasolonych, a nie w środowisku słodkowodnym.
W ocenie autorów raportu przygotowanego przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska obecność glonów gatunku Prymnesium parvum potwierdzono w 78 proc. pobranych próbek wody. Tylko, że w dokumencie tym nacisk kładziony jest na czynniki naturalne czyli wysoka temperatura i niski poziom wody, a nie na czynnik ludzki, który doprowadził do wysokiego zasolenia drugiej co do wielkości polskiej rzeki.
W dokumencie przygotowanym przez naszych zachodnich sąsiadów i obszernie omawianym przez prasę niemiecką jest podkreślany wysoki poziom zasolenia Odry poprzez zrzut zanieczyszczeń. Najostrzej w tej kwestii wypowiadają się jednak przedstawiciele Greenpeace (…) Tam, gdzie do rzeki odprowadzane są poprzemysłowe ścieki – głównie z kopalń – zasolenie wody jest bardzo wysokie, a obecność metali ciężkich w osadach dennych na poziomie niebezpiecznym dla organizmów wodnych. Jeśli dodamy do tego niski stan wody, ocieplający się klimat i duże przekształcenie Odry przez człowieka otrzymamy doskonałe środowisko do rozwoju alg i wypuszczania przez nie toksyn – piszą aktywiści z tej organizacji.
To może się powtórzyć
Niezależnie od oceny, na ile człowiek przyczynił się do ubiegłorocznej katastrofy, to wspólna pozostaje konkluzja, iż historia może się powtórzyć. Szczególnie, że już od wiosny pojawiają się sygnały o gwałtownym rozwój złotej algi oraz śnięcia ryb, co zostało stwierdzone w Kanale Gliwickim oraz w odrzańskich starorzeczach. – Tak zwane złote algi już występują w rzece – alarmował kilka miesięcy temu dr hab. Krzysztof Lejcuś z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
„Katastrofa może się powtórzyć” – mówił hydrobiolog z Uniwersytetu Szczecińskiego dr Łukasz Sługocki cytowany przez portal OKO.press.
„Niektóre rzeczy wiemy już teraz: jest mniej ryb, bo w sierpniu wyłowiono ich kilkaset ton. Wiemy, że zginęły też ślimaki i małże, które w rzece pełnią funkcję filtratorów. Woda będzie więc mniej przejrzysta. Wiemy też, że w Odrze rozprzestrzeniły się szkodliwe glony. Wystarczy wysoka temperatura, zasolenie, niski stan wody i słońce, żeby znowu zakwitły. Nie mamy podstaw do nadziei, że będzie inaczej” – wyliczał.
Stąd też prowadzone przez Centralne Laboratorium GIOŚ monitorowanie starorzecza Odry w 36 punktach pomiarowo-kontrolnych, polegające na analizie parametrów fizyko-chemicznych wody i pod kątem obecności złotej algi. Podobne badania realizuje Główny Inspektor Ochrony Środowiska.
„Dwa razy w tygodniu zbieramy próbki, weryfikujemy pod kątem fizykochemicznym, a także co do ilości osobników prymnesium parvum, czyli złotej agi w litrze wody z pobranej próbki” – mówi GIOŚ Krzysztof Gołębiewski.
Tryb zarządzania kryzysowego
Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa podjęła w czerwcu decyzję o przejściu na tryb zarządzania kryzysowego i powołaniu Zespółu Zarządzania Kryzysowego MKiŚ, którego celem jest ograniczenie toksycznych zakwitów „złotej algi”. Powodem miały być właśnie przypadki śnięcia ryb w Odrze.
Powołany w połowie czerwca Zespół Zarządzania Kryzysowego resortu klimatu i środowiska rekomenduje m.in. tymczasowe odcięcie starorzeczy Odry, zastosowanie naturalnych barier ochronnych w zbiornikach wodnych w celu powstrzymania rozwoju „złotej algi”, systemowe zarządzanie zrzutami ścieków przemysłowych i bytowych w zależności od wyników parametrów wody, w tym zasolenia oraz zawartości biogenów pochodzących ze ścieków komunalnych oraz utrzymanie maksymalnych możliwości retencyjnych w dorzeczu Odry. Dodatkowo natlenianie wody przy spadku stężenia tlenu do wartości granicznych oraz ścisły nadzór nad zrzutami burzowymi w przypadku ulewnych opadów deszczu.
Ministerstwo przekazało, że zalecenia powstały na podstawie opracowanych wcześniej procedur, wypracowanych w ramach roboczych zespołów eksperckich, naukowych, przy współpracy służb. Działania mają na celu ograniczenie rozwoju „złotej algi” i zmniejszenie ryzyka toksycznego zakwitu.
To za mało
Zarówno naukowcy jak i ekolodzy, wskazują, że działania doraźne, to plaster na gangrenę i potrzebne są systemowe działania. Między innymi poprzez wprowadzenie natychmiastowego i całkowitego zakazu spuszczania zasolonych wód kopalnianych i to obecnie, a nie jak przewiduje ustawa za siedem lat. Kolejny wymóg to wprowadzenie nowoczesnych zabezpieczeń i filtrów dla firm mających pozwolenia wodnoprawne oraz kontrola zrzutów nieczystości. Do tej pory znaleziono prawie 300 miejsc, gdzie ścieki i odpady toksyczne są odprowadzane do Odry bez zezwolenia, a pewnie jest ich więcej. Dodatkowo w unijnym raporcie rekomendowane jest stworzenie mapy wpływu katastrofy na obszary chronione, w tym tereny Natura 2000. Dostosowanie raportowania do unijnej Ramowej Dyrektywy Wodnej oraz dostosowanie limitów zrzutów do poziomu wody. Kiedy są niższe – powinno trafiać do niej mniej zanieczyszczeń. Przygotowanie systemu reagowania na kolejne katastrofy i na wyzwania związane ze zmianą klimatu. Określenie celów odbudowy ekosystemu Odry, ze specjalnym uwzględnieniem terenów chronionych.
Nie tylko Odra
W dokumencie tym wskazuje się, że w Polsce działań naprawczych wymaga aż 91 proc. rzek. Tak zły stan potwierdzają wyniki z Raportu WWF „Rzeki solą płynące”. Wskazuje on, że branżą odpowiedzialną za większość zrzutów chlorków do wód i ścieków – a więc za zasolenie rzek w Polsce – jest górnictwo (51,2% emisji łącznie do wód i ścieków). Źródłem chlorków w tej branży są wody podziemne, które zakłady górnicze odpompowują w ramach prowadzonych odwodnień, koniecznych do wydobycia węgla. Im głębiej sięgają wyrobiska kopalni, tym bardziej zasolona woda. Regionem, w którym zrzuty chlorków są największe, jest Górny Śląsk. Na drugim miejscu jest hutnictwo, przemysł ciężki i energetyka konwencjonalna. W tej kategorii dominuje produkcja sody, która wiąże się z odpompowaniem i przetwarzaniem solanek oraz odprowadzaniem zbędnych, wykorzystanych już solanek do wód i ścieków. Na trzecim miejscu są pozostałe rodzaje przemysłu – w tym chemiczny oraz papierniczy. W procesach technologicznych wykorzystywanych w tych gałęziach przemysłu wykorzystuje się związki chloru, które następnie trafiają do wód i ścieków.
Źródło: Oko press, WWF, Greenpeace, Gov.pl