Indie, a także sąsiedni Pakistan ponownie zmagają się z niezwykle wysokimi temperaturami, które poprzedzają nadejście monsunu. W tym roku ponad czterdziestostopniowe upały w stolicy Indii pojawiły się wyjątkowo wcześnie, bo już na początku kwietnia. Przyszłość nie wygląda dobrze, szczególnie jeśli chodzi o temperaturę mokrego termometru. I nie tyczy się to tylko Indii.
8 kwietnia 42oC w New Dehli, stolicy Indii to bardzo dużo. Przez cały kwiecień temperatura rzadko kiedy w ciągu dnia była niższa niż 40oC. W innych miejscach na północy Indii było jeszcze cieplej. „Po raz pierwszy widzę tak okropną pogodę w kwietniu. Zwykle takich warunków doświadczamy w maju lub później”, powiedziała 30-letnia gospodyni domowa z Delhi, Somya Mehra, szukając wraz z rodziną zimnych napojów. „Dzisiaj wyszliśmy z powodu naszej rocznicy, ale poza tym wcale nie wychodzę. Przestałam posyłać moje dziecko na plac zabaw”, dodała.
Jednocześnie kraj od lat zmaga się z wysokimi zanieczyszczeniami powietrza, co jest związane z szybkim rozwojem transportu i przemysłu Indii. W całej aglomeracji Dehli, w której skład wchodzi stolica New Dehli mieszka ponad 20 mln ludzi, którzy poza spalinami produkują dziennie 12 tys. ton odpadów. Tworzą one wysypiska mające postać rozległych hałd o wysokości dużego bloku mieszkalnego. Upały sprawiają, że w tak ogromnych, rozkładających się hałdach dochodzi do samozapłonu. To tylko pogarsza i tak już złą sytuację. A w przyszłości, jeśli klimat będzie się ocieplać dalej, nie będzie lepiej.
Mieszkańcy Indii są przyzwyczajeni do wysokich temperatur, bo mieszkają w strefie klimatu zwrotnikowego: na północnym zachodzie suchego, gdzie rozciąga się pustynia Thar, przez wilgotniejszy z porami suchymi i deszczowymi, po podrównikowy z łagodniejszymi temperaturami i częstszymi opadami na południu. Najgorzej ma właśnie północna część kraju, gdzie klimat jest suchszy, a wpływ morskiego powietrza mocno ograniczony. Tam wyraźne zaznacza się sezonowość opadów związana z monsunami i pory suchej. Ostatnie lata zaczynają jednak wykraczać poza przyzwyczajenia mieszkańców regionu, gdyż upały stają się zbyt uciążliwe, szczególnie, gdy przed nadejściem monsunu zaczyna rosnąć wilgotność powietrza. I tu pojawia się problem w postaci tzw. temperatury mokrego termometru.
Co to jest temperatura mokrego termometru?
Jest to najniższa temperatura, do której przy danej wilgotności można ochłodzić ciało przy pomocy parowania. Parowanie musi być jak najbardziej intensywne, byśmy się przybliżyli do tej najniższej możliwej temperatury. Ważna jest tutaj wilgotność. Przy wilgotności 100%, czyli wtedy, kiedy powietrze jest nasycone parę wodną, parowanie netto jest zerowe, a to oznacza brak możliwości chłodzenia ludzkiego ciała poprzez pocenie się. Temperatura naszego organizmu to około 37°C, a powierzchni skóry około 35°C. Skóra musi być zimniejsza, aby strumień ciepła płynął w jej stronę i był oddawany na zewnątrz właśnie poprzez pocenie się. Jeśli teraz weźmiemy definicję temperatury termometru wilgotnego, to zdamy sobie sprawę, że jeśli będzie ona dla powietrza wokół nas równa lub wyższa niż 35°C, to człowiek przebywający w takiej atmosferze nie ma szansy na przeżycie.
I teraz pojawia się ważne pytanie: Czy takie temperatury występują na Ziemi? Na szczęście nie, od wielu milionów lat. Bo od wielu milionów lat klimat na Ziemi stopniowo się ochładzał, a 2 mln lat temu Ziemia weszła w cykl epok lodowcowych zwanych glacjałami. 50 mln lat temu temperatura mokrego termometru na poziomie 35-36oC występowała w wielu miejscach równikowej części planety, ale życie wtedy wyglądało inaczej niż dziś, nie było ludzi, nie było też dużych ssaków. Człowiek jako ssak stałocieplny ewoluował w stosunkowo chłodnym klimacie, gdzie dominowały zlodowacenia. Nie jesteśmy przystosowani do życia w warunkach, w jakich żyły prehistoryczne gady.
Na razie tylko w niektórych miejscach na Ziemi oficjalnie notuje się temperatury mokrego termometru na poziomie 30-31oC. Punktowo do 33oC, przez kilka dni w roku. To głównie region Zatoki Perskiej. Upały, które w 2003 roku zabiły 15 tys. Francuzów (głównie ludzi starszych) miały temperaturę mokrego termometru w granicach 25-26oC. W ostatnich latach na północy Indii takie temperatury sięgają 29-30oC, co skutkuje zgonami. Według badań w latach 1971-2019 w Indiach z powodu upałów zmarło ponad 17 tys. osób. W ciągu ostatnich kilku lat problem uległ nasileniu, bo fale upałów są coraz dłuższe. Na razie są to stosunkowo niewielkie liczby, gdyż na Ziemi nie ma jeszcze warunków dla temperatur mokrego termometru powyżej 30oC, nie mówiąc już o 35oC. Główną przeszkodą są nie tyle temperatury same w sobie, a wilgotność. Najlepsze warunki dla takich wartości panują blisko wybrzeży oceanu, który może nagrzać się do 33-35oC. Czyli tak, by wraz z wilgotnym powietrzem nad ląd docierały gorące, a nie chłodne masy powietrza. Takie warunki występują w Azji Południowej, czyli nad wspomnianą wyżej Zatoką Perską, południu Pakistanu i u wybrzeży Indii.
Jednak nie tylko Indie czy Pakistan będą zmagać się z morderczymi upałami. Narażone na zabójcze upały będzie np. Nizina Chińska, czy Półwysep Malajski. Można więc powiedzieć, że miliardy ludzi są zagrożone śmiercią z powodu upałów. Także południowa część USA, Brazylia i Wenezuela doświadczyć mogą nieprzyjaznych temperatur mokrego termometru. W Europie też nie będzie lepiej, gdzie już teraz niemal każdego lata uciążliwe upały dotykają kraje śródziemnomorskie. Powyższa mapa pokazuje, że np. Kanada czy północna część Europy doświadczy pozytywnej, a nie negatywnej zmiany. To nie jest takie oczywiste, gdyż autorzy symulacji zmiany klimatu mają tu na myśli średnioroczną sytuację, gdzie w grę wchodzi np. zanik siarczystych mrozów, które też zabijają ludzi co roku. Choćby u nas, gdzie nie każdego roku, ale co jakiś czas silne mrozy przyczyniają się w sezonie do kilkudziesięciu zgonów. Mrozów nie będziemy mieli, co w ostatnich latach jest coraz bardziej widoczne, ale upały dadzą nam w kość.
„Nie oczekiwaliśmy, że ludzie okażą się tak wrażliwi. Zwykliśmy myśleć o sobie jako łatwo adaptującym się gatunku, bo używamy ubrań, ogrzewania i klimatyzacji. Jednak w rzeczywistości, zdecydowana większość ludzkości żyje – i zawsze żyła – w niszy klimatycznej. (…) Pomimo wszystkich innowacji i migracji, ludzkość świata nadal jest skoncentrowana w tej samej wąskiej strefie korzystnych warunków klimatycznych. (…) Nisza ta obecnie przesuwa się jak nigdy wcześniej. (…) Skala tego nas zszokowała. W najbliższych 50 latach zmiany będą większe niż przez ostatnie 6000 lat”, stwierdził prof. Marten Scheffer z Uniwersytetu w Wageningen.
Żyjemy w tzw. niszy klimatycznej, gdzie granicą jest średnia roczna temperatura 29oC. Jeśli do atmosfery dalej będą trafiać gazy cieplarniane tak jak trafiają dziś, to za 50 lat około 3,5 mld ludzi będzie żyć poza niszą klimatyczną. Dziś poza niszą klimatyczną znajduje się na razie niecały 1% powierzchni lądów. Nietrudno się domyśleć, co to będzie oznaczać.