Z wodą są dwa główne „wyzwania” – albo jest jej za mało albo… za dużo. Skutki obu sytuacji szczególnie odczuwają mieszkańcy miast.
Ostatnie tygodnie to naprzemienne informacje o suszy, problemach z dostępem do zasobów wodnych i komunikaty związane z koniecznością ograniczenia w użytkowaniu wody wodociągowej, a z drugiej strony ekstremalne warunki pogodowe i błyskawiczne powodzie.
Powodzie błyskawiczne to naturalne zjawisko, które występuje na skutek zwiększonych opadów i powoduje gwałtowny, często groźny w skutkach spływ znacznych objętości wody. Dochodzi wówczas do nagłych zalań niżej położnych obszarów, przybrań w postaci gwałtownej fali powodziowej i zniszczeń niesionym materiałem zagarniętym wraz z wodą: kamieniami, gałęziami itp. W naturalnych warunkach zjawisko to jest odpowiedzialne za kształtowanie terenu: np. tworzenie dolin a nawet wąwozów, gdy na skutek gwałtownych spływów wymywane są piaszczyste frakcje gleb.
Inaczej wygląda zjawisko to w przestrzeni miejskiej. Na terenach zurbanizowanych, znacznie przekształconych ręką człowieka – rzadko mamy do czynienia (lub wręcz w mikroskopijnej skali, wobec powierzchni danej zlewni) z naturalnym spływem wody. Dzieje się tak, bo niemal każdy skrawek terenu w mniejszym bądź większym stopniu został uszczelniony.
Opad w mieście, jeszcze do niedawna, był postrzegany jako wręcz niemile widziany. Typowe działania projektowe oraz realizacyjne wiązały się z zebraniem go z wszystkich powierzchni szczelnych i jak najszybszym odprowadzeniem poprzez sieć kanalizacji deszczowej do najbliższego odbiornika.
Priorytetem były (i często nadal są) potrzeby komunikacyjne i bytowe ludności. Potwierdzeniem tego jest brak precyzyjnych zobowiązań inwestorów i deweloperów do zrównoważonego przekształcania terenów, z koniecznością zachowania w części powierzchni czynnych biologicznie – kiedy to każdy skrawek terenu pod inwestycję wykorzystywany jest do maksimum.
Antropogeniczna działalność człowieka związana z gwałtownym przyrostem: kolejnych budynków, tras komunikacyjnych, parkingów i podziemną infrastrukturę służącą odprowadzaniu wód opadowych – dołożyły „cegłę” do zmian klimatycznych, obserwowanych na całym świecie.
Podniesienie temperatury powietrza ma wpływ na wzrost energii gromadzonej w atmosferze, a to przekłada się na dynamikę zachodzących w niej zjawisk pogodowych i jej skutków m.in. powodzi tzw. błyskawicznych. Tym sposobem „niechciana” w mieście woda pojawia się w nim regularnie i w sposób niekontrolowany. Brak jej natomiast w przykrytej szczelną warstwą betonu glebie i jej głębszych pokładach, w tym także w miejscach ujęć wody, służących do zaspokojenia potrzeb bytowych mieszkańców.
Od kilku lat coraz częściej obserwujemy długie okresy bezdeszczowe, ekstremalnie upalne temperatury w lecie, suche i ciepłe zimy, zwykle bez pokrywy śnieżnej. Opad to coraz częściej zjawisko gwałtowne, w postaci krótkotrwałych i ulewnych deszczy, które w większej części zmieniają się w odpływ ze słabo pochłaniającej powierzchni (szczelnej lub wysuszonej i zbitej).
Istniejąca infrastruktura kanalizacyjna nie jest w stanie szybko i bezpiecznie przyjąć tak dużych objętości wody. Często dochodzi do sytuacji całkowitego wypełnienia kolektorów, co powoduje pracę kanalizacji pod ciśnieniem i efekt tzw. „cofki” w słabszych punktach systemu, w tym m.in. wybicia wody poprzez włazy uliczne. W konsekwencji ulewne deszcze w przestrzeni miejskiej to lokalne podtopienia na terenach najniżej położonych, paraliż komunikacyjny, zniszczenie mienia oraz infrastruktury miejskiej.
Kolejny etap, to zrzut wód opadowych do rzeki (duże miasta są wyposażone w zbiorniki retencyjne, które łagodzą ten etap) i obciążenie jej ponadnormatywnym ładunkiem zanieczyszczeń powierzchniowych i kanałowych, oraz wezbrania na niżej położonych odcinkach odbiornika. Gwałtowna natura tego zjawiska (czyli połączenie znacznej ilości wody i krótkiego czasu jej odpływu) nie zdąży zasilić terenów objętych wcześniej suszą, w tym tych wodonośnych.
Na zmiany, które teraz nas dotykają pracowaliśmy długo, kierowani wyłącznie własnymi potrzebami. Woda pokazuje nam swoją gwałtowną naturę i udowadnia, że nie jesteśmy w stanie jej sobie podporządkować.
Na koniec stawiam pytanie: czy zdążymy wyciągnąć z tej sytuacji lekcje i przede wszystkim wdrożyć je – biorąc pod uwagę fakt, że nasze istnienie jest bezsprzecznie uzależnione od dostępu do wody?