„Przede wszystkim trzeba odtwarzać lub tworzyć powierzchnie, które będą mogły przechwytywać wodę opadową. Przy nawalnych opadach jest problem, ponieważ nie można całej wody zatrzymać i całkowicie znieść ryzyka wystąpienia powodzi błyskawicznej” – mówi ekohydrolog Sebastian Szklarek w rozmowie z portalem Ekoguru.pl
O zjawisku powodzi błyskawicznych w miastach, jego przyczynach i sposobach walki rozmawiamy z ekohydrologiem Sebestianem Szklarkiem z Polskiej Akademii Nauk i twórcą portalu Świat Wody.
Mateusz Tomanek, Ekoguru.pl: Czy zjawisko powodzi błyskawicznych jest czymś naturalnym dla naszej szerokości geograficznej?
To co się dzieje właśnie w miastach przy tych nawalnych opadach jest wynikiem dwóch czynników. Pierwszy to fakt występowania opadów, które są coraz intensywniejsze i takie będą, ponieważ to wynika ze zmian klimatu. Drugi to zagospodarowanie terenu, ponieważ zmiany jakie wprowadził na nim człowiek powodują, że ta woda nie ma gdzie wsiąknąć i się zretencjonować. W wyniku tego następują właśnie powodzie błyskawiczne. Wówczas powstaje coś w rodzaju miejskich basenów.
O jakich zmianach ukształtowania terenu mówimy?
To jest tak naprawdę wszystko co się wiąże z usunięciem terenów zielonych oraz wodnych i zamienieniem ich na tereny mocno uszczelnione betonem lub asfaltem.
Czy musimy w takim razie zacząć traktować powodzie błyskawiczne w naszych miastach jako coś normalnego?
Takie zjawisko jak powodzie błyskawiczne już występowało w przeszłości. Krótkie opady nawalne nie są nowością i szybkie wezbrania rzek miały miejsce nieraz. Różnice w ich skutkach widać, gdy spojrzymy na skrajne przypadki. W Dolinie Biebrzy, gdzie rzeka ma przestrzeń do rozlewania się, nie słyszymy o katastrofalnych skutkach błyskawicznych wezbrań, nawet po intensywnych burzach, które tam też się zdarzają. W tamtym miejscu nie wyrządza to człowiekowi szkody więc nie mówi się o tym głośno. Natomiast w tych miejscach, gdzie człowiek wszedł ze swoją infrastrukturą w dolinę zalewową rzek, a w przypadku miast uszczelnił duże obszary, mamy zderzenie się problemu naturalności tego zjawiska ze stratami dla człowieka.
Ze względu na zmianę klimatu, która powoduje ogrzanie się całej planety następuje zmiana w obiegu wody. Musimy pamiętać, że te dwa aspekty są ze sobą bardzo silnie powiązane. Po pierwsze ogrzewanie się planety powoduje, że więcej wody paruje. Po drugie w cieplejszym powietrzu zmieści się więcej wody, czyli zanim powietrze ponownie osiągnie maksymalne nasycenie wodą, które prowadzi do powstania deszczu, to wtedy pojawia się zjawisko nawałnic, które obserwujemy szczególnie latem. Mówiąc krótko: cieplejsze powietrze sprawia, że pojawia się w nim więcej wilgoci, która powoduje bardziej intensywne opady. I to jest skutek ocieplenia się planety.
W bardziej naturalnych obszarach około połowa objętości deszczu wsiąknie w głębsze warstwy gleby, około 40 proc. zostaje w powierzchniowej jej warstwie, gdzie zostanie pobrana przez rośliny. Tylko około 10 proc. spływa gdzieś po powierzchni. W zabetonowanych miastach sytuacja jest całkowicie odwrócona, ponieważ w tych najbardziej zabetonowanych centrach miast tak naprawdę nawet 90 proc. deszczu bardzo szybko musi gdzieś odpłynąć.
Gdzie ta woda odpływa?
Albo do kanalizacji albo po prostu gdzieś do terenu niżej położnego. Wtedy następuje bardzo duża kulminacja tej wody. Kilka takich miejsc jest w mieście Łodzi, w którym mieszkam. Mimo tego, że miasto to położone jest w centrum Polski i to na nizinach, to mamy kilka takich pagórków. Po intensywnych opadach woda z kilku miejsc położnych wyżej spływa i nagle w miejscach niżej położonych zaczyna zbierać się woda. Pamiętajmy, że kanalizacja miejska nie jest po prostu w stanie odprowadzić w krótkim czasie tak dużej ilości wody.
Więc to przepustowość kanalizacji stanowi problem?
Trzeba sobie uświadomić, że nikt nie będzie projektował takiej kanalizacji, która będzie mogła odprowadzić takie ilości wody. Te kanały musiały by być wielkości tramwaju więc koszty byłyby horrendalne. Inną kwestią jest, że spełniałyby swoje funkcje najwyżej kilka razy w roku. Dodatkowym problemem jest to, że takie zjawiska nie są przewidywalne, bo o ile jesteśmy w stanie przewidzieć, że jak idzie front opadowy, to pas opadów będzie się nad danym terenem kraju przemieszczał, o tyle przy opadach nawalnych i burzowych możemy dostać ostrzeżenie, że jest wysokie ryzyko wystąpienia burzy. Nie wiemy natomiast czy ta burza uderzy w Kraków czy w Wieliczkę pod Krakowem. To jest loteria i tego nie da się tak dokładnie przewidzieć z dużym wyprzedzeniem.
Z pańskiej wypowiedzi wynika, że to my zepsuliśmy nasze miasta. Jak w takim razie nasze miasta mogą się przygotować na powodzie błyskawiczne?
Miasta zepsuły się w czasie ich szybkiego rozwoju i zabetonowywania powierzchni, aby to poprawić trzeba przede wszystkim odtwarzać lub tworzyć powierzchnie, które będą mogły przechwytywać wodę opadową. Przy nawalnych opadach jest problem, ponieważ nie można całej wody zatrzymać i całkowicie znieść ryzyka wystąpienia powodzi błyskawicznej. Tak naprawdę, to nie trzeba nam skomplikowanych i innowacyjnych rozwiązań. Potrzebujemy rozwiązań, które są od dawna stosowane na całym świecie. Są to zielone dachy, ogrody deszczowe, niecki chłonne, wprowadzenie zieleni tam gdzie się da. Tam gdzie się nie da wprowadzić zieleni stosuje się rozwiązania inżynieryjne takie jak beczki podstawiane pod rynnę i zbiorniki naziemne i podziemne. Wykorzystuje się również większe kanały deszczowe, na których stosuje się większe rury i one również mają zdolność retencjonowania wody. Chodzi o to, żeby część wody opadowej przetrzymać, a nie oddawać ją od razu do rzeki przyczyniając się tym samym do wezbrania wody. To ostatnie rozwiązanie ma jednak swoje mankamenty, ponieważ po pierwsze jest drogie, a po drugie rozwiązuje nam jeden problem. Tereny zielone oprócz retencjonowania wody zapewniają ją dla roślin także w późniejszym okresie, gdy opady nie występują. Tereny zielone to także wiele innych korzyści takich jak ochładzanie powierzchni miasta w czasie upałów, oczyszczanie powietrza, ostoja biologicznej różnorodności, a nawet tłumienie hałasu. Tworzenie takich terenów, to narzędzie wielofunkcyjne dla miejskiej tkanki przy niewielkim nakładzie kosztów. Im więcej takich rozwiązań tym zjawisko powodzi błyskawicznych będzie bardziej ograniczone.
Które polskie miasto według Pana jest dobrze przygotowane na występowanie powodzi błyskawicznych?
Prawdopodobnie jeszcze żadne nie jest w pełni gotowe na takie sytuacje, ponieważ zmiany klimatu następowały na tyle powoli, że nie odczuwaliśmy mocno skutków. W ostatnich latach coraz bardziej je odczuwamy i powiem więcej: w tym momencie najbardziej odczuwamy nie tyle same zmiany klimatu, ale lata poprzednich decyzji i skutki betonozy. Teraz się to wszystko skumulowało i potrzeba czasu, żeby to odwrócić.
Śledząc sytuację w polskich miastach trzeba powiedzieć, że jednym z wiodących w tej dziedzinie miast jest Gdańsk, które zainwestowało w retencję, zarówno w postaci ogrodów deszczowych jak i mniejszych zbiorników. Bodźcem do rozwoju takich rozwiązań było zalanie miasta. Po tej sytuacji został zorganizowany panel obywatelski, który miał dać odpowiedź na pytanie jak sobie poradzić z tym problemem.
Gdy kilka lat temu uczyłem się o tego typu rozwiązaniach, to większość pozytywnych przykładów płynęło z zagranicy. Obecnie mamy coraz więcej przykładów wdrożeń w Polsce, a właśnie Gdańsk wydał broszurę informacyjno-edukacyjną dla mieszkańców, w której przedstawiono zdjęcia realizacji z tego miasta, a nie jakiegoś odległego z zachodniej Europy. Trzeba przyznać, że idzie to w dobrym kierunku, ale jeszcze nie ograniczymy ryzyka aż tak bardzo, że jak spadnie ulewny deszcz, to nie pojawi się wielka powódź. Taka sytuacja miała miejsce na przykład niedawno w Niemczech. Tam akurat z nieba spadło wręcz jezioro i jeśli taki opad wystąpiłby w Gdańsku, to również mielibyśmy taką sytuację. To jest czynnik, który jest całkowicie niezależny od tego co robimy na ziemi. Powodzie błyskawiczne trzeba rozpatrywać na kilku poziomach.
Czy powodzie błyskawiczne różnią się od powodzi rzecznych?
Oczywiście. Powodzie rzeczne występują, gdy w jakimś miejscu zlewni rzeki spadnie deszcz i nagle jej poziom się podnosi i potem następuje fala wezbraniowa, która przesuwa się w dół biegu. Natomiast powodzie opadowe występują w miejscu, w którym opad następuje. To bardzo dobrze było widać po zalanych miastach w tym roku, na przykład Poznaniu. Tam w ciągu dwóch godzin spadła taka ilość deszczu, która powinna spaść w ciągu miesiąca.
Czy nawalne opady dałoby się jakoś pozytywnie wykorzystać?
Dałoby się, ale koszty inwestycji w potrzebną infrastrukturę do tego będą bardzo wysokie. Przyroda sama byłaby w stanie zatrzymać tę wodę, ale ona musiałaby się gdzieś rozlać. W miastach mamy ten problem, że woda się nie ma gdzie rozlać więc trzeba by się posiłkować jakimiś zbiornikami podziemnymi lub naziemnymi, co generuje kolejne koszty. Niemniej każda zatrzymana kropla czy to z małego czy z dużego deszczu może być zagospodarowana na wiele sposobów, zamiast szybkiego jej pozbywania się.
U nas w Polsce przydałoby zatrzymać wodę opadową?
O tak. Ja jestem zwolennikiem działań na wielu szczeblach – od tego najmniejszego lokalnego po szczebel ogólnokrajowy. Najprostszym działaniem, które możemy wprowadzić jest postawienie beczki pod rynną, a tam gdzie wody trzeba zatrzymać więcej musimy inwestować w różne działania pozwalające zatrzymać opady tam gdzie spadają na powierzchnię. Jeżeli jest miejsce w dolinie małej rzeki, to nie pozwalajmy na zabudowywanie tego deweloperką tylko stwórzmy tam teren zalewowy. Wtedy ograniczamy ryzyko zalania miejsc położonych w dalszym biegu rzeki, jak i tych, które powstałyby na tym terenie zalewowym.
Wspominał Pan, że chroniąc nasze miasta przed powodzią błyskawiczną czerpiemy przykłady z miast zachodnich. Czy zachód jest dobrze przygotowany na takie zjawiska i czy mogliśmy wyciągnąć wnioski z ewentualnych błędów, które Europa Zachodnia popełniła?
Mogliśmy, ponieważ powodzie błyskawiczne to nie jest przecież tylko nasz problem. Byłem jakiś czas temu w Kopenhadze i tam też podejmowano rozwiązania po tym jak miasto było zalewane. Tam zaczęto stosować rozwiązania, o których wspominałem wcześniej i co? I teraz Kopenhaga ma mniejsze problemy z powodziami i zalewaniem, ale trzeba pamiętać, że to się działo parę lat temu. U nas część ekspertów i naukowców wiedziała, że w Polsce to też może być problem, ale mało kto chciał tego słuchać. Teraz zderzyliśmy się mocno z opadami nawalnymi i dopiero w tym momencie zaczynamy myśleć o wprowadzaniu takich rozwiązań. Zamiast stosować strategie wyprzedzające, to szukamy rozwiązań wtedy, kiedy pojawia się problem.
Dziękuję za rozmowę
Dziękuję.
Notka biograficzna:
W 2017 roku założyłem bloga, bo chciałem, aby „tajemna” wiedza z publikacji naukowych mogła ujrzeć światło dzienne i przysłużyć się dbaniu o wspólne dobro jakim niewątpliwie jest woda. W 2011 roku skończyłem studia magisterskie z ochrony środowiska na Uniwersytecie Łódzkim, Wydział Biologii i Ochrony Środowiska. W tym samym roku rozpocząłem studia doktoranckie, które w 2017 roku w pierwszy dzień wiosny zakończyły się udaną obroną. Pracuję w Polskiej Akademii Nauk i zawodowo zajmuję się głównie jakością wód. Od 2013 roku byłem współautorem kilku opracowań nt. suszy w Polsce. Jestem pasjonatem i obserwatorem przyrody od wczesnego dzieciństwa. Prywatnie mąż, ojciec dwójki dzieci. Amator biegania, miłośnik planszówek i „emerytowany” oszczepnik.