W obliczu perspektywy wyczerpywania się się minerałów znajdujących się na lądzie, świat coraz bardziej zaczyna sięgać po to, co znajduje się pod dnem mórz i oceanów. W ostatnich latach dużą uwagę przykuwa strefa geologiczna na Pacyfiku znana jako Clarion-Clipperton Zone. Jednak teraz za górnictwo głębinowe bierze się Norwegia – kraj, który od lat uważany jest za jeden z proekologicznych.
Górnictwo głębinowe jest odpowiedzią na dwie rzeczy. Pierwszą jest nieuchronna perspektywa wyczerpywania się tego, co kryją lądy. Drugą sprawą jest chęć zarabiania pieniędzy, co niewątpliwie jest związane właśnie z tym że lądowe możliwości powoli się kończą. Lądowe minerały oczywiście się tak szybko nie wyczerpią, ale już od lat nie odkrywamy nowych złóż. Te z kolei co są eksploatowane od lat, wyczerpią się za niedługi czas. Wiele złóż już jest na wyczerpaniu. Kopalnie na całym świecie wydobywają złoża, które wymagają coraz większego wkładu energetycznego, bo musimy sięgać coraz dalej i coraz głębiej. Teraz czas na morza i oceany.
Norwegia będzie kopać pod wodą
Norweski parlament oficjalnie zagłosował za zezwoleniem na wydobycie głębinowe na Morzu Norweskim. Stało się to pomimo ostrzeżeń naukowców i ekologów, że takie działanie może zaszkodzić środowisku morskiemu. Zważywszy na to, że w ostatnich latach morskie ekosystemy na wiele sposobów są poddawane presji ze strony człowieka: od zmian klimatycznych po zanieczyszczenia mikroplastikiem.
Początkowo władze zaproponowały otwarcie na eksploatację 329 tys. km2 Morza Norweskiego. Później jednak powierzchnia ta została zmniejszona do 281 tys. km2, co stanowi obszar ponad 3/4 powierzchni Polski. Większość tego obszaru znajduje się w norweskim szelfie kontynentalnym, którego część zgodnie z prawem morskim znajduje się na wodach międzynarodowych. Chodzi tu o szelf rozszerzony, nad którym Norwegia sprawuje jurysdykcję. Inna część akwenu przeznaczona na działanie górnictwa znajduje się na wodach terytorialnych Svalbardu, które Norwegia uważa za swoją wyłączoną strefę ekonomiczną. Taki status wód jest kwestionowany przez państwa takie jak Wielka Brytania i kilka krajów UE.
Eksperci twierdzą, że kolejnym krokiem może być zaproszenie firm przez Norweską Dyrekcję Morską, agencję rządową odpowiedzialną za regulację zasobów ropy naftowej, do składania ofert na licencje poszukiwawcze. To może nastąpić już w tym roku. Jednak obecnie nie ma publicznego harmonogramu nadchodzących wydarzeń.
W stanie wyższej konieczności
Norwegia zamierza wydobywać minerały, takie jak magnez, kobalt, miedź, nikiel i inne metale ziem rzadkich znajdujące się w podwodnych wzniesieniach oraz nieaktywnych lub wygasłych kominach hydrotermalnych. Władze norweskie twierdzą, że górnictwo morskie jest konieczne, jeśli Norwegia ma odnieść sukces w transformacji energetycznej. „Musimy ograniczyć nasze emisje o 55% do 2030 roku, a także musimy ograniczyć resztę naszych emisji po 2030 roku” – argumentowała Astrid Bergmål, sekretarz stanu w norweskim ministerstwie energii. „Tak więc powodem, dla którego przyglądamy się minerałom z dna morskiego, jest duża ilość krytycznych minerałów, które będą potrzebne przez wiele lat”.
Krytycy tego pomysłu twierdzą, że minerały wciąż można wydobywać na lądzie, i przede wszystkim stawiać na recykling. Bergmål powiedziała, że wydobycie głębinowe będzie prowadzone „krok po kroku” i że będzie dozwolone tylko wtedy, gdy norweski rząd będzie mógł zapewnić, że będzie ono prowadzone w „zrównoważony sposób i z akceptowalnymi konsekwencjami”. Norweskie władze zapewniają, że eksploatacja dna będzie przebiegać z poszanowaniem środowiska naturalnego. „Jeśli jest jeden kraj, który może to zrobić w sposób stopniowy… to jest to Norwegia” – powiedziała Bergmål – „ponieważ kiedy mówimy, że zamierzamy wprowadzić najwyższe światowe standardy w odniesieniu do kwestii środowiskowych, robimy to w praktyce”.
Norwegowie nie mają za bardzo wyjścia. Choć kraj posiada złoża na lądzie, to nie są to ilości pozwalające na efektywną transformację energetyczną. Pozostaje więc albo import, albo eksploatacja dna morskiego. W dzisiejszych czasach, kiedy Rosja sama posiadająca duże złoża metali ziem rzadkich jest wrogiem państw Europejskich, górnictwo morskie wydaje się być rozsądnym rozwiązaniem.
Morza i oceany na Ziemi pełne są minerałów, w końcu i tam przebiegały przez miliony lat procesy fizyczne i chemiczne, które doprowadziły do powstania takich samych złóż, jakie występują na kontynentach. Na szczególną uwagę zasługuje pacyficzna strefa geologiczna zwana jako Clarion-Clipperton, gdzie znajdują się rozległe obszary usiane złożami minerałów takich jak mangan czy nikiel. Międzynarodowy Urząd Dna Morskiego (ISA), organ regulacyjny ds. górnictwa działający pod mandatem ONZ, nadzoruje negocjacje w celu zatwierdzenia zestawu zasad regulujących tę działalność, tak aby mogła ona potencjalnie rozpocząć się w najbliższej przyszłości.
Ryzyko dla ekosystemu
Peter Haugan, naukowiec pełniący funkcję dyrektora ds. polityki w Norweskim Instytucie Badań Morskich i dyrektora Instytutu Geofizycznego na Uniwersytecie w Bergen, powiedział, że plany Norwegii są sprzeczne z zaleceniami naukowymi i mogą zagrozić różnorodności biologicznej mórz. „Niszczenie bardzo wrażliwych i wrażliwych obszarów oraz eliminacja różnorodności biologicznej… stanowi realne ryzyko” – stwierdził Haugan. „To naprawdę smutny dzień dla Norwegii”. Na przestrzeni ostatnich lat pojawiło się już kilka raportów, mówiących o tym, że górnictwo morskie może szkodzić przyrodzie. Szczególnie chodzi tu o hałas, na który narażone są ssaki morskie.
Norwegowie prędzej czy później i tak będą eksploatować dno morskie. Inne narody też będą to robić na całym świecie. Jeśli wszyscy chcą uniezależnić się od paliw kopalnych i zatrzymać globalne ocieplenie, to przejście na OZE będzie wymagało ryzyka. Takiego ryzyka, jakim może być np. zanieczyszczanie hałasem morskiego środowiska.
Źródło: Mongabay