Początek wiosny w Polsce dawał nadzieję, że tym razem suszy nie będzie. W marcu i w kwietniu padało, zima choć mało śnieżna, była bardzo wilgotna i pochmurna. Jednak w maju sytuacja zaczęła się szybko zmieniać. Teraz jest tragedia.
Zima była bardzo wilgotna, spadło więcej niż zazwyczaj. Nie była też całkiem bezśnieżna. Nawet na zachodzie Polski w grudniu spadło sporo śniegu, potem jeszcze trochę w styczniu. Luty był bezśnieżny, ale bardzo wilgotny – opady były o 28 proc. wyższe od normy.
Także w marcu wydawało się, że tym razem nie będzie suszy, że ten kilkuletni okres się skończy. Nie mieliśmy tej wiosny żadnych doniesień o zamieciach pyłowych, głównie widywanych w Wielkopolsce. Jednak maj przyniósł zmiany. Był to miesiąc w całej Polsce chłodny. Średnia temperatura w większości kraju była o około 1oC niższa od średniej z lat 1981-2010. To jednak nie miało żadnego znaczenia, gdyż maj był bardzo suchy. Szczególnie na północy i zachodzie Polski.
Czerwiec także okazuje się być jak dotąd suchy. W Gorzowie Wlkp. od 1 do 13 czerwca nie spadła ani jedna kropla deszczu. W tym samym czasie temperatury były wyższe od średniej, szczególnie w okresie 5-12 czerwca było gorąco, a jednocześnie brak deszczu i praktycznie każdego dnia bezchmurna pogoda lub z małym zachmurzeniem. Co więcej, w leżącym na zachodzie Polski Gorzowie od połowy maja do 13 czerwca spadło jedynie 9,8 mm deszczu. To tyle co nic, zwłaszcza że między 24 maja a 13 czerwca nic nie padało.
Nic więc dziwnego, że jest sucho. Wierzchnia warstwa gleby praktycznie nie ma już wody. Wilgotność gleby wynosi jedynie 20%. Podobna sytuacja ma miejsce w wielu innych miastach i wsiach na zachodzie i północy Polski. W wielu miejscach poziom wilgotności gleby spadł już nawet do 10%. Nawet głębsze warstwy gleby są już przetrzebione, co ilustruje powyższa mapa. Takie coś, to z jednej strony efekt słabo śnieżnej zimy, bo co z tego, że w styczniu padał śnieg, skoro w lutym go nie było. Ostatecznie wyszedł na jaw problem braku śniegu zimą. Z drugiej strony to rezultat braku opadów w maju i w pierwszej połowie czerwca. Na taki stan nakłada się też cała seria suchych okresów od 2015 roku.
To co się dzieje w Polsce jeśli chodzi o suszę, widać też w rzekach. Pokazuje to poniższa mapa.
Prawie wszystkie rzeki i prawie wszystkie odcinki rzek cechują się niskimi stanami. W większości przypadków nie są to jeszcze stany ekstremalnie niskie, ale są rzeki i są odcinki, gdzie stany te są już naprawdę bardzo niskie. Tak jest np. na rzece Pisa będącej dopływem Narwi. W wielu miejscach w północno-wschodniej Polsce podobnie jak na zachodzie nie padało od wielu dni. Niski poziom wód w przypadku takich rzek jak Pisa to problem nie tylko natury przyrodniczej, ekologicznej, ale też turystycznej. Od jeziora Roś do ujścia Narwi utrudniona jest żegluga. Jedynie na południu Polski większość rzek cechuje się normalnymi stanami, gdyż tam występują opady deszczu.
Podobnie jest na Wiśle w okolicach Torunia. Poziom wód jest tam dwa razy niższy niż powinien być. Zamiast 3 metrów czy nawet 3,5 metra jest tylko 1,7 metra wody, w wyniku czego w niektórych miejscach pojawiają się łachy. Coraz mniej wody sprawia, że coraz więcej miast i gmin wprowadza obostrzenia dotyczące zużycia wody. Jedną z nich jest gmina Zławieś Wielka, położona między Toruniem a Bydgoszczą. Lokalne władze wprowadziły zakaz używania wody do innych celów niż socjalno-bytowych. Nie wolno tam podlewać przydomowych trawników, napełniać basenów czy myć samochodów. Czyli coś, z czym mierzą się w ostatnich latach mieszkańcy Kalifornii dotyka teraz nas.
Pamiętajmy, że mamy dopiero początek lata. Według prognoz IMGW w lipcu opady mają być w normie, a temperatury powyżej normy. Taka prognoza oznacza, że będziemy mieli burze i opady krótkotrwałe. Z kolei wysokie temperatury będą oznaczały szybkie parowanie, a tym samym ucieczkę wody do atmosfery. W takiej sytuacji susza nie tylko nie zniknie, ale będzie się jeszcze pogłębiać. Nie wiemy też, jak będzie wyglądać jesień. W ostatnich latach jesień bardziej przypomina polecie – 20oC w październiku i brak deszczu.
Mamy do czynienia z sytuacją, która dzieje się w świecie cieplejszym o 1,2oC względem ery preindustrialnej. Co więc będzie się działo w świecie cieplejszym o 1,5oC? Jak twierdzą naukowcy, taki świat jest tuż za rogiem. Z El Niño czy bez, nadejdzie. Ilość CO2 sięgająca 420 ppm wystarczy, by podnieść globalną temperaturę o 1,5oC względem ery preindustrialnej. Koniec świata nam nie grozi, ale tylko dlatego, że nie jesteśmy Somalią czy Jemenem. To jednak marne pocieszenie, bo nawet jeśli rolnicy dostaną „posuszowe”, to pieniądze jedzenia nam nie wyprodukują. A import zboża, owoców z innych krajów nie jest wcale taki oczywisty. Inne kraje też mogą mieć problemy. Niemcy, Francja, Hiszpania i właściwie wszystkie kraje UE szykują się już na suszę tego lata.