Mamy powtórkę z rozrywki, zima zaatakowała nas w kwietniu – miesiącu, który owszem przeplata zimę z latem, ale mimo wszystko jest miesiącem wiosennym. Takie sytuacje zgodnie z polskim porzekadłem się zdarzają, ale jeśli tej zimy jest zbyt dużo, a nie było jej, kiedy być powinna, to coś jest nie tak.
To kolejny kwiecień z niskimi temperaturami, ale na szczęście nie będzie miesiącem suchym tak, jak marzec. Dla przykładu w marcu w północno-zachodniej części Polski spadło mniej niż 1 milimetr deszczu. To był miesiąc wybitnie suchy, zupełnie jak na Saharze. Poziom wilgotności gleby spadł poniżej 50%, w niektórych miejscach sięgając jedynie 20%. Z tego powodu rolnicy nie mogli na polach wykonywać swoich prac jak zasiewy czy bronowanie, bo gleba była zbyt sucha i twarda.
Kwiecień ma to zmienić. To ma być według prognoz miesiąc chłodny, co z pewnością nas nie ucieszy. Temperatury rzadko mają przekraczać 15-16oC, częściej oscylować w okolicy 10-13oC. W zamian za to miesiąc ten ma być wilgotny. Według długoterminowej prognozy będą występować opady, na razie śniegu lub śniegu z deszczem, a potem deszczu. Wielkanoc prawdopodobnie będzie deszczowa i pewnie też chłodna, ale może to i dobrze. Poprawi się dzięki temu stan wód gruntowych i powierzchniowych, zniknie też zagrożenie pożarowe w lasach, nie będzie też problemu z wypalaniem traw – bardzo szkodliwego procederu podczas którego ostatnio nawet zginął człowiek.
Marzec był miesiącem w normie wieloletniej, a w północno-zachodniej części Polski 2-3oC cieplejszym od normy i wybitnie, wręcz skrajnie suchym. Kwiecień będzie przeciwieństwem. Wspólną cechą tych zdarzeń jest nie to, że w marcu jest jak w garncu, a kwiecień przeplata trochę zimy trochę lata, bo tej zimy, może nie dosłownie, ale jednak będzie przeplatać aż zanadto. Skąd tak wielkie zmiany? Winę za to ponosi, co ciekawe właśnie – globalne ocieplenie i ocieplająca się Arktyka. Jeśli Arktyka jest ciepła, zbyt ciepła to maleje różnica temperatur między nią a strefą tropikalną. W rezultacie prąd strumieniowy, który napędza ruch niżów nad Europą, Ameryką Północną i Azją, zaczyna zwalniać i meandrować. Sięga coraz dalej na południe i północ, a jego spowolnienie powoduje, że strefy ciepłego suchego powietrza z południa lub chłodnego i wilgotnego z północy dłużej utrzymują się nad danym obszarem.
Powyższa mapa pokazuje przykład z 1 kwietnia. Mamy tu dwie fale Rossby,ego, czyli meandry prądu strumieniowego na kontynentem europejskim. Widać, że Polska znajduje się na północ od prądu strumieniowego, czyli jet streamu. Meander sięga Afryki, a w takiej sytuacji do nas spływa zimne powietrze znad Arktyki. Dalej na zachodzie jest drugi meander, który sięga północnej Grenlandii. Ten natomiast sprowadza ciepłe powietrze. Fala Rossby’ego prądu strumieniowego jest wybrzuszona tak daleko na północ, że w północnej Grenlandii jest tylko -12oC, a na wybrzeżu kilka stopni powyżej zera. Są to temperatury niezwykle wysokie, tak jak niezwykle niskie są u nas, gdzie w ciągu dnia jest tylko 6-7oC powyżej zera, a nocami panuje mróz.
Arktyka w marcu była bardzo ciepła, nad znaczną częścią Oceanu Arktycznego dodatnie odchylenia sięgały 4oC. W miarę jak region na skutek spadku powierzchni lodu będzie się ocieplać dalej, to takie anomalie jak teraz będą jeszcze większe i będą dłużej występować. Możemy więc twierdzić, że globalnego ocieplenia nie ma, bo pół Polski na początku kwietnia zasypało śniegiem, ale to właśnie tak jest.
Ekstrema pogodowe, takie jak silne opady śniegu, ulewy, czy długotrwałe anomalie temperatury ujemne lub dodatnie nie tylko potwierdzają fakt istnienia globalnego ocieplenia – ale wręcz mogą w miarę postępowania zmiany klimatu się nasilać. Przewidzenie, czy na danym obszarze będziemy mieć w danym sezonie upały i suszę czy mrozy lub powodzie, staje się coraz trudniejsze. Można jednak powiedzieć, że cokolwiek nastąpi, będzie trwało dłużej i będzie miało większą intensywność.