Wycinanie drzew w polskich miastach i dewastacja terenów zielonych spędza sen z powiek aktywistom miejskim, którzy walczą o każdy skrawek zielonego terenu.
Pozbywanie się terenów zielonych z polskich miast jest według aktywistów miejskich „gwoździem do trumny”. Wielu z nich twierdzi wręcz, że jeśli nie zaprzestaniemy dewastowania i likwidacji terenów zielonych, to o zieleni miejskiej będziemy opowiadać naszym wnukom w bajkach na dobranoc. Przykładów dewastacji takich terenów jest ogrom.
Portal internetowy forsal przytoczył historię pani Zofii – emerytki z warszawskiego Ursynowa, która z uporem walczy z urzędnikami o każdy skrawek zieleni. Kobieta pisze listy do urzędników prosząc ich o zaprzestanie wycinki drzew. Argumentuje, że drzewa takie jak klon czy robinia – która mylnie zwana jest akacją – pomagają w umacnianiu gleby i przeciwdziała erozji. Takimi samymi argumentami broni również popularnych w polskich miastach klonów, które podobnie jak robinie nie mają wielkich wymagań i są na dodatek wytrzymałe. Obecność drzew w mieście ma też więcej pozytywów, ponieważ dają cień, chronią przed zanieczyszczeniem powietrza oraz są domami dla licznych ptaków i owadów. Wycinka drzew w miastach przyczynia się też do rozrastania betonowej dżungli, w wyniku czego latem miasta nagrzewają się do dużych temperatur w upalne dni.
Emerytka z Warszawy dostrzega, że urzędnicy podejmują decyzje o nassadzeniach nowych drzew w miejsce wyciętych, ale jednocześnie wyjaśnia, że te zamienniki są kiepskiej jakości. Grab, morwa czy leszczyna nie są odpowiednimi zastępcami, argumentuje pani Zofia zwracając uwagę, że nie jest to tylko jej prywatne zdanie, ale także ekspertów, których prace nosi często przy sobie.
Kontrola NIK
Do tematu nowych nasadzeń oraz wycinki i dewastacji miejskich terenów zielonych podeszła Najwyższa Izba Kontroli, która w 2014 przyprowadziła kontrole ochrony drzew podczas procesów inwestycyjnych. Kontrola ta wykazała, że prezydenci i burmistrzowie miast nie wykorzystują dostatecznie wszystkich dostępnych możliwości w celu ochrony miejskiej flory. W swoim raporcie NIK wylicza, że „drzewa były źle zabezpieczane podczas prac budowlanych, a nasadzenia zastępcze raziły niską jakością”. Ponadto kontrolerzy z Najwyżej Izby Kontroli zarzucili urzędnikom brak ochrony zadrzewień podczas planowania przestrzennego.
W 2018 roku NIK przeprowadziła kontrolę polskich miast pod kątem zieleni. Raport z tej kontroli wskazuje, że „od 2014 r. w Krakowie, Łodzi i Warszawie zieleni ubyło, a nikły wzrost odnotowano jedynie w Piotrkowie Trybunalskim (o 2,8 ha, czyli o 1,8 proc.) i Wrocławiu (o 4,36 ha; 0,3 proc.)”.
Uderza również skala wycinki w polskich miastach. W raporcie NIK-u czytamy, że w kontrolowanych miastach wycięto w sumie 40 tys. drzew, natomiast posadzono o 17 proc. mniej. Biorąc pod uwagę dane z raportu Najwyżej Izby Kontroli kuriozalna wydaje się decyzja władz Katowic, które 3 lata temu chciały zostać europejską zieloną stolicą.
Aktywiści kontra urzędnicy
Miejscy aktywiści mają jednak swoje sukcesy w walce o miejską zieleń. Dobrym przykładem są parki kieszonkowe, które powstają w polskich miastach. W ramach budżetów obywatelskich powstają również projekty zagospodarowania terenów zielonych w polskich miastach, ale jak widać, to wciąż mało. Pokazuje to z kolei, że lokalne społeczności w miastach zdają sobie sprawę z tego jak ważna jest zieleń w miastach i ten fakt może cieszyć. Szkoda natomiast, że urzędnicze decyzje nie zawsze idą w parze z wolą mieszkańców.
Źrodła: Forsal.pl, nik.gov.pl