Miasteczko, którego liczba mieszkańców spadła do 5 osób, a jego historia stała się inspiracją dla horroru Silent Hill. Centralia – miejsce 200 km na zachód od Nowego Jorku, teren bogaty w złoża węgla, miasto w stanie Pensylwania obecnie już praktycznie nie istnieje. Swój rozwój i upadek Centralia w USA zawdzięcza węglowi. Pożar złóż węgla pod miastem trwa nieprzerwanie od 1962 roku do dziś.
Stan Pensylwania wchodzi w skład głównych dostawców węgla w USA. Od niego pochodzi aż 25% tego surowca dostarczanego Amerykanom. Na terytorium tego stanu znajduje się największe złoże antracytu – odmiany węgla kamiennego o niezwykle korzystnych właściwościach opałowych (ma najwięcej czystego węgla, dużą kaloryczność, właściwie nie produkuje popiołu i pali się bardzo długo). Okolice Centralii to najprawdopodobniej największe zasoby tego surowca na świecie.
Początki górnictwa
Rozkwit miasta przypada na XIX wiek, wtedy powstały tam pierwsze kopalnie. W 1854 r. w okolicach miasta umieszczono tory kolejowe, co umożliwiło transport wydobytego surowca. Wpłynęło to na znaczący rozwój tego regionu. Pod koniec XIX wieku miasto posiadało pięć prosperujących kopalni, a jego tereny były zamieszkiwane przez około 3 tysięcy mieszkańców, pracujących najczęściej w górnictwie.
Kryzys ekonomiczny z 1929 roku i rosnąca renoma ropy naftowej jako lepszy i tańszy zamiennik paliwowy niż węgiel spowodowały w XX wieku załamanie w górnictwie węglowym. Kopalnie, które nie przynosiły zysków zamykano, więc wielu górników straciło prace. Dla wielu mieszkańców Centralii źródłem dochodów pozostało nielegalne wydobywanie węgla w niebezpiecznych i nierejestrowanych wyrobiskach. Mimo problemów socjalnych i społeczeństwa charakteryzującego się różnorodnością kulturową to mieszkańcy Centralii tworzyli silną wspólnotę, zatrudniając się w okolicznych miastach.
Na obszarach miasta, gdzie prace wydobywcze odbywały się na powierzchni, charakterystyczne były duże dziury i wyrobiska kopalniane. Zazwyczaj używano ich jako wysypiska śmieci. Rządzący miastem w celu zwalczenia nielegalnego wywozu śmieci zalegalizowali gromadzenie odpadów w jednym z takich wyrobisk w południowo-wschodniej części Centralii, w pobliżu cmentarza Odd Fellows. Takie wyrobiska miały tunele i dziury w zboczach, które były pozostałościami po wcześniejszych wydobyciach. Takie miejsca przed utworzeniem z nich wysypisk powinny być zabezpieczone przy użyciu niepalnych materiałów – jednak jak się później okazało nie wykonywano tego konsekwentnie.
Jak doszło do tragedii
W maju 1962 roku rozpoczęto przygotowania do Memorial Day (Dzień Pamięci) – jest to święto poświęcone bohaterom wojennym, którzy polegli na frontach wszystkich wojen prowadzonych przez USA. Władze miasta zleciły uprzątnięcie wysypiska przy cmentarzu. Skutecznym, choć nielegalnym rozwiązaniem było kontrolowane wypalanie. Ogień zabijał szczury, niwelował brzydki zapach i resztki odpadów porwanych przez wiatr.
Analizując zapiski rady miejskiej z tamtego czasu, nie znajdziemy informacji o metodzie, która została wybrana do uprzątnięcia śmieci. Natomiast nie ma żadnych wątpliwości, że ogień odegrał tam dużą rolę.
Pozbycie się śmieci zaplanowano na 27 maja – tę datę określa się jako początek pożaru pod Centralią.
Odpady zostały podpalone, a strażacy po wszystkim ugasili płonące stosy i pojechali do domu. Jednak po dwóch dniach z wysypiska nadal wydobywał się dym. Strażacy ponownie dogasili śmieci. Po tygodniu przegrzebano odpady i okazało się, że ogień rozprzestrzenił się bardzo głęboko w wyrobisko. Podejmowano próby ugaszenia płonącego śmietniska za pomocą buldożerów i koparek. Ustalono, że północna ściana wysypiska posiada niezabezpieczony otwór o szerokości około 5 m i wysokości 1,5 m. Prowadził do podziemnego tunelu starych kopalń. Prawdopodobnie to droga, którą ogień przedostał się pod miasto. Ogień za pomocą tuneli przedostał się na głębokość 90 m, obejmując przy tym złoża węgla.
Próby opanowania sytuacji
Dobrym pomysłem byłoby użycie koparek parowych, jednak rządzący miastem potrzebowali czasu na zebranie środków i załatwienie formalności. Jednocześnie wstęp na wysypisko nie został zakazany. Nadal korzystały z niego wywrotki, które wyrzucały odpady na niedogaszonym pogorzelisku. Nieświadomość lokalnych władz przejawił się także w zleceniu wykopania zajętych ogniem złóż jednemu człowiekowi – Gordonowi Smithowi, inżynierowi i operatorowi koparki parowej. Jednak nie zdążył on rozpocząć swojej pracy, bo ze ścian wysypiska zaczął wydobywać się dym i para. Za pomocą detektorów odnotowano obecność gazów pożarowych w tunelach wyrobiska.
Złożony układ tuneli przeszkadzał w starciu z ogniem. Pożary w kopalniach zdarzały się często w tych okolicach i górnicy wiedzieli jak z nimi walczyć. Sposobem uporania się z ogniem była likwidacja jednego z elementów trójkąta spalania: temperatury, materiału lub utleniacza (tlenu). Zamykanie grodzi, szybów wentylacyjnych, duszenie ognia – to szablonowe czynności, które podejmuje się w celu izolowania pożaru. Opuszczone i niekontrolowane przez człowieka stare kopalnie miały na tyle dużo otworów w skałach, że ich zamknięcie jest po prostu niemożliwe. Mało skuteczne było także zalewanie kopalń. Dodatkowo antracyt pali się w bardzo wysokich temperaturach, a oprócz złóż węgla paliły się również zawarta w skałach siarka i wybuchowy metan. Ogień obejmował także drewniane wzmocnienia korytarzy kopalnianych, co prowadziło do ich zawalenia i osuwania się ziemi na powierzchni. Zmniejszenie temperatury było niemożliwe do zrobienia, więc jedyną możliwością zostało pozbycie się materiału palnego za pomocą mechanicznego przekopania okolicy.
Walka z ogniem podejmowana była przez dwadzieścia lat. Przekopywano teren, budowano zapory w ziemi, zalewano kopalnie. Na wszystkie możliwe sposoby próbowano zatrzymać drogę ognia wzdłuż podziemnych złóż węgla, na których stało miasto. Ogień jednak zawsze potrafił uciec. Wszystkie próby likwidacji ognia okazały się niemożliwe do zrealizowania z różnych względów, zarówno technicznych, finansowych, jak i z powodu biurokracji. W sierpniu 1962 roku tylko jeden górnik próbował uporać się z ogniem, jednak miał pozwolenie jedynie na prace po osiem godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu. Starcie z ogniem zostało ostatecznie przegrane po wrześniowym długim weekendzie (święto pracy w USA przypada na pierwszy poniedziałek września), gdy prace nad zlikwidowaniem ognia wstrzymano aż na pięć dni. Byli mieszkańcy miasta są przekonani o tym, że gdyby w tamtym czasie pracowano na trzy zmiany, ogień udałoby się ugasić.
Mieszkańcy Centralii na początku lekceważyli sytuację i nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, jakie ona niesie. Byli przekonani, że władze miasta opanują sytuację, a przez wiele lat miasto wcale nie wyglądało na zagrożone. Jednak gdy w sąsiednich, aktywnych kopalniach wykryto tlenek węgla, konieczne było zamknięcie i zawieszenie pracy około 200 górników. Miasto pokryło się dziesiątkami wystających z ziemi rur przez odwierty w ziemi, które wykonano, aby dowiedzieć się, jak daleko przedostał się ogień.
Ewakuacja mieszkańców i akcje wysiedleńcze
W 1979 roku pracownicy okolicznej stacji benzynowej poinformowali o podgrzaniu podziemnych zbiorników z benzyną do prawie 80°C, podobne odczyty wykazywały mierniki tuż pod powierzchnią ziemi. Na początku lat 80. postanowiono zamknąć drogę stanową, która wiodła przez miasto, ponieważ ciągle była okryta dymem. W mieście pojawiły się także pierwsze przypadki zatruć tlenkiem węgla w domach. Władze miasta zalecali wietrzenie mieszkań i otwieranie okien na noc.
Społeczeństwo o zagrożeniu, jakie ich otacza, uświadomili sobie dopiero po zdarzeniu z 14 lutego 1981 roku, kiedy 12-letni Todd Dombowski wpadł do ziejącej dymem szczeliny. Ziemia załamała się pod nim, ale jego kuzyn zdążył go uratować. Rozpadlina w ziemi miała około 90 m głębokości (niektóre źródła podają, że około 46 m), a temperatura na jej dnie sięgała 200-300°C. Ta sytuacja rozemocjonowała społeczeństwo i lokalne władze musiały wreszcie zareagować.
Analizy sytuacji i badania wykazywały, że walka z żywiołem to ogromne koszty finansowe. Jeden z wariantów ratowania miasta, jakim byłoby przekopanie całej okolicy, to koszt ponad 660 mln ówczesnych dolarów (dziś byłoby to około 1,5 miliarda dolarów), a i tak nie dałby gwarancji całkowitego usunięcia zagrożenia. Lepszą opcją okazało się wysiedlenie ludzi, które pochłonęłoby około 46 mln USD Pierwszy sposób i tak wymagałby przekopania części zabudowanych terenów miejskich. Akcja wysiedleńcza rozpoczęła się w 1984 roku, ale część mieszkańców zdecydowała się opuścić miasto już wcześniej. W 1991 roku władze stanu odkupiły od mieszkańców Centralii i okolic ich domy, które następnie zniszczono. Rządzący jednak obiecali, że nikogo nie będę usuwać z miasta siłą. Po wysiedleniu ustawiono znaki ostrzegawcze, zamknięto popękaną drogę stanową nr 61, a od tych, którzy chcieli zostać, wykupiono zawczasu nieruchomości. W momencie oficjalnej ewakuacji w mieście zostało około 600 mieszkańców. Ludzi, którzy opuścili Centralie było ponad tysiąc. 10 osób, które nie mogło pogodzić się z losem, pozostało w mieście na własne ryzyko.
Końca nie widać
Do dziś pod Centralią palą się złoża węgla. Najprawdopodobniej pożar obejmuje około 15 km2 i rozszerza się z prędkością 22 m rocznie. Nadal pojawiają się nowe dziury i zapadliska. Ogień, który objął korzenie drzew, przeniósł się na powierzchnie, gdzie wypalił część terenu wkoło miasta. Z rozpadlin wydobywa się dym, a ze starego tunelu, który służył za odwodnienie kopalń, wypływa kwaśny, żółty strumień skażony siarką i metalami. Mimo że minęło już prawie 60 lat to w niektórych otworach nadal widać płonące pokłady węgla, a nocą na wzgórzach niebieskie od metanu płomienie. Centralia istnieje w świadomości jej mieszkańców i ludzi, którzy zwiedzają ją w poszukiwaniu duchów. Istnieje teoria, która mówi, że pożar węgla w tym regionie może trwać bardzo długo i niesie zagrożenie dla kolejnych miast.
Historię Centralii można porównać do katastrofy lotniczej, w której błędy człowieka nałożyły się na siebie i doprowadziły do tragedii. Nielegalne wypalanie śmieci w miejscu, które było niedobrze zabezpieczone, niedogaszenie pogorzeliska i apatyczność w podejmowaniu decyzji przyczyniła się do wysiedlenia mieszkańców, pogrzebania miasta, a przede wszystkim do gigantycznej katastrofy ekologicznej.