Opłaty za śmieci rosną w całej Polsce. Z raportu Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wynika, że od końca 2018 do końca 2020 r. – stawki średnio się podwoiły, a w niektórych regionach nawet potroiły. Przyczyn jest wiele choć UOKiK jako główne wymienia brak konkurencji na rynku. Z danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że w 60 procentach gmin do przetargu stanęła tylko jedna firma odbierająca odpady. Na cenę ma wpływ również wzrost stawek za przetwarzanie i składowanie odpadów. Gminy od siebie dokładają konieczność samofinansowania się systemu, czyli całość kosztów odbioru, wywozu, składowania i przetwarzania musi być pokryta z opłaty, jaką płacą mieszkańcy. Do tego obowiązujące przepisy zabraniają samorządom dopłacać mieszkańcom do rachunków za śmieci, tak jak to często bywa w gminach do rachunków za wodę. Tak więc finalnie to mieszkaniec musi z własnej kieszeni w całości pokryć rachunki za śmieci, a te rosną na potęgę. W 2019 roku średni wzrost opłat za wywóz odpadów komunalnych wzrósł o 30 procent w porównaniu z 2018 rokiem. Sam transport i zagospodarowanie odpadów w ciągu ostatnich czterech lat wzrosły o 65%. Drastycznie podniosła się tzw. opłata marszałkowska, czyli koszt składowania odpadów. Do końca 2017 r. stawka wynosiła 24,15 zł za tonę odpadów, w roku 2018 wzrosła do 140 zł za tonę, a w 2019 aż do 170 zł za tonę. W roku 2020 stawka ta wynosi już 270 zł za tonę. Odbiór i zagospodarowanie papieru porównując ten rok do poprzedniego – wzrost o 42%, szkła o 36%, plastiku o 38%, odpadów zmieszanych podwyżka o 23%. Do tego dochodzą rosnące ceny energii (Polska ma ją najdroższą w Europie), czy podwyżki płacy minimalnej, które bezpośrednio wpływają na wzrost opłaty. Nawet ostatnie głośne pożary na wysypiskach śmieci skutkowały tym, że operatorzy musieli wprowadzić nowe zasady przeciwpożarowe i monitoring, co również wpłynęło na ich koszty. Przepisy prawa obciążają tymi wszystkimi kosztami mieszkańców, nie dając żadnej alternatywy finansowania miejskich systemów gospodarki odpadami.
Śmieciowa rewolucja czyli drożej niż kiedyś
Gospodarkę odpadami regulują głównie dwie ustawy z 13 września 1996 roku o utrzymaniu czystości i porządku w gminach oraz z grudnia 2012 roku o odpadach.
Do końca 2012 roku obowiązywał w Polsce zupełnie inny niż obecnie system gospodarowania odpadami. Polegał on na tym, iż to wytwórca odpadów ( mieszkaniec) zawierał umowę z podmiotem odbierającym odpady, czyli o cenie decydowały zasady rynkowe z tym, że w odróżnieniu od innych usług , które można sobie wybrać lub nie, ta była dla obywatela obowiązkowa. Z tą obowiązkowością bywało różnie, bowiem wyliczono, iż w 2010 roku tylko 80 procent Polaków miało podpisane takie umowy. Do tego selektywna zbiórka odpadów również była na znikomym poziomie.
Zmiana systemu sprawiła, iż usługi na wywóz śmieci nie podpisywał Kowalski z firmą wywozową, a gmina w jego imieniu z podmiotem wyłonionym w przetargu. Takie rozwiązanie przyjęto dla nieruchomości zamieszkałych, dla pozostałych: biura, sklepy pozostawiono dotychczasowe rozwiązanie, czyli właściciel sklepu restauracji czy biura sam podpisuje umowę i wybiera firmę, która odbiera od niego odpady.
Kiedy system był wdrażany określano go jako „rewolucja śmieciowa”, która miała całkowicie odmienić dotychczas działający niewydolny system. Przekonywano, że pozytywem będą chociażby czyste lasy i rzeki, do których nikomu nie będzie się już opłacało podrzucać śmieci. Okazuje się, że śmieci w lasach jak były tak są nadal, a największą zmianę odczuwają klienci w lekkości swoich portfeli.
Z badań UOKiK- u wynika, że wzrost opłat płaconych przez mieszkańców za odbiór śmieci rozpoczął się w 2017 r, a potem z roku na rok był coraz większy. W latach 2018 -2019 ponad 60 proc. gmin podniosło lub planowało zwiększyć ceny.
Śmieci więcej i więcej
Zaproponowana przed laty zmiana podejścia do gospodarki śmieciowej miała sprawić, iż znacznie zmniejszy się odsetek śmieci niesegregowanych. Dlatego też duże różnice w opłatach zaproponowane przez włodarzy gmin premiują segregację odpadów, kto segreguje płaci mniej. W pierwszych latach od wdrożenia reformy dało to spory efekt. W 2014 roku, który był pierwszym pełnym rokiem obowiązywania wprowadzonej nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, ilość odpadów segregowanych w stosunku do roku 2013 wzrosła aż o 60 proc. W kolejnym 2015 r. wzrost odpadów zebranych selektywnie wyniósł 23 proc., a w roku 2016 w stosunku do 2015 sięgnął 17 proc. Dla przykładu w Toruniu w 2014 roku do recyklingu trafiało 8 tys. ton odpadów, cztery lata później było to 11 tys. ton. Jednak ostatnie lata wskazują, że system się zaciął, bowiem w 2018 roku 34 procent odpadów komunalnych wyprodukowanych w Polsce podlegało recyklingowi i jest to o 16 procent mniej niż poziom wymagany na lata 2020-2024, kiedy ma to być już 50 procent odpadów komunalnych, zaś do 2035 recyklingowi winno podlegać 65 procent.
Ilość wytwarzanych w Polsce odpadów choć niższa niż w większości krajów UE rośnie. Polski Instytut Ekonomiczny wyliczył iż w 2030 r. przeciętny Polak może produkować nawet blisko 40 kg odpadów komunalnych więcej niż w 2018 r i segregacja choć wskazana może nie wystarczyć. Żadne to pocieszenie czy się utonie w śmieciach segregowanych czy nie. Dlatego coraz więcej mówi się o potrzebie zmniejszenia ilości odpadów w codziennym życiu, konieczności rozbudowy systemu Rozszerzonej Odpowiedzialności Producenta czy też przełamaniu monopolu firm odbierających śmieci.
Inne kraje europejskie wprowadziły już obowiązkowy system dopłat producentów do recyklingu każdej tony papieru, plastiku i szkła. Na przykład w Austrii producenci plastikowych opakowań dopłacają ponad 600 euro do każdej tony, w Czechach 200 euro, a w Polsce zaledwie niecałe 3,5 euro. Kolejna kwestia to walka z nielegalnym przemytem i składowaniem odpadów oraz rozbudowa instalacji termicznego przetwórstwa odpadów, co jednak może wzbudzać protesty społeczne.