Stowarzyszenie Przyjaciół Dorzecza Gwdy to jedna z tysięcy takich organizacji w Polsce. Jego członkowie zajmują się ochroną położonej w północno-zachodniej Polsce rzeki Gwdy i jej dorzecza. Stowarzyszenie zwróciło się do nas z prośbą o nagłośnienie sprawy zniszczenia przyrody w rzecze Głomia, która jest dopływem Gwdy.
Mateusz Tomanek, Ekoguru.pl: Dlaczego zdecydowaliście się powołać do życia Stowarzyszenie Przyjaciół Dorzecza Gwdy?
Generalnie od jakiegoś czasu z trójką znajomych planowaliśmy coś takiego, bo zauważyliśmy potrzebę stworzenia czegoś wzorem innych stowarzyszeń. Na naszym terenie wcześniej nie było tego typu inicjatyw więc nasza jest prawdopodobnie pierwsza. Chodziło nam o stworzenie takiego stowarzyszenia, które mogłoby fizycznie wpłynąć na ochronę przyrody, a w szczególności rzek i dolin rzecznych, ponieważ na tym nam najbardziej zależy. Często przebywamy w takich miejscach i zauważyliśmy, że pojawiają się pewne nieprawidłowości, które skutkują tym, że przyroda nie jest w odpowiedni sposób chroniona. Stowarzyszenie powstało po to, żeby mieć większą moc sprawczą.
Moc sprawczą?
Tak, ponieważ działając jako osoba indywidualna, albo nawet w grupie nieformalnej nie ma się takiej siły przebicia jak w takim sformalizowanym tworze jakim jest nasze stowarzyszenie.
Jednym z takich działań było podjęcie interwencji i zwrócenie uwagi na rzekę Głomię. Co takiego się tam stało, że postanowiliście nagłośnić sprawę?
Otrzymaliśmy mailowo zawiadomienie, że coś się złego dzieje na rzece Głomii, która jest lewym dopływem rzeki Gwdy. Wraz z wiadomością otrzymaliśmy dokumentację fotograficzną, która pozwoliła na wstępną ocenę stanu rzeki. Na zdjęciach zobaczyliśmy drastycznie obniżony poziom wody na jazie w Krajence. Jeden z naszych kolegów postanowił od razu tam pojechać i osobiście sprawdzić o co chodzi. Okazało się, że ktoś podjął decyzję o zbyt szybkim rozpiętrzeniu jazu.
Jakie były skutki tej decyzji?
Gwałtowne rozpiętrzenie jazu spowodowało poderwanie się z dna osadów dennych, które zalegały na małym zbiorniku zaporowym od kilkunastu lat. Poskutkowało to spłynięciem wody, która zawierała rzeczone osady. Jest to niebezpieczne dla środowiska, ponieważ osady zawierają takie składniki biogenne jak azot czy fosfor. Mają one pochodzenie naturalne, lecz w związku ze stosowanymi nawozami w rolnictwie ich zawartość w osadach może być podwyższona. Skutkiem tego zrzutu wody, krótko mówiąć, było zmniejszenie ilości tlenu w wodzie.
Jaka była odpowiedź Wód Polskich?
Wody Polskie stwierdziły, że przepływ biologiczny był utrzymany, bo można matematycznie wyliczyć jaki musi on być. Jednak będąc na miejscu stwierdziliśmy, że z przepływem biologicznym ma to mało wspólnego, bo zamiast rzeki było tam w zasadzie płynące błoto. Tutaj nie może być mowy o jakimkolwiek przepływie biologicznym. W trakcie przeprowadzonej przez nas inspekcji znaleźliśmy mnóstwo śniętych ryb, które spływały w dół rzeki. Ryby są tylko podstawowym wskaźnikiem tego co się stało, ponieważ reszta stworzeń, która nie przeżyła tak szybkiego spustu wody nie koniecznie musi wypłynąć na powierzchnię. Chciałbym tutaj podkreślić ignorancję ze strony Wód Polskich, ponieważ kompletnie pominęli fakt eksterminacji innych stworzeń niż ryby. Ponadto według Wód Polskich stwierdzono tylko 7,5 kg śniętych ryb. Wcześniej mówili, że było ich 10 kg. Problem w tym, że były one odłowione przez pracowników Wód Polskich 2 dni po fakcie, gdzie większa ich część już spłynęła razem z osadem dennym, który jest toksyczny dla tych stworzeń. Ważnym jest, że wśród martwych ryb można było znaleźć gatunki chronione takie jak śliz, koza czy różanka. Przed jazem w Krajence, na małym zbiorniku zaporowym znajdowało się również stanowisko chronionego grążela żółtego.
Jakie działania podjęliście po stwierdzeniu, że na rzece Głomia doszło do katastrofy ekologicznej?
Przede wszystkim powiadomiliśmy Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Następnie na podstawie zebranych przez nas informacji, złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury. Po głębszej weryfikacji przygotowaliśmy również zawiadomienie o wyrządzonej szkodzie w środowisku i wysłaliśmy je do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. To zgłoszenie jest przyjęte i jest w tym momencie rozpatrywane.
Kto według Was ponosi winę za zaistniałą sytuację?
Trzeba jasno powiedzieć, że operatorem tego jazu są Wody Polskie i to oni wykonali procedurę spustu wody. W zasadzie, to dla nas nie ma znaczenia na czyje dokładnie zlecenie to zrobiono i kto za tym stoi. Nie zależy nam, aby polować na winowajcę. Zadziwił nas tutaj chaos informacyjny ze strony Wód Polskich. Pojawiła się informacja, że będzie przeprowadzany spust wody z Głomii i na stronie Polskiego Związku Wędkarskiego taka informacja się nawet pojawiła.
A co do tego ma Polski Związek Wędkarski?
Polski Związek Wędkarski jest dzierżawcą rzeki Głomi. Powinien poinformować wędkarzy o planowanym spuście, co też zrobił. Miało się to odbyć 7 lipca, a wykonane to zostało dnia 6 lipca. Nie wiadomo dlaczego, bez porozumienia i poinformowania jakiejkolwiek z zainteresowanych stron. To właśnie powinna zbadać prokuratura. Do tego dochodzi sam czas wykonania takiego spustu, ponieważ normalnie odbywa się to w dłuższym interwale czasowym. W przypadku Głomii nastąpiło to wręcz błyskawicznie. Świadkowie mówili, że trwało to 1,5 do 2 godzin, co jest ogromnym błędem w sztuce.
Czy skutki popełnionego błędu są nieodwracalne dla przyrody?
My zabiegaliśmy oto, żeby PZW wykonało odłów kontrolny bo oni są uprawnieni do tego. Gdy będzie to zrobione, to będzie można dokładnie ocenić jakie są straty dla ekosystemu. Analogiczna sytuacja miała miejsce w zeszłym roku na Pomorzu na rzece Niechwaszcz. Tam po takim błyskawicznym zrzucie osadów dennych, na podstawie odłowu kontrolnego stwierdzono brak życia na odcinku 3 500 m! Ekspertyza powinna być w naszej opinii wykonana, ale PZW nadal się zastanawia czy takie kroki podjąć. Czas tutaj gra niestety na naszą niekorzyść.
Ciężko też w tej chwili dokładnie ocenić jakie są straty. Wiem natomiast, że jest to bardzo delikatny ekosystem, ponieważ żyją w nim nie tylko ryby, ale także owady, mięczaki, skorupiaki, drobne ssaki płazy czy gady. Tego typu środowiska są ogromnie wrażliwe na tego typu działania. Łańcuchy troficzne mogły zostać silnie naruszone, wręcz zniszczone.
Update
PGW Wody Polskie zostało poproszone o wyjaśnienia w związku z zaistniałą sytuacją ze strony Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Na ich podstawie można w zasadzie stwierdzić, że według Wód Polskich nic się nie stało. Z ich informacji wynika również, że w składzie ichtiofauny Głomi, nie występują gatunki chronione co jest zupełnie sprzeczne z wykonaną przez nas dokumentacją i przede wszystkim z badaniami naukowymi – vide. S. Tybulczuk i inni, Ichtiofauna systemu rzecznego Gwdy (2013-2015), Rocz. Nauk. PZW 2017, t.30, s.78-79.
Odłów kontrolny nie został wykonany przez PZW i wykonany raczej nie będzie. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że PZW porozumie się z PGW Wody Polskie i w ramach rekompensaty zostanie wykonane zarybienie gatunkami ryb: jaź, lin i szczupak. Pozostaje mieć nadzieję, że poważniej sprawę potraktuje RDOŚ i prokuratura. Z naszej strony będziemy starali się aby sprawa ta nie została umorzona w szybkim tempie.
Krótka notka o Stowarzyszeniu:
Stowarzyszenie Przyjaciół Dorzecza Gwdy zostało zarejestrowane na początku 2021 roku. Jednak idea założenia takiego stowarzyszenia powstawała wcześniej, w czasie wędrówek dolinami rzek wchodzącami w skład Dorzecza Gwdy. Są to tereny ciągle dzikie a rzeki Dorzecza są w dużym stopniu naturalnymi ciekami. W związku z tym są one bardzo cenne przyrodniczo. Postanowiliśmy więc powołać do życia twór, który będzie się starał chronić te tereny „poza systemem”, społecznie. Uważamy, że ochrona przyrody w Polsce nie działa wystarczająco. Naszym celem jest m. in. dążenie do poprawy kondycji biologicznej rzek Dorzecza, zapobieganie ich zanieczyszczaniu, przeciwdziałanie nieuzasadnionym próbom regulacji rzek i potoków czy kreowanie i wspieranie lokalnych inicjatyw mających za zadanie w tym pomóc.
Stowarzyszenie Przyjaciół Dorzecza Gwdy | Facebook