W wielu częściach świata, głównie na kontynencie europejskim zima ponownie nie wygląda tak, jak powinna. W USA i w Kanadzie zaczęła się z wielkim poślizgiem, w wyniku czego doszło do ponad miesięcznego opóźnienia w zamarzaniu Zatoki Hudsona. W Europie po rekordowo ciepłej jesienie, zima zaczęła z „wysokiego c”, ale teraz jej nie ma. Prognozy wskazują, że nic z tego nie będzie. Pół biedy, że sporo pada.
Jesień w Ameryce Północnej była niezwykle ciepła, lokalnie padały rekordy temperatur. W Minneapolis na początku października temperatury sięgały 32°C. Wyjątkowo wysokich temperatur doświadczyła Kanada, w wyniku czego z ponad miesięcznym opóźnieniem zaczęła zamarzać Zatoka Hudsona. Zwykle akwen ten zamarza całkowicie na początku grudnia, tym razem stało się inaczej. W połowie grudnia dwie trzecie zatoki było pokryte lodem. Wschodnie wybrzeże było od niego wolne. Nie powinno tak być.
Białe niedźwiedzie pod domem
Taka sytuacja nie jest nowa, ale na skutek wzrostu temperatur na Ziemi staje się to już chyba nową normą. To zła wiadomość dla zależnych od lodu niedźwiedzi polarnych. Bez lodu zwierzęta te nie mogą żyć na dłuższą metę, gdyż jest to ich naturalne miejsce do zdobywania pokarmu. Opóźniony mocno start w zamarzaniu Zatoki Hudsona sprawił, że zniecierpliwione i głodne niedźwiedzie, zaczęły coraz bardziej natarczywie penetrować miasteczko Churchill. Mieszkańcy tego kanadyjskiego miasteczka są przyzwyczajeni do widoku nieproszonych gości, ale w tym roku jest to już naprawdę poważny problem, który zaczął się już latem. Lód szybko stopniał, więc przybyły niedźwiedzie.
„W 2022 roku niedźwiedzia widziałem dopiero 19 lipca” – mówi Drew Hamilton, przewodnik turystyczny, który zajmuje się pokazywaniem turystom te groźne arktyczne zwierzęta. W tym roku zobaczył więcej niedźwiedzi niż w latach poprzednich. „Przez całe lato było po prostu gorąco i było pełno niedźwiedzi. I robili przedstawienie” – wyznał. Niedźwiedzie podchodzą dużymi grupami do domów mieszkalnych, sklepów czy miejscowej szkoły. Mogą zaatakować ludzi. Oczywiście jest specjalna linia alarmowa, coś jak u nas 112, ale to nie zawsze może pomóc. Na szczęście w ostatnich latach ofiar nie ma, ostatni poważny atak niedźwiedzia na mieszkańca Churchill miał miejsce w 2013 roku. Ludzie są teraz bardzo ostrożni. Są nawet takie praktyki, gdzie nie zamyka się drzwi do samochodu, gdy ktoś chce zajść do sklepu. To po to, by w razie ataku szybko skończyć do samochodu. I nie chodzi tu samego właściciela pojazdu, a kogoś innego, którego biały niedźwiedź zatroszczy na ulicy.
Teraz Zatoka Hudsona jest już prawie zamarznięta, ale lód na niej jest cienki. Niedźwiedzie wejdą na niego, gdyż stanie się grubszy. Wtedy odejdą, by polować na foki, ale w przyszłym roku lato wróci.
Śnieg i orkany
Po drugiej stronie kontynentu, w Europie problem jest zgoła inny, to pozatropikalne cyklony, zwane orkanami. Jesień w Europie była niemal rekordowo ciepła. Różnica w stosunku do 2020 roku to tylko 0,03°C, jak podaje europejski program badania klimatu Copernicus. Ocean Atlantycki mocno się ogrzał, a teraz oddaje ciepło. To sprawia, że na skutek spływu zimnych mas powietrza z północy tworzą się potężne wiry powietrza. Powstają sztormy, które docierają do zachodnich wybrzeży Europy. Niektóre z nich zmieniają się w orkany – pozatropikalne huragany, które powstają w inny sposób niż huragany, a są tak samo groźne jak huragany.
Jednak nim orkan Pia dotarł do Europy, dużą część kontynentu nawiedziła zima. Zima przyszła zaskakująco szybko, bo już w trzeciej dekadzie listopada. Trzecia dekada listopada w Skandynawii, krajach nadbałtyckich, w Polsce i na Białorusi była 4°C chłodniejsza niż zwykle. Podobnie było na początku grudnia, kiedy opady śniegu dały się we znaki milionom Europejczyków. Nawet na zachodzie czy południu Niemiec. Np. Monachium, gdzie śnieżyce i mróz sparaliżowały cały transport. W Ulm i Monachium pasażerowie musieli spędzić noc w pociągach. Metro, autobusy i tramwaje również przestały kursować.
Na południu Czech ogłoszono stan klęski żywiołowej. Problemem nie były temperatur, bo nie było aż tak zimno, tylko obfite opady śniegu, takie jak w USA. Ale Czechy, to nie USA, i ludzie nie są do takiego czegoś przyzwyczajeni, nie do 75 cm opadów w ciągu kilkudziesięciu godzin. Podobna sytuacja miała miejsce w innych krajach Europy. Zima dała się także we znaki i nam. Ale to dobrze, bo dzięki temu spadło sporo śniegu, który poprawił fatalną sytuację hydrologiczną Polski.
Zima jednak się skończyła. Trzeba jasno powiedzieć – to było anomalia, bo ta świąteczna pogoda na przełomie listopada i grudnia to efekt rozpadu wiru polarnego w Arktyce. Wysokie temperatury w Arktyce sprawiły, że doszło do rozbicia komórki polarnego powietrza. W wyniku tego zimne powietrze z impetem wdarło się do Europy. Normalnie wir polarny jest kolisty i stabilny, a prąd strumieniowy ma nieduże, łagodne meandry tzw. fale Rossby’ego. Dzięki temu zimne powietrze tylko muska niskie szerokości geograficzne. Tym razem się do nas wdarło, w wyniku czego pierwszy tydzień grudnia był w Polsce nawet 5°C chłodniejszy niż zwykle. Temperatury nocami spadały nawet poniżej -10°C, co zwykle nie zdarza się w pierwszej połowie grudnia. Zwykle to styczeń i luty są mroźne, ale to się już skończyło. Nie ma zimy. Sama zaś ilość śniegu, to też efekt ocieplenia klimatu, bo w atmosferze jest więcej wilgoci niż kiedyś.
Zima upuściła Europę, co jest nie jest wcale dobrą wiadomością. Śnieg jest potrzebny, bo stanowi bardzo dobre źródło dla uzupełniania wód gruntowych. Na szczęście sytuację ratują opady deszczu. Ostatnio sporo pada praktycznie w całej Europie, niemal codziennie. Dni słonecznych prawie w ogóle nie ma. Są za to wichury. Orkan Pia uderzył w Europę, w tym w Polskę. Pia przyczynił się do śmierci co najmniej dwóch osób w Europie i spowodował podtopienia w Danii. Na szczęście to nie było to samo co w przypadku Eunice z lutego 2022 roku. Także w naszym przypadku. Jednak ta nowa zima naszych czasów dopiero nadeszła. Nie wiemy, co się stanie za kilka tygodni.
Opis powyższych zdarzeń, jak brak lodu w Zatoce Hudsona, czy nagły atak zimy na początku grudnia, to właśnie efekt globalnego ocieplenia. Śnieżyce w Europie w czasie zimy będą w przyszłości większe. Zima nie zniknie. Potem będą nagłe wzrosty temperatur i uderzenia wichur o sile huraganu. Trzeba się do tego przyzwyczaić.