W zeszłym roku Polska zmagała się z trwającą od kilku lat suszą, co widzieliśmy w postaci niedoboru wód powierzchniowych, jak i gruntowych, a także wysychających rzek. Teraz można powiedzieć, że na szczęście ten problem minął, ale czy na pewno? Ostatnie miesiące były niezwykle łaskawe, ale to nie znaczy, że problem minął całkowicie. Niestety, w świecie globalnego ocieplenia to może być tylko krótkotrwała ulga.
Nadeszły wilgotne miesiące
Kiedy nastała jesień w 2023 roku, skończyło się długie lato. Wrzesień 2023 był dosłownym przedłużeniem lata, co wielu cieszyło, ale i wielu martwiło. Ci, którzy się cieszyli, to głównie turyści. Martwili się zaś ekolodzy, rolnicy, grzybiarze, czy leśnicy. Rekordowo ciepły wrzesień z mizernymi opadami się skończył. Nastał październik. Też był ciepły, ale przynajmniej już nie był suchy.
W październiku spadło w całej Polsce (wartość uśredniona) 76,6 mm deszczu, to 162% normy. Jak pokazuje to powyższy wykres, taka sytuacja pozwoliła na odzyskanie tego, co straciliśmy latem. To oczywiście nie oznaczało końca suszy. O ile na powierzchni pojawiła się woda i błoto na leśnych czy polnych duktach, to głębiej wciąż było sucho.
Kolejnym miesiącem zbawienia był listopad, który nie tylko okazał się miesiącem z temperaturami zbliżonymi do normy wieloletniej, to także kontynuował trend dużych opadów. 70,4 mm opadów zostało odnotowanych dla całego kraju. Niskie temperatury po 10 listopada sprawiły, że to, co spadło, nie odparowywało na skutek działania anomalnie wysokich temperatur. Im wyższe temperatury tym większe parowanie. Oczywiście należy przy tym pamiętać, że nasze rzeki są w fatalnym stanie. To znaczy, że są uregulowane, więc woda szybko nimi spływa do Bałtyku. Do tego jeszcze dość słabo wygląda stan mokradeł w Polsce i nic nie idzie ku lepszemu. A takie coś sprawia, że te duże sumy opadów nie są w pełni wykorzystywane – woda po prostu nie gromadzi się tam, gdzie powinna.
Wilgotna zima zaczęła naprawiać sytuację
Podobnie było w grudniu, kiedy spadło blisko 60 mm opadów zarówno w postaci śniegu jak i samego deszczu. Tak samo w styczniu – spadło 50,8 mm opadów w postaci deszczu, a także śniegu, co stanowi 139% normy. I w końcu luty, który okazał się nie tylko rekordowo ciepłym miesiącem ale też niezwykle wilgotnym. Suma opadów w całej Polsce przekroczyła 50 mm, w wielu miejscach sięgają nawet 70 mm. To ponad 200% normy, tyle ile pada w lipcu.
Wilgotny okres od października 2023 do lutego 2024 zmienił obraz naszej sytuacji, co pokazują powyższe mapy. Jeszcze w połowie listopada mimo sporych sum opadów w ziemi było mało wody. Dlaczego? Dlatego, że deszcze zaczęły dopiero uzupełniać to, co straciliśmy od maja do września 2023. Kiedy widzimy, jak na ziemi pojawiają się kałuże, robi się błoto w październiku czy listopadzie po wielkiej, któreś już z kolei suszy, myślimy, że już po wszystkim. Niestety nie. Uzupełnienie zasobów wodnych wymaga czasu. Woda musi wsiąknąć, musi wypełnić wszystkie warstwy gleby. Mapa pokazuje, że w połowie listopada wciąż były miejsca z niewystarczającą ilością wody. Dopiero grudzień, potem styczeń i luty to zmieniły. I to pokazuje środkowa mapa.
Ta środkowa mapa wygląda zupełnie inaczej niż ta pierwsza. Zasoby wodne zostały uzupełnione. W marcu widać to samo po wilgotnym lutym. Wody jest tyle, ile powinno być. Ale czy na pewno?
Globalne ocieplenie podratowało nas zimą, ale śniegu było mało
Przede wszystkim odpowiedzmy sobie na pytanie: Skąd tak duże opady zimą? Owszem, fajnie ze tyle napadało, ale dlaczego tak dużo? Odpowiedź może zaskoczyć: to przez globalne ocieplenie.
Podziękujmy za rekordowo ciepły Atlantyk. Dlaczego? Im cieplejszy ocean, tym więcej wody dostaje się do atmosfery za pośrednictwem układów cyklonalnych. To po pierwsze. Po drugie, wyższe temperatury oceanów i atmosfery to silniejsze rzeki atmosferyczne. Rzeki te, są mówiąc w pewnym uproszczeniu taśmociągami, które dostarczają wodę z oceanu na kontynent. To strumień powietrza, który zawiera ogromne ilości wody w postaci pary, która potem spada przeważnie jako deszcz na dany obszar na lądzie i nie tylko. Pada także nad samym oceanem. Rzeki te czasem przyczyniają się do powstawania powodzi. Na wyższych szerokościach geograficznych owocem rzeki atmosferycznej są obfite opady śniegu.
Skoro Atlantyk jest rekordowo ciepły z racji ocieplającego się klimatu, to opady są większe niż być powinny. O pewnego czasu obserwuje się, jak zwiększają się u nas sumy opadów w okresie późnojesiennym i zimowym. Zima staje się nie tylko cieplejsza, ale i wilgotniejsza. To proste – w cieplejszym powietrzu mieści się więcej pary wodnej. Przy tym jednak pada też mniej śniegu, co jest z punktu widzenia hydrologii i ekologii, nie jest dobrą wiadomością. Ale przynajmniej pocieszeniem jest to, że w lutym naprawdę dużo padało.
Jak teraz wygląda sytuacja? I co się stanie w przyszłości?
I teraz warto na koniec odpowiedzieć sobie na pytanie? Jak wygląda obecnie sytuacja hydrologiczna w Polsce? Na razie nie jest źle. W pierwszej połowie marca na zachodzie Polski spadło znacznie mniej deszczu niż we wcześniejszych miesiącach. We wschodniej części Polski opady były zbliżone do normy. Druga połowa marca nie będzie już wilgotna. Cały marzec najprawdopodobniej zapisze się jako miesiąc już suchy. Ale nie będzie z pewnością skrajnie suchy i nie będzie też ciepły. To dobrze. Dzięki temu, to, co zyskaliśmy zimą, nie stracimy w marcu, jeśli ten wyjdziemy na minus z opadami. Niemniej jednak wiele będzie zależało od tego, co się wydarzy później. Według prognoz IMiGW kwiecień ma być wilgotny i ma być w normie. Ale to tylko prognoza. Nie wiemy czy się sprawdzi.
Być może w tym roku będziemy mieli wreszcie święty spokój z suszą. Ale całkowicie się od niej nie uwolnimy. Po pierwsze, dlatego, że wody podziemne nie zostały jeszcze uzupełnione. Chodzi o to, co jest kilka, kilkanaście metrów po powierzchnią gruntu. Tu trzeba wielu miesięcy, by naprawić to, co zniszczyły ostatnie suche i gorące okresy letnie czy wiosenne. A wody podziemne są ważne, to dzięki nim miasta mają wodę pitną. Jeśli stracimy wody podziemne, nie będziemy mieli wody w kranie. W ostatnich latach już były takie sytuacje, gdzie poziom wód podziemnych spadł tak mocno, że w niektórych miejscach ludziom powysychały studnie. Ciśnienie wody w kranie spadło. Setki gmin zaleciło mieszkańcom oszczędzanie wody.
Widmo poważnego niedoboru wód podziemnych zostało oddalone. I tu kłania się druga sprawa – globalne ocieplenie. Ten rok może być dobry, ale co będzie działo się w przyszłym? W świecie cieplejszym o 1,5 stopnia, do którego wkraczamy, nie ma miejsca na normalną pogodę i normalne opady. Polska zmierza w stronę dwóch pór roku: pory wilgotnej od listopada do marca i suchej od kwietnia do października – mniej więcej. To schemat typowy dla regionów podzwrotnikowych. Ale cóż, w końcu przesuwają się strefy klimatyczne, a wraz z nimi wzorce opadowe, na które nie jesteśmy gotowi.