Bez energetyki wiatrowej na lądzie naszemu krajowi nie uda się zrealizować celów założonych w polityce energetycznej Polski do 2040 roku. Tak przynajmniej uważają zwolennicy zmiany tzw. ustawy odległościowej z 2016 roku opartej o zasadę 10H, według której lądowe elektrownie wiatrowe mogą być lokowane w odległości od domów nie mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości wiatraka. W praktyce oznacza to możliwość wystawienia farmy wiatrowej z obiektami o wysokości 100 metrów w najwyższym punkcie, nie bliżej niż 1 kilometr od zabudowań. Oczywiście zasada ta działa w dwie strony, a więc dotyczy zarówno nowych elektrowni wiatrowych lokalizowanych w pobliżu istniejących domów, jak i budowy domów w sąsiedztwie działającej siłowni wiatrowej.
Samorząd ma głos
Obecnie resort Rozwoju, Pracy i Technologii proponuje nowelizację ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Zgodnie z nią zasada 10H zostałaby zachowana, ale w szczególnych przypadkach o wyznaczaniu lokalizacji elektrowni wiatrowych będą mogły decydować gminy, jednak przy zachowaniu minimalnej odległości od zabudowań nie mniejszej niż 500 metrów. Ostateczną lokalizację „wiatraków” na podstawie szczegółowego raportu oddziaływania na środowisko ma zatwierdzać Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska. Kolejne proponowane zmiany dotyczą zasad eksploatacji elektrowni wiatrowych poprzez wprowadzenie dodatkowego obowiązku nadzoru technicznego nad tymi instalacjami ze strony Urzędu Dozoru Technicznego.
13 procent energii
Taka zmiana, która może wejść w życie pod koniec listopada, ma przyspieszyć realizację projektów wiatrowych i zapewnić im dostęp do tańszego prądu, szczególnie dla odbiorców przemysłowych. Szacuje się, że dzięki temu z wiatru w najbliższych latach możemy wyprodukować dodatkowych 6–10 GW energii. Z danych Polskiej Sieci Elektroenergetycznej dotyczących mocy zainstalowanej w OZE w Polsce wynika, że w lądowej energetyce wiatrowej przekroczyła ona poziom 7 GW i obecnie dostarcza ona prawie 13 procent energii elektrycznej w naszym kraju. Eksperci z branży przewidują, że ciągu najbliższych 2-3 lat moc farm wiatrowych może przekroczyć 10 GW, jednak do tego potrzebna jest nowelizacja ustawy odległościowej.
Za i przeciw
Zwolennicy liberalizacji ustawy odległościowej wskazują, że jest to krok w dobrą stronę, bowiem otwiera możliwość pozyskania nowych terenów pod takie inwestycje, ale tylko jeden, a winno się wykonać kolejne, szczególnie w stronę uproszczenia procedury administracyjnej w zdobywaniu pozwoleń na budowę. Dziś bowiem jeśli są rozwijane farmy wiatrowe, to powstają one według zasad, które obowiązywały przed 2016 rokiem. Przypomnijmy, że pierwsze wiatraki w Polsce pojawiły się w 2001 roku, zaś największy wzrost tego rodzaju inwestycji nastąpił pomiędzy 2008-2016 rokiem. Po tej dacie nastąpił regres, za który inwestorzy tej branży obwiniają ustawę z 2016 roku, w której znalazła się zasada odległościowa tzw. 10H.
Koncepcja liberalizacji obecnych przepisów ma również swoich przeciwników, którzy wskazują na psucie krajobrazu, co ma stanowić problem szczególnie dla gmin turystycznych, a także na spadek wartości nieruchomości zlokalizowanych w najbliższym sąsiedztwie wiatraków jak i wyłączenie znacznych terenów z zabudowy. Wciąż pojawiają się też zarzuty, że hałas wytwarzany przez turbiny czy też niesłyszalne infradźwięki (dźwięki o częstotliwości 1-20 Hz.) mogą powodować tzw. Syndrom Turbin Wiatrowych (zmęczenie, obniżenie koncentracji, depresję, zawroty głowy itp.), którego istnienie jest jednak kwestionowane przez środowisko naukowe i nie znalazło potwierdzenia w badaniach.
Na koniec 2020 r. w Polsce pracowało 1239 instalacji wiatrowych. Moc zainstalowana farm wiatrowych wynosi ponad 6,7 GW. Największa farma wiatrowa ma moc 219 MW. Produkcja energii elektrycznej z OZE w ubiegłym roku wyniosła blisko 28 TWh, w tym prawie 16 TWh pochodziło z energetyki wiatrowej.