Mamy już środek jesieni. Zrobiło się chłodniej, wszędzie jest mokro. Widać to, kiedy chodzi się po trawie, w wielu miejscach są kałuże. Ostatnio często padał deszcz, w niektórych miejscach nawet mocno. Ulice Warszawy nawet spłynęły wodą. Czy jednak ta zmiana poprawiła sytuację hydrologiczną w Polsce? No nie do końca, bo jest lepiej niż latem, ale jak na jesień, to jest fatalnie.
Gorąca jesień
Po bardzo ciepłym lecie, z nieregularnymi, często nawalnymi opadami przyszedł wrzesień. Ten pierwszy miesiąc jesieni niczym się nie różnił od sierpnia. We wrześniu panowało termiczne lato. Średnia temperatura dla całego miesiąca wyniosła 17,7oC, a więc ponad 2oC powyżej granicy, którą uznajemy za lato. Nawet w najchłodniejszym regionie, jakim były Sudety, średnia temperatura wyniosła 16,1oC. Wrzesień był więc najcieplejszym miesiącem w historii pomiarów. Średnia temperatura była aż o 3,9oC wyższa niż w latach 1991-2020 i ponad 4oC wyższa niż w XX wieku.
Jednocześnie wrzesień był dość suchym miesiącem. Średnia opadowa wyniosła jedynie 22,4 mm, to ponad dwukrotnie mniej niż zazwyczaj. Jak przyznaje IMiGW wrzesień 2023 należy zaliczyć do miesięcy skrajnie suchych, bo miesięczna suma opadów to tylko 39% normy. To piąty najsuchszy miesiąc w historii. Biorąc jednak pod uwagę temperatury można powiedzieć, że rekordowo suchy, gdyż to co spadło, szybko odparowywało przy tych 22-25oC, bo najczęściej występowały takie właśnie temperatury. A niekiedy było jeszcze cieplej. 13 września w Opolu odnotowano 31,9oC. W innych miejscach Polski było niewiele chłodniej.
Susza nie zniknęła, wciąż jest
Połączenie wysokich temperatur i niewielkich opadów poskutkowało nasileniem się suszy. Październik przyniósł pewną zmianę, bo temperatury spadły. Tylko jak bardzo spadły. W dniach od 1 do 20 października październik był ciepły. W żadnym obszarze Polski temperatury nie były w normie, nie mówiąc już o wartościach niższych od średniej. Na wschodzie 1,5oC wyższe od średniej, a na zachodzie 2oC. To wartości średnie, które są podane przez NOAA. Raportu IMiGW jeszcze nie ma, ale na podstawie pojedynczych stacji możemy się dowiedzieć jak jest. Przykładowo w Warszawie w drugiej dekadzie października panowały warunki pogodowe typowe dla maja z temperaturami na poziomie 20oC.
Z opadami było lepiej niż we wrześniu, ale nie były one równomiernie rozłożone. Cała pierwsza połowa października była sucha. Spadło mniej niż 10 mm deszczu. Dopiero w drugiej połowie miesiąca spadły większe opady. Sęk w tym, że były to opady w wielu przypadkach intensywne. W Warszawie 21 października spadło 25 mm. Takie opady dają letnie nawałnice. Tak nierównomierny rozkład opadów nie jest w stanie zniwelować suszy. Szczególnie suszy, która trwa od wielu tygodni. Na powierzchni wszystko wydaje się być w porządku, bo jest mokro, są nawet kałuże. Tylko co z tego, skoro w głębszej warstwie gleby wody jest bardzo mało. Pokazują to powyższe mapy. Ziemia jest mokra, ale pół metra głębiej jest sucho. W niektórych miejscach ilość wody jest taka sama, jak w trakcie suchego lata. Nic się od miesięcy nie zmieniło.
Dopóki nie będziemy mieli równomiernie rozłożonych opadów, nie mających charakteru nawalnego, to susza nie zniknie. A jest ona widoczna także w rzekach.
O tym, że problem jest poważny, świadczy właśnie poziom wód w rzekach. Praktycznie we wszystkich rzekach Polski dominuje kolor czarny. To oznacza, że stany wód są poniżej średniej. Jesienią takie coś nie powinno mieć miejsca. I nie miałoby, gdybyśmy nie mieli gorącego lata i gorącego września ze skąpymi opadami. Oczywiście to, że w polskich rzekach jest tyle wody ile jest, to nie tylko zasługa pogody i klimatu. To też wynik wieloletnich zaniedbań i błędnej polityki hydrologicznej kraju.
Nowa rzeczywistość
Na szczęście pierwsza połowa jesieni nie musi oznaczać, że będzie źle przez kolejne miesiące. Przed nami koniec października i listopad. Według prognoz sytuacja ma się poprawiać. Deszcz będzie padał częściej i nie powinien mieć już postaci ulew. Gleby są już wilgotne, więc w razie, gdyby opady były intensywne, to woda nie spłynie tak jak latem, ale będzie wsiąkać. Mimo iż temperatury będą dalej wyższe od średniej, to nie przekroczą już 20oC, noce są już długie, a dni krótkie. Parowanie będzie więc ograniczone, o ile nie będzie wiać. A tu wieści nie są dobre. Choć wichur w ciągu najbliższych dni się nie przewiduje, to wiatr słaby nie będzie. A im szybciej wieje, tym szybciej woda odparowywuje z gleby.
Wiele też będzie zależało od tego, jak będzie wyglądać zima. Jeśli będzie tak jak ostatnio, to sytuacja poprawi się tylko iluzorycznie. Wiosną problem posuchy wróci, chyba że kwiecień i maj będą mokre. Nie ulega jednak wątpliwości, że zmierzamy w stronę zupełnie nowych warunków klimatycznych. Długie i często po prostu suche lato, kiedy pada co jakiś czas oraz chłodniejsza pora deszczowa. Zimy pochmurne i wilgotne, ale bez śniegu i często z silnym wiatrem. To nie będą warunki dla normalnego stanu hydrologicznego. Oczywiście, nie każdy rok będzie też suchy, nie każda pora roku będzie sucha. Wiosna w przyszłym roku może być dla odmiany deszczowa, ale z pewnością to odbije się kosztem suchego lata lub suchej jesieni. Musimy się więc zacząć adaptować do tej nowej rzeczywistości.