Bardzo zimny, lodowaty kwiecień. Chłodna, kapryśna jesień. Teraz zima, która przyszła dość szybko. Ludzie listy piszą, skarżą się, że już spadł śnieg, jest mróz, mając na uwadze to, co działo się wiosną. Zima jeszcze się nie zaczęła dobrze, a już jest panika, że zaraz Wisła zamarznie. A na domiar złego zasypało Moskwę. To jak to jest z tym globalnym ociepleniem?
Chyba każdy z nas patrzy na świat z punktu widzenia swojego kraju, którego powierzchnia nijak ma się po powierzchni całego kontynentu europejskiego, nie wspominając już o całej planecie. A przypomnijmy, że Ziemia ma 510 mln km2, a dwie trzecie jej powierzchni stanowią oceany i morza z Pacyfikiem na czele. Dlatego jeśli widzimy brzydką i zimną pogodę za oknem w kwietniu, albo nie daj Boże w maju, kiedy powinno być ponad 20oC, to mówimy, że klimat się nie ociepla.
W tym roku koronnym przykładem w rękach wątpiących jest kwiecień, o którym i tak już pewnie większość z nas zapomniała. Według danych IMGiW, średnia temperatura w kwietniu wyniosła 6oC, była więc o 2,6oC niższa od średniej 1991-2020. Tym samym tegoroczny kwiecień w Polsce możemy zaliczyć do ekstremalnie chłodnych.
A jak to wyglądało na Ziemi? IMGiW posługuje się już okresem bazowym 1991-2020, tak więc mapę danych z NASA także pokazujemy względem tego okresu. I co widzimy? Świat nie był wtedy zimny. Owszem, różnica 0,14oC nie jest duża, jest mała… dla laika. W rzeczywistości jest to bardzo duża zmiana, bo mówimy tu o okresie naprawdę bardzo nieodległym. Klimat na Ziemi bardzo szybko się ociepla, względem ery preindustrialnej ocieplił się już o 1,1oC. Szczególnie ciepła jest Daleka Północ – Arktyka. Jak pisaliśmy w niedawnym artykule, Arktyka ociepla się szybciej niż reszta świata ze względu na zmiany w pokrywie lodowej Oceanu Arktycznego. Tam temperatury były ponad 2oC wyższe od średniej 1991-2020. To robi wrażenie.
Nie tylko globalnie powinniśmy patrzeć. Ekscytujemy się jednym miesiącem, który także globalnie może być chłodny. Powolny przebieg zmiany klimatu, na który nakłada się „szum” pogody i pór roku, bardzo utrudnia spostrzeżenie zachodzących zmian. Rok 2021 jeszcze się nie skończył, popatrzmy więc, jak to wyglądało w całym 2020 roku:
Rok 2020 był o 0,41oC cieplejszy niż wynosi średnia w okresie 1991-2020. To bardzo dużo, a przecież generalnie zmiany w klimacie zachodzą na przestrzeni tysięcy lat, setek tysięcy lat. Poprzednie lata także były cieplejsze. W 2020 roku w Polsce też były dni i miesiące, kiedy było zimno. Przykładem jest maj, kiedy to średnia temperatura wyniosła 11oC i była blisko 2oC niższa od średniej 1991-2020. W drugiej połowie maja 2020 roku w Warszawie temperatura z bólem przekraczała 20oC, podczas gdy w Irkucku na Syberii wzrosła do 27oC. Z kolei w miejscowości Chatanga 22 maja 2020 temperatura wzrosła do 25oC, w Warszawie było wtedy 17oC. A warto wziąć pod uwagę fakt, że Chatanga leży na półwyspie Tajmyr za kołem polarnym.
W maju 2020 roku czy w kwietniu 2021 dodatnie odchylenia występowały na obszarach liczonych w milionach kilometrów kwadratowych. Owszem były też miejsca zimne. I na to też zwracają uwagę sceptycy – że gdzieś jest zimno, że nie wszędzie jest ciepło. Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim dlatego, że mamy cyrkulację mas powietrza. Jeśli gdzieś jest ciepło, to gdzieś indziej musi być zimno. Pogodę kształtują nam układy baryczne, dobrze nam znane z prognoz pogody niże i wyże, które przenoszą powietrze z północy i z południa. Nie ma fizycznej możliwości, by wiało wszędzie z południa.
I tu w grę wchodzi regulator klimatu półkuli północnej, a wręcz i całego świata, jakim jest Arktyka i znajdujący się tam lód. Nad lodem jest zimno, bo odbija on promienie słoneczne. Plus jeszcze Grenlandia, którą także pokrywa lód. Poza tym w maju wciąż są miejsca, gdzie na Syberii leży śnieg, który także wspomaga transport zimna znad bieguna północnego, jak i też na północy Skandynawii. W grę wchodzą także wody północnej części Atlantyku, które w maju są jeszcze chłodne. Dlatego właśnie wrzesień jest cieplejszy niż marzec i kwiecień.
Skoro wieje nam z północy czy to z północnego zachodu, to jest zimno. Musi być zimno. Efekt potęguje pora roku. Tu w grę właśnie wchodzi temperatura oceanów od której zależy temperatura powietrza. A także wielkość czapy polarnej w Arktyce i tamtejsze temperatury. Dwa powyższe zdjęcia doskonale nam obrazują sytuację. Dzięki temu mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego w maju może spaść śnieg, może być mróz. Po prostu, po zimie temperatury wód Oceanu Atlantyckiego są wychłodzone i dopiero się nagrzewają, zaś czapa polarna dopiero zaczyna się topić i wciąż jest tam -10 a nawet -20oC. We wrześniu jest inaczej, mimo iż dzień jest znacznie krótszy niż w maju. Połowa września to już prawie równonoc jak w marcu. Jaka jest wtedy temperatura nad Oceanem Atlantyckim? Od 10 do 15oC, miejscami 17oC. Ocean się nagrzewa od kwietnia do sierpnia, a we wrześniu zaczyna się wychładzać. W maju temperatura nad Oceanem Atlantyckim jest prawie dwa razy niższa niż we wrześniu. To wiele wyjaśnia. Dlatego we wrześniu, kiedy dni są takie jak między 15 marca a 10 kwietnia średnia temperatura jest taka jak w maju, a szansa na 25oC w ciągu dnia jest taka sama, ale mniejsza za to w przypadku przymrozków.
Na koniec warto wziąć pod uwagę jeszcze jedną ważną kwestię. To naukowy fakt, że 93% globalnego ocieplenia zachodzi w oceanach. Obszary morskie na Ziemi jak już wyżej wspomniano, zajmują 2/3 powierzchni planety. Oceany magazynują ciepło. A ponieważ dwutlenku węgla jest za dużo, to gromadzą je setki metrów pod lustrem wody, i przez setki lat będą to ciepło oddawać do atmosfery. Jeśli CO2 będzie się utrzymywać w takiej ilości jak teraz, albo co gorsza jego koncentracja będzie dalej wzrastać, to oceany będą to ciepło magazynować, a potem w swoich cyklach wymiany energii woda-atmosfera będą to ciepło oddawać jeszcze mocniej. Arktyka uwolni się od lodu, a śniegu na Syberii będzie niewiele. Wtedy nie będzie mowy o zimnym kwietniu czy maju. Chyba, że ktoś złośliwie posłuży się powiedzeniem: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Chyba nie trzeba tłumaczyć, o co w tym chodzi.