Pomimo dość dobrych warunków dla zamarzania arktycznych wód ostatnich tygodni, jeden region mocno się wyłamał. To Zatoka Hudsona, która na przełomie listopada i grudnia tego roku była pokryta lodem jedynie w kilku procentach. To stwarza poważne problemy dla bytujących tam niedźwiedzi polarnych.
Niedźwiedzie polarne (ursus maritimus) są uzależnione od lodu morskiego. Na nim się rozmnażają, na nim polują, na nim po prostu żyją. Tak samo jak ryby w wodzie, lwy na sawannie, czy ptaki na drzewach. Bez lodu zwierzęta te nie przetrwają. Ekolodzy powtarzają to od lat i mają rację, a w ostatnich latach mogliśmy zaobserwować wiele, co tu dużo mówić – przygnębiających zdjęć, pokazujących wychudzone na brzegu morskim zwierzęta.
Miniony sezon topnienia czapy polarnej w Arktyce okazał się w miarę dobry dla tego gatunku, który stał się symbolem globalnego ocieplenia już wiele lat temu. W wielu miejscach granica lodu przesuwała się dość wolno, szczególnie na Morzu Beauforta i Czukockim. Następnie, gdy nastała noc polarna, wiele obszarów morskich Arktyki szybko pokryło się lodem. Wyjątek stanowiła Zatoka Hudsona.
Ten leżący w obrębie kontynentu amerykańskiego akwen może dla wielu wydawać się nieistotny, bo leży poza Oceanem Arktycznym, na szerokościach geograficznych Bałtyku. A jednak jest inaczej, bo Zatoka Hudsona dla niedźwiedzi polarnych jest tak samo ważna jak obszary Oceanu Arktycznego. Miasto Churchil położone nad zatoką jest uważane za światową stolicę niedźwiedzi polarnych. I co roku odwiedzane jest dosłownie przez setki tysięcy turystów, którzy chcą te zwierzęta zobaczyć na własne oczy.
Jeśli klimat będzie się ocieplał dalej, to za jakiś czas niedźwiedzi w tym, czy innym regionie arktycznym już nie zobaczymy. Ubytek lodu, czy też jego późne odradzanie się sprawia, że zwierzętom brakuje warunków do życia. Oczywiście, gdy brakuje lodu, nie oznacza to od razu ich końca. Lód w czasie dnia polarnego topił się zawsze, nawet setki lat temu były lata, kiedy w danym regionie pokrywa lodowa szybko się wycofywała, czy też bardzo późno się odtwarzała.
Zwierzęta nie siedzą bezczynnie na brzegu, czekając 3-4 miesiące aż ponownie pojawi się lód. Starają się szukać pożywienia zastępczego na lądzie. Jedzą np ptasie jaja, korzystają też z obecności i śladów człowieka, posilając się pozostawionymi przez niego resztkami, np. z upolowanych wielorybów. Ma to oczywiście swoje ograniczenia. Można to porównać np. do korzystania z zimowych zapasów. W końcu się skończą.
Trudno jest dokładnie przewidzieć, kiedy dokładnie Arktyka będzie wolna od lodu. Prognozy są różne, ale dziś widzimy, że z roku na rok pojawiają się nowe rekordy na którymś z arktycznych akwenów. W tym roku jest to Zatoka Hudsona, która ze względu na bardzo wysokie temperatury w Kanadzie, jak w prawie całej Ameryce Północnej zaczęła bardzo późno zamarzać. Dopiero na przełomie listopada i grudnia zaczął pojawią się lód. Na zdjęciu widać, że na początku grudnia akwen nadal był w niemal całości pozbawiony lodu. W kolejnych dniach, kiedy temperatury spadły, woda zaczęła zamarzać, ale nie działo się to zbyt szybko. Zwykle na początku grudnia lód zajmuje trzy czwarte akwenu, a już w pierwszej połowie grudnia cała Zatoka Hudsona jest pokryta lodem.
Nie ulega wątpliwości, że niedźwiedzie wyginą albo po prostu ich populacja drastycznie zmaleje jeśli Arktyka będzie wolna od lodu. Jak napisali naukowcy w 2016 roku: „Ubytek arktycznego lodu morskiego związany ze zmianą klimatu jest głównym zagrożeniem dla niedźwiedzi polarnych na całym terytorium ich występowania. Nasze ustalenia potwierdzają prawdopodobieństwo dużego spadku populacji tych zwierząt.”
Zagrożeniem dla gatunku są nie tylko zmiany klimatyczne, ale też sama turystyka. Wspomniany wyżej turyści odwiedzający kanadyjskie Churchill oczywiście nie mają złych intencji, chcąc po prostu zobaczyć te piękne zwierzęta na własne oczy. Problem w tym, że ponieważ są to niebezpieczne drapieżniki, a tereny nad Zatoką Hudsona są trudne dla pieszej wędrówki, to wykorzystuje się do tego specjalne pojazdy. Tak zwane Tundra buggies, to specjalne pojazdy, przystosowane do jazdy po trudnym, zaśnieżonym terenie Kanady, które zapewniają turystom bezpieczny sposób podziwiania niedźwiedzi.
Problem w tym, że dla niedźwiedzi polarnych zbyt bezpieczne to, to nie jest. Owszem, zwierzętom nie dzieje się żadna fizyczna krzywda, i nikt misiów płoszyć nie chce, ale pojazdy są po prostu hałaśliwe. Taki buggy jest napędzany na ogół silnikiem Diesla. Natura nie lubi ludzkiego hałasu, zwierzęta się płoszą, a to stanowi problem. Szczególnie w okresie rozrodczym, czy w trakcie wychowywania młodych przez matki. Młode mogą zostać w ten sposób rozdzielone z matkami, które karmią je mlekiem. Mogą zostać spłoszone w trakcie żerowania. To w połączeniu z problemem redukcji lodu morskiego stanowi duże zagrożenie dla istnienia gatunku.
Na szczęście problem widzą firmy, które trudnią się organizacją takich wycieczek nad Zatoką Hudsona. Jedna z nich już zaprezentowała opinii publicznej elektryczną wersję Tundra buggy, który może bez problemów działać w niskich temperaturach. Dzięki niemu turystów będzie można wozić, nie niepokojąc gromadzących się na brzegu niedźwiedzi polarnych. Pierwsza taka wycieczka elektrycznym Tundra Buggy odbyła się właśnie w sytuacji, kiedy Zatoka Hudsona była wolna od lodu o tak późnej porze.
Kilka kilometrów od miejsca, w którym zaparkowały pojazdy Tundra buggy, ciemne wody Zatoki Hudsona uderzały o brzeg. To niezwykła rzadkość jak na koniec listopada i znak ostrzegawczy dla około 800 niedźwiedzi polarnych tego regionu, które czekają aż lód pokryje zatokę. Dzięki temu będą mogły polować na foki.
W ostatnich latach to oczekiwanie staje się coraz dłuższe, mimo iż nie każdego roku tak się dzieje. Mamy do czynienia z trendem. Chcąc ratować gatunek, ludzie będą musieli nie tylko ograniczyć emisje CO2, ale dokarmiać zwierzęta w czasie, kiedy lodu nie ma. Jeśli nie chcemy wyginięcia tego gatunku, innego wyjścia nie będzie. Naukowcy prognozują, że Arktyka uwolni się od lodu w świecie cieplejszym między jeden a dwa stopnie względem ery przedprzemysłowej. Ten świat już nadchodzi.