W Arktyce rozmiary morskiej pokrywy lodowej są aktualnie dość spore, choć punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, gdyż lód jest w wielu miejscach cienki, a tym samym podatny na kolejne letnie roztopy. Inaczej sytuacja wygląda na Antarktydzie. Tam na Oceanie Południowym lód morski topnieje. W grudniu topił bardzo szybko i teraz ma niewielkie rozmiary. W ostatnich latach sytuacja na Antarktydzie zaczęła się zmieniać.
Chociaż nie padły rekordy, to trzecia najmniejsza w historii pomiarów wartość dla przełomu grudnia/stycznia 2021/22 musi robić wrażenie. Widać, że zmiany także i tam postępują. Także maksimum zasięgu lodu wypadło miesiąc wcześniej niż zwykle. Zazwyczaj jest to koniec września.
Ilustracja 1. Zasięg lodu morskiego wokół Antarktydy na Oceanie Południowym w sezonie 2021/22 w zestawieniu ze zmianami z poprzedniego sezon oraz średniej 1981-2010. NSIDC
Tak samo jak w Arktyce, tak samo na półkuli południowej znajduje się lód morski. Wygląda to jednak inaczej. Tam lód pokrywa wody oceanu wokół kontynentu, a nie jak w Arktyce rozciąga się między dwoma kontynentami. Różnica jest taka, że w Arktyce lód morski jest podatny na topnienie ze względu na szybko nagrzewające się lądy. Na Antarktydzie natomiast jest tak, że lód otacza chłodny Ocean Południowy, a samą zaś Antarktydę pokrywa gruby na 3 km lądolód. Tamtejszy lód morski jest więc dość odporny na postępujące zmiany klimatyczne.
W ostatnich latach sytuacja zaczęła się zmieniać i lód wokół Antarktydy zaczął poddawać się tym zmianom. Pokazuje to poniższy wykres.
Ilustracja 2. Procentowe odchylenia średniej grudniowej wartości zasięgu lodu morskiego wokół Antarktydy w latach 1978-2021. NSIDC
Przez wiele lat zasięg lodu wokół Antarktydy rósł zamiast maleć, co wykorzystywali sceptycy klimatyczni, by podważyć teorię o globalnym ociepleniu. W rzeczywistości to jednak globalne ocieplenie przyczyniło się do wzrostu pokrywy lodowej Oceanu Południowego. Temperatury wód Oceanu Południowego rosną w średnim tempie 0,17°C na 10 lat. Wody otaczające Antarktydę nie tylko się ogrzewają, ale wręcz ogrzewają szybciej niż reszta światowego oceanu.
Dlaczego więc w latach 1978-2015 lód morski rósł, a nie malał tak jak w Arktyce? Jest kilka przyczyn, na które nie chcą za pewne zwrócić uwagi sceptycy klimatyczni. Główną przyczyną są zmiany uwarstwienia oceanu. Gdy rosną temperatury, wzmaga się parowanie i rośnie wilgotność powietrza, a wraz z nią opady deszczu i śniegu. Zwiększone opady oznaczają, że wierzchnia warstwa oceanu staje się słodsza, a przez to lżejsza niż bardziej słona woda poniżej. Słodką warstwę na powierzchni zasila także woda z coraz mocniej topniejących lodowców szelfowych. Taki układ (cięższa woda niżej, lżejsza woda wyżej) nie sprzyja mieszaniu się warstw, a brak mieszania oznacza, że ciepła woda przestaje wypływać na wierzch i topić lód. Warto też zwróć uwagę na to, że słodka woda zamarza łatwiej niż słona, co dodatkowo ułatwia tworzenie cienkiej warstwy lodowej na powierzchni oceanu zimą.
Ostatnie lata, jak i obecny sezon zmieniają sytuację, trend przestaje być wzrostowy, co ilustruje powyższy wykres. Główną przyczyną są rosnące temperatury, ale nie tylko wód, także atmosfery. Koniec końców cały świat się ociepla, więc temperatury rosną, również na Antarktydzie czy w jej okolicy. Ciepłe, coraz cieplejsze masy powietrza są zaciągane z niższych szerokości geograficznych.
Ilustracja 3. Odchylenia temperatur od średniej 1981-2010 na Antarktydzie w okresie od 1 września do 31 grudnia 2021 roku. NOAA
Tym razem to i na Antarktydzie jest tak samo ciepło w stosunku do średniej wieloletniej co w Arktyce. Antarktyda jest kontynentem, gdzie wzrost temperatur jest wolniejszy niż w Arktyce ze względu na prąd morski zwany Dryfem Wiatrów Zachodnich na Oceanie Południowym. Przedstawia to powyższa mapa. Temperatury w sezonie roztopów licząc od 1 września do 31 grudnia 2021 były znacznie wyższe od średniej. Nas interesuje obszar poza lądem. Widać, że w dużej mierze było o 1,5 do 2oC cieplej niż zwykle. Bardzo ciepło było nad Morzem Weddella, gdzie znajduje się największy obszar lodu morskiego – nawet 3oC cieplej niż zwykle. Co to oznaczało w praktyce? Po prostu więcej dni z temperaturami sprzyjającymi roztopom.
Czy kwestią lodu morskiego należy się martwić tak samo jak kwestią lądolodu? W końcu nawet nie wiemy jeszcze czy trend zacznie się odwracać w ciągu najbliższych lat. Minęło jedynie kilka lat. Powinniśmy się martwić. Jeśli lód morski na Oceanie Południowym zacznie zanikać, zaczną się podobne zmiany, co w Arktyce – temperatury wzrosną jeszcze bardziej. Woda i powietrze staną się cieplejsze, a siarczyste mrozy nad lądem zaczną ustępować miejsca odwilżom. Oczywiście ze względu na wartości ujemnych temperatur, specyfikę tamtejszego klimatu, zmiany nie będą tak szybkie jak w Arktyce. To znaczy, że z -70oC nie zrobi nam się -1oC. Ten proces będzie trwać długo. Wystarczy popatrzeć na dużo mniejszą Grenlandię, gdzie rzadko kiedy dochodzi do odwilży dalej niż 100 km od granicy lądolodu. Nie mówiąc już o centrum wyspy. Zwykle jest to kilka dni w roku.
Ale wzrost temperatur na wybrzeżu z racji braku lodu uderzy w lądolód, a dokładne w jego szelfowe rubieże. Teraz topi się on tylko od temperatur wód głębinowych, bo światowy ocean akumuluje antropogeniczne ciepło. Jeśli do gry wejdą temperatury powietrza, utrata lodowców przyspieszy, a wraz z nią tempo wzrostu poziomu mórz na świecie. Potem temperatury uderzą także w to, co znajduje się dalej. Wtedy ludzkość będzie mieć już poważny problem. Od Antarktydy zaczną odłamywać się duże fragmenty lądolodu, co będzie skutkować skokowym wzrostem poziomu mórz. To odległa perspektywa, ale ci, którzy będą żyć w XXII wieku nie będą tak mówić.