Susza w Polsce to problem, który z niewielkimi przerwami występuje już od kilku lat. To następstwo globalnego ocieplenia, które nie tylko daje wyższe temperatury, ale też zmienia wzorce opadowe. Wyjątkowo suchy marzec, a następnie maj oraz nierównomiernie rozłożone opady zaowocowały długotrwałą suszą glebową i rolniczą.
Suchy maj
W ciągu ostatnich kilku tygodni niewiele zmieniło się jeśli chodzi o suszę i zasoby wodne, mimo iż nie występowały wielodniowe okresy z nadmiernie wysokimi temperaturami. Tradycyjnie pojawiły się nawet przymrozki. Tegoroczny maj nie był ciepły, był raczej w normie. Mowa tu oczywiście o skali średniej miesięcznej, gdyż wielu z nas stwierdzi, że cała wiosna nas nie rozpieszczała. Jak podaje raport IMGiW, średnia temperatura w maju wyniosła 13,5oC i była jedynie 0,1oC wyższa od średniej wieloletniej (1991-2020).
Polacy często narzekają na pogodę, głównie na temperatury, że jest za zimno, że nie jest ciepło. Dobrze, że nie było fal upałów w maju czy też szerzej mówiąc zbyt ciepłych dni. W przeciwnym razie problem byłby dużo większy. Chodzi tu o opady, których było za mało. Maj był niezwykle suchym miesiącem, a to dla przyrody i rolnictwa bardzo zła wiadomość. Z zebranych informacji meteo wynika, że w maju średnia suma opadów wyniosła jedynie 40,2 mm, to zdecydowanie za mało, bo 23,4 mm mniej niż być powinno. Innymi słowy suma miesięcznych opadów w maju wyniosła 63,2 proc. normy.
Nie jest to może nic nadzwyczajnego, gdyż w przeszłości maj także był niejednokrotnie suchy. Co więcej, od kilkudziesięciu lat obserwujemy stopniowy wzrost ilości opadów w maju. Różnica jest tylko taka, że poprzedzał go wilgotniejszy kwiecień i marzec, a także przeważnie śnieżna zima. Poza tym, średnie temperatury były niższe niż dziś.
Wilgotniejszy koniec wiosny niewiele pomógł
Ostatnia dekada maja i początek czerwca przyniosły opady. Jednak przerwanie passy z długimi okresami bezdeszczowymi nie zmieniło sytuacji. Świadczy o tym poziom wilgotności gleby.
W połowie maja wiele obszarów w Polsce charakteryzowało się niezwykle suchymi warunkami glebowymi, zarówno w warstwie wierzchniej, jak i głębszej poniżej 7 cm. To następstwo niewielkich opadów deszczu, wręcz ich braku w marcu, a następnie suchego maja. Z kolei w kwietniu opady były na przestrzeni czasowej nierównomiernie rozłożone. Tak więc większe opady w danym okresie nie przekładają się na poprawę sytuacji, jeśli potem tego deszczu nie ma dłużej niż przez tydzień.
Opady, które pojawiły się pod koniec maja zwiększyły ilość wody w pierwszych kilku centymetrach gleby. Problem w tym, że deszcz nie zdołał uzupełnić braków w głębszej warstwie gleby, więc nie nastąpił wyraźny proces odbudowy poziomu wilgotności gleby. Choć przełom maja i czerwca przyniósł poprawę, to potem sytuacja nie ulegała dalszej poprawie mimo iż początek czerwca był wilgotny. Stało się tak dlatego, że czas występowania tych opadów w połączeniu z rosnącymi temperaturami był niewielki. W wielu miejscach Polski w okresie od 15 maja do 15 czerwca opady występowały w sumie kilka dni i często miały charakter intensywny.
Bilans wodny nie wygląda dobrze – mamy suszę rolniczą
Aby przywrócić normalny stan wodny gleb potrzeba wiele dni z opadami, które nie będą miały charakteru nawalnego. O tym, że nie jest dobrze, pokazuje poniższa mapa. To tak zwany klimatyczny bilans wodny (KBW), który jest wskaźnikiem umożliwiającym określenie stanu uwilgotnienia środowiska (oceny aktualnych zasobów wodnych) przy wykorzystaniu danych meteorologicznych. KBW jest określany jako różnica pomiędzy przychodami wody (w postaci opadów) a stratami w procesie parowania (ewapotranspiracja).
Normalnie cała mapa Polski powinna być niebieska, w wielu miejscach nawet ciemnoniebieska, a tak nie jest. Według raportu Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa od 21 marca do 20 maja 2022 roku średnia wartość KBW, na podstawie którego dokonywana jest ocena stanu zagrożenia suszą była ujemna.
Takie ilości opadów, a przede wszystkim ich czasowe rozłożenie poskutkowały tym, że jak podaje raport IUNG z końca maja, mamy do czynienia z suszą rolniczą. To poważna sytuacja. Susza rolnicza jest bezpośrednią konsekwencją wydłużającej się suszy atmosferycznej. Definiowana jest jako okres, w którym wilgotność gleby jest niedostateczna do zaspokojenia potrzeb roślin w profilu glebowym i prowadzenia normalnej gospodarki w rolnictwie. Mieliśmy wiosną tego roku suszę atmosferyczną, która w końcu stała się suszą rolniczą i objęła 14 z 16 województw Polski. Tylko w województwie małopolskim i podkarpackim nie ma suszy rolniczej. Suszę rolniczą warunkuje się, jako stan, kiedy w skali gminy plony mogą zostać obniżone o przynajmniej 20% w stosunku do wartości uzyskiwanej w normalnej sytuacji. Czyli wtedy, kiedy w Polsce panują normalne warunki klimatyczne, a więc temperatury w normie wieloletniej z odpowiednimi dla naszego klimatu opadami.
Reasumując, obecna sytuacja hydrologiczna jest zła. I co warto podkreślić, to nie jest tylko i wyłącznie wina samej pogody. To także wina wieloletnich zaniedbań w celu prowadzenia odpowiedniej retencji wody. Regulowanie rzek, osuszanie bagien, zła melioracja na terenach rolniczych, karczowanie krzewów, zagajników rosnących pośród pól, betonoza w miastach – to te działania, które potęgują dziś deficyt wody.