Kwietniowy szczyt klimatyczny zorganizowany przez prezydenta USA Joe Bidena nie był przełomem. Sprawiły to warunki, w jakich się odbywał. 40 światowych liderów, których kraje odpowiadają za 80 proc. emisji szkodliwych gazów spotkali się wirtualnie, nie mieli okazji rozmawiać w kuluarach, ucierać poglądy i przekonywać do swoich pomysłów.
Ograniczyli się do przygotowanych wcześniej wystąpień, z których wiele dało jednak nadzieję, że wspólna walka o ograniczenie emisji szkodliwych substancji uratuje klimat i naszą planetę.
Presja Bidena zadziałała
Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem spotkania prezydent Biden zapowiedział, że Stany Zjednoczone ograniczą szkodliwe emisje gazów o 50- 52 proc. w ciągu dekady w porównaniu z poziomem z 2005 roku. Miało to wywrzeć presję na innych trucicieli i tak się stało… za jego przykładem poszli inni.
Japonia zapowiedziała obniżenie emisji o 46 proc. do 2030 roku w porównaniu z 2013 r.. Prezydent Chin Xi Jinping nie wyznaczył nowych celów, powtórzył stare, które zakładają zmniejszenie zużycia węgla w latach 2026-2030 i osiągnięcie równowagi między emisją CO2, a jego wchłanianiem przez atmosferę, do 2060 r. Prezydent Rosji Władimir Putin nie obiecywał nic, wspomniał tylko o tym, że jego kraj jest gotów rozważyć preferencje dla firm zagranicznych zainteresowanych działalnością w sferze ekologii i inwestycjami w tzw. czyste technologie.
Niewiele konkretów padło z ust premiera Indii, poza apelem do najbardziej uprzemysłowionych państw, by przeznaczały po 100 miliardów dolarów rocznie na wsparcie ochrony środowiska w biedniejszych krajach. Mówiąc o swoim poletku powiedział, że Indie postawią na czystą energię i tylko tyle. Z kolei prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, sceptyczny jeśli chodzi o cele klimatyczne domagał się najpierw od USA miliarda dolarów w zamian za ograniczenie wylesiana o 40 proc. a potem zaskoczył obietnicą osiągnięcia przez jego kraj neutralności klimatycznej do 2050 roku, czyli dekadę wcześniej niż wynikało to z poprzednich deklaracji. Świat pamiętając, jak Bolsonaro z beztroską podchodził do rabunkowej wycinki Puszczy Amazońskiej, potraktował jego obietnice z przymrużeniem oka..
Nie było konkretów w wystąpieniu Scotta Morrisa, premiera Australii. Pojawiła się tylko deklaracja o redukcji dwutlenku węgla rozłożona na długi okres, a prezydent Argentyny Alberto Fernandez obiecywał nowe prawo o ochronie rodzimych lasów.
Justin Trudeau, premier Kanady, zobowiązał swój kraj do redukcji dwutlenku węgla o 40 do 45 proc. poniżej poziomów z 2005 roku.. Najbardziej jednak ambitny plan przedstawiła Wielka Brytania. Ustanowiła prawo zobowiązujące do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o 78 proc. do 2035 roku w porównaniu z poziomem z 1990 r. Cel obejmuje również zmniejszenie emisji pochodzących ze statków i samolotów pasażerskich, które tradycyjnie były do tej pory ignorowane przez rządy poszczególnych krajów. Brytyjski premier Boris Johnson nazwał go „przełomem”.
Unijny pakiet klimatyczny
Na tym tle dobrze wypadła wspólnota europejska, bo szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen potwierdziła, że nowy unijny pakiet klimatyczny zakłada ograniczenie emisji dwutlenku o 55 proc. do 2030 roku oraz osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Nie wspomniała, że cel ten jest mniej ambitny niż 60 proc. ograniczenie, za którym Parlament Europejski głosował już wcześniej.
Wybrzmiał podczas szczytu również głos Polski. Prezydent Andrzej Duda mówił o naszej perspektywie transformacji energetycznej i konieczności spojrzenia na zmiany klimatu nie tylko z naszego punktu widzenia, ale całej Europy Środkowo-Wschodniej. Przed szczytem prezydent tłumaczył, że Polska nie jest w stanie szybko osiągnąć zerowej emisji CO2 i że potrzebuje okresu przejściowego. W tym czasie podstawą ma być gaz ziemny , a przyszłościową alternatywą dla odnawialnych źródeł energii ma być energetyka jądrowa.
Przypomnijmy, że światowi przywódcy w 2015 roku obiecali ograniczyć globalne ocieplenie do poziomu znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza powyżej temperatur sprzed epoki przemysłowej, aby powstrzymać najgorsze skutki zmian klimatycznych. Ale raport ONZ z końca ubiegłego roku stwierdził, że plany osiągnięcia tego celu były „żałośnie nieadekwatne”.
Świat ma więc o co walczyć i szykuje się już do kolejnego szczytu, który w listopadzie ma się odbyć w Glasgow. Być może wirtualny szczyt klimatyczny był tylko próbą generalną przed spotkaniem na brytyjskiej ziemi. Wielu ma nadzieję, że spotkanie w Glasgow odbędzie się już na „żywo”, oczekiwania są takie, że zapadną na nim strategiczne decyzje w sprawie przyszłości klimatycznej. Oznaczałoby to, że mielibyśmy tak udany szczyt, jak spotkanie w Paryżu w roku 2015.