Ekolodzy biją na alarm po zawarciu porozumienia władz Sierra Leone z Chinami w sprawie bardzo kontrowersyjnej budowy na hektarach zabranej plaży i chronionych lasów deszczowych.
Chodzi o stworzenie portu dla dużych statków rybackich, zakładu produkcji mączki rybnej oraz obiektów związanych z recyklingiem odpadów morskich. Umowę o wartości 55 mln dolarów ekolodzy określają jako katastrofę ludzką i ekologiczną, bo inwestycja ma powstać niedaleko plaży Black Johnson, którą otacza park narodowy Western Area Peninsula. Występują tam zagrożone gatunki, w tym antylopy duiker i łuskowce, a wody bogate w sardynki i barakudy, nowa inwestycja może zanieczyścić.
„Młyn rybny” koło plaży
Początkowo nie wierzono, że w takim miejscu może powstać zakład produkcji mączki rybnej wspierany przez Chiny. Ale ministerstwo rybołówstwa Sierra Leone, potwierdziło umowę, zaprzeczając jednak, że planowana budowa będzie „młynem rybnym”. Zdaniem rządu, miejsce na inwestycję było najbardziej odpowiednie, a resort finansów zapowiedział rekompensaty dla tych, którzy stracą ziemię. Pozostały pytania o sens tego przedsięwzięcia.
Planowana inwestycja, jak zauważają ekolodzy, ma powstać w rejonie zatoki, znanej z występowania waleni, a także kluczowego obszaru hodowli ryb. Dwie grupy prawnicze prowadzące kampanię sprzeciwu, Institute for Legal Research and Advocacy for Justice (ILRAJ) oraz Namati Sierra Leone, domagają się od rządu informacji o wpływie budowy na środowisko. Padają pytania o celowość wyboru miejsca i chcą kopię umowy zawartej między Chinami a Sierra Leone.
Basita Michael, prawnik ILRAJ: Zastanawialiśmy się, dlaczego dopiero teraz usłyszeliśmy o planowanej budowie. Mamy prawo wiedzieć o niej jak najwięcej. To jeden wielki szwindel.
James Tonner, właściciel ziemi w Black Johnson wraz ze swoją matką, Jane Aspden Gbandewa, napisał list otwarty do prezydenta Juliusa Maady Bio. Wzywa głowę państwa do interwencji i wstrzymania budowy, która oznacza katastrofę dla kraju i całej planety. Ostrzega, że dojdzie do zniszczenia dziewiczych lasów deszczowych, zasobów rybnych i zanieczyszczenia terenów lęgowych ryb i ekosystemów.
Mieszkający w Londynie Tonner zbiera już środki potrzebne do sfinansowania rozpraw sądowych bez których się nie obejdzie. Jego zdaniem, rząd działał bezprawnie przymusowo wykupując ziemię od chłopów. Już sama rekompensata za grunty była niesprawiedliwa, bo 30 razy niższa niż ich wartość rynkowa, dodaje.
Brudna ropa, dużo ropy
Tito Gbandewa, ojczym Tonnera i były rybak, który prowadzi w tym rejonie firmę ekoturystyczną widzi po tej inwestycji brudną wodę, dużo ropy, hałasu i trawlery dookoła. Rybacy nie będą mieli gdzie łowić, wszystko zostanie zepsute, turystyka padnie. Podobnego zdania jest dr Sama Banya, emerytowana prezes Conservation Society of Sierra Leone.
Emma Kowa Jalloh, minister rybołówstwa Sierra Leone, upiera się jednak przy pomyśle powstania nowego port. Zaprzecza jednocześnie, że w Black Johnson miałby również powstać zakładu przetwórstwa rybnego. To, co planujemy zrobić, to jedynie port przy wsparciu z chińskich partnerów.
Wyjaśnia, że inwestycja była możliwa dzięki Chińczykom ,a Sierra Leone wnosi ziemię w formie kapitału. Dodaje, że połowa potrzebnej ziemi należy do rządu, resztę nabyto w drodze przymusowego wykupu. Ludzie niepotrzebnie robią z tego powodu zamieszanie. Chciałbym zaapelować do wszystkich: bądźcie cierpliwi, chcemy się rozwijać, chcemy być uznawani przez świat za kraj rozwijający się. Musi być rozwój i trzeba coś w takiej sytuacji poświęcić. Nie mówię, że wszystko będzie w stu procentach dobre, ale zapewniamy, że jest prawie… idealnie.