Nawalne deszcze stają się zmorą naszych miast i nie chodzi tylko o intensywność opadów, ale ich skutki dla mieszkańców i miejskiej tkanki.
Powodzie były zawsze
Do tej pory mieliśmy do czynienia głównie z dwoma typami powodzi: opadową, kiedy po długotrwałych deszczach zwłaszcza w górach, rzeki i zbiorniki wodne nie są w stanie przyjąć nadmiaru wody i wylewają oraz roztopową – czyli związaną z wiosennymi roztopami, gdy temperatura rośnie, a zmarznięta jeszcze gleba nie jest w stanie jej wchłonąć.
Oba te zjawiska mają zwykle charakter długotrwały, stany rzek podnoszą się, ale nie jest to zjawisko tak gwałtowne jak w przypadku powodzi błyskawicznych, które w ciągu kilku minut potrafią zalać miasto. W takich przypadkach trudno mówić o wcześniejszej ewakuacji czy budowaniu prowizorycznych wałów, jak to miało miejsce chociażby podczas powodzi z 1997 czy 2010 roku.
Sami jesteśmy winni
Zmieniający się klimat i zwiększająca się w wyniku tego częstotliwość gwałtownych zjawisk pogodowych sprawia, że ewoluuje charakter powodzi i to właśnie powodzie błyskawiczne stają się dominującymi. Można powiedzieć, że człowiek jest tu winny w dwójnasób, przyczyniając się do zmian klimatycznych, a co za tym idzie prowokując ekstremalne zjawiska pogodowe, ale też budując swoje miasta na betonie i asfalcie.
Miasta się rozrastają i coraz bardziej betonują, zaś areał terenów zielonych, które mogłyby przyjąć nadmiar wody w ich granicach kurczy się. Do tego jeśli opady są nawalne instalacje burzowe nie są w stanie odebrać nadmiaru wody dlatego, że kiedy je budowano, zagospodarowanie terenu było zupełnie inne, a miasto liczyło znacznie mniej mieszkańców. Powodziom błyskawicznym sprzyja także nieprawidłowa i gęsta zabudowa. Tak więc nawet kilkuminutowa ulewa zamienia nasze ulice w rzeki, a miejskie place w jeziora. Skutki takich nawalnych odczuli w czerwcu m.in. mieszkańcy Krakowa, Torunia, Olsztyna czy Poznania, gdzie w ciągu 30 minut spadły aż 64 litry wody na metr kwadratowy, czyli tyle ile powinno spaść podczas całego miesiąca. W lipcu żywioł nie oszczędził kilku małopolskich miast. Przykłady można mnożyć, a koszty takich ekstremalnych zjawisk są ogromne. Jak oszacowali eksperci z Instytutu Ochrony Środowiska, na przestrzeni zaledwie 15 lat (badano okres 2001-2016) Polska straciła 78 mld zł. To m.in. suma zniszczeń w infrastrukturze i uszkodzeń mienia, wywołanych przez powodzie, nawałnice i susze.
Jak zapobiegać
Kluczową rolę dla bezpieczeństwa mieszkańców i ich mienia odgrywa infrastruktura odprowadzająca wodę – drożne studzienki kanalizacyjne, kanały odprowadzające nadmiar wody oraz sieć kanalizacyjna, która w wielu miejscach w kraju budowana była kilkadziesiąt lat temu i dziś okazuje się być niewydolna.
Kolejna kwestia to potrzeba inwestowania w rozwiązania na rzecz retencji, czyli przechwytywania większej ilości wody zamiast odprowadzania jej prosto do mających ograniczoną wydolność studzienek kanalizacyjnych. Niezbędne jest też odbetonowanie naszych miast, bowiem jedynie tereny biologicznie czynne mają zdolność infiltracji, czyli swobodnego wsiąkania wody w glebę. Koniecznym staje się więc zwiększenie areału terenów zielonych, co przełoży się na zwiększone możliwości przechwytywania wody opadowej.
W naszych miasta trzeba więc inwestować w tzw. błękitno-zieloną infrastrukturę. Należą do niej m.in. zbiorniki retencyjne, niecki, czy oczka wodne, które są zasilane przez nadmiar wód opadowych. Choć pewne rozwiązania są już prowadzone, to wiele jest jeszcze do wykonania. Z danych Wód Polskich wynika, że w ostatnim roku wskaźnik retencji podniósł się z 6,5% do 7%, jednak jest to nadal za mało, gdyż powinniśmy zatrzymywać co najmniej 15% średniorocznego spływu wód do Bałtyku.
Podziemne zbiornik retencyjne
Wiele miast inwestuje w zbiorniki retencyjne. Katowice planują budowę 11 podziemnych zbiorników retencyjnych. Wszystkie mają mieć prawie 6500 m sześc. pojemności. Pierwszy już wybudowano w Katowicach-Piotrowicach, ma on 51 metrów długości, 25 szerokości i 1540 m sześc. pojemności. Kolejne mają powstać w dzielnicy Dąbrówka Mała. W sumie w stolicy Górnego Śląska planuje się wybudować 25 zbiorników retencyjnych za kwotę 94 mln zł. W Poznaniu taki zbiornik na około 3000 metrów sześciennych ma powstać na osiedlu Kiekrz. Jest to realizacja zapisów miejskiego planu adaptacji do zmian klimatu dla miasta Poznania. Prace budowlane mają ruszyć 2022 roku. Z kolei Ruda Śląska przyjęła plan adaptacji Miasta Ruda Śląska do zmian klimatu do roku 2030. Jego opracowanie pozwoliło gminie pozyskać ponad 43 mln zł unijnej dotacji z krajowego Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Z tych pieniędzy ma powstać 21 zbiorników retencyjnych i 19 km kanalizacji deszczowej, co ma pozwolić na retencję około 20 mln litrów wody.
Jednostki samorządu terytorialnego na realizacje takich zamierzeń mogą uzyskać wsparcie m.in. z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który wraz z Ministerstwem Klimatu ogłosił konkurs Miasto dla Klimatu.
Mała retencja i miejskie gąbki
Nie zawsze miasta muszą budować potężne zbiorniki, za wielkie miliony. Mogą sięgnąć po podobne rozwiązania w mniejszej skali jak to uczyniono w Biłgoraju. Tam przy okazji rewitalizacji centrum zaprojektowano dwa podziemne zbiorniki retencyjne mogące pomieści około 10 metrów sześciennych wody, a zbierające deszczówkę z dachu Urzędu Miasta i placu przed nim. Innym pomysłem jest tworzenie miejskich gąbek czyli terenów pochłaniających wodę w czasie ulew i magazynującą ją na okres suszy. Rolę takich gąbek mogą pełnić tzw. ogrody deszczowe, w których sadzone są przede wszystkim rośliny stref podmokłych i bagiennych. Można też zakładać pasaże roślinne w formie podłużnego koryta obsadzonego roślinnością lubiącą wodę czy też niecki filtracyjne z nawierzchnią przepuszczalną.
Sami też możemy
Zadbać o nasze zasoby wodne możemy na różnych szczeblach – centralnym, samorządowym, a także jednostkowych. Możemy więc sami przyczynić się do magazynowania deszczówki korzystając przy tym z różnego rodzaju dopłat i ulg. Może to być zarówno program ogólnopolski „Moja Woda” realizowany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska jak i ulgi oferowane przez niektóre samorządy. Z tego pierwszego można dofinansowywać powstawanie przydomowych oczek wodnych i instalacji przechwytujących deszczówkę do 85 procent kosztów przedsięwzięcia, ale nie więcej niż 5 tys. zł.
Gminy też mogą wesprzeć swoich obywateli. Przykładem może być Piaseczno, które uruchomiło program dotacji na zagospodarowanie deszczówki. Tu mieszkańcy mogą otrzymać pieniądze na budowę ogrodów deszczowych, studni chłonnych czy zbiorników retencyjnych. Dofinansowanie pokrywa do 80 proc. kosztów inwestycji, ale nie więcej niż 5 tys. zł w przypadku osób fizycznych i 10 tys. w przypadku firm, stowarzyszeń czy spółdzielni. W Warszawie uruchomiono program dofinansowania małej retencji do 4 tys. zł dla osób fizycznych oraz mieszkańców, prowadzących działalność gospodarczą i do 10 tys. zł dla sektora finansów publicznych. Podobny program realizuje Łódź przyjmując wnioski na przedsięwzięcia do gromadzenia i wykorzystania wód opadowych i roztopowych oraz służących jej magazynowaniu. Zgodnie z jego założeniami każdy łodzianin może złożyć wniosek o dotację do 5 tys. zł, obejmującą nie więcej niż 80% kosztów.
Również Toruń przeznaczył na ten cel 600 tysięcy złotych i przyjmuje od mieszkańców wnioski na takie zadania. Tu o dofinansowanie mogą ubiegać się zarówno osoby fizyczne, wspólnoty mieszkaniowe, osoby prawne jak również przedsiębiorcy działający w granicach administracyjnych Torunia. Gdańszczanie mogą składać wnioski o dotację na małą, przydomową retencję, czyli studnie chłonne i skrzynki rozsączające. Osoby prywatne mają szansę uzyskać 4 tys. zł, a wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe – nawet 10 tys. zł.
Choć są to rozwiązania potrzebne, to do tej pory nie doczekaliśmy się aktu prawnego regulującego całość tych zagadnień. Ma nim być tzw. specustawa o suszy. Na razie Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej poddało pod konsultacje społeczne projekt ustawy o inwestycjach w zakresie przeciwdziałania skutkom suszy, czyli tzw. specustawy suszowej, której przyjęcie przez Radę Ministrów planowane jest na czwarty kwartał 2021 roku. Jej zapisy nie wszystkim się podobają. W opinii WWF jest to kolejny dokument, którego głównym celem jest ułatwienie procesu inwestycyjnego kosztem środowiska i z ograniczeniem udziału społecznego. „Pod płaszczykiem racjonalnego i skutecznego wydatkowania pieniędzy, zaproponowano specustawę, której przyjęcie oznaczałoby ominięcie procedur mogących obecnie powstrzymać projekty, które są nieracjonalne z punktu widzenia walki z suszą, ekonomicznie nieuzasadnione oraz środowiskowo i społecznie szkodliwe – można przeczytać na stronie WWF.