Szacuje się, że w Polsce jest ponad 230 miejsc zalegania niebezpiecznych odpadów. Gromadzone są w przeróżnych lokalizacjach, od starych magazynów, hal poprodukcyjnych, po stodoły czy naczepy tirów. Podrzucane są na składowiskach stając się koszmarem dla otoczenia, a kiedy nie można się ich pozbyć – wybucha pożar. Z danych Głównej Inspekcji Ochrony Środowiska wynika, że w 2018 roku doszło do ponad 200 pożarów miejsc składowania i magazynowana odpadów. Można więc otwarcie powiedzieć, że mamy z tym problem i to w skali całego kraju. Szczególnie, że dotyczy to zwykle odpadów najniebezpieczniejszych, czyli stanowiących największe zagrożenie dla zdrowia ludzi i stanu środowiska, a także najkosztowniejszych do usunięcia, bowiem zwykle nie nadają się one do dalszego recyklingu.
Nie powinno więc dziwić, że Ministerstwo Sprawiedliwości, resort klimatu i środowiska oraz Departament Zwalczania Przestępczości Środowiskowej w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska przygotowują nowelizację prawą przewidującą nawet 25 lat pozbawienia wolności za tzw. „zbrodnię środowiskową”, czyli przestępstwo przeciwko środowisku, w efekcie której dojdzie do śmierci człowieka lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu wielu osób. Obecnie Kodeks karny przewiduje za tego rodzaju przestępstwo karę pozbawienia wolności od dwóch do 12 lat.
Ponad 34 tysiące kontroli
Zaostrzenie przepisów kodeksu karnego ma być kolejną odsłoną walki z tym procederem. Wcześniejsze zmiany to między innymi stworzenie Departamentu Zwalczania Przestępczości Środowiskowej w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska. Departament ten realizuje zadania szczebla ponadwojewódzkiego, a jego celem ma być między innymi walka z nielegalnymi składowiskami i ich pożarami. Te ostatnie udało się w pewien sposób ograniczyć, bowiem w 2018 było ich blisko 250 pożarów, w 2019 roku GIOŚ naliczył ich około 100, zaś do 1 grudnia 2020 r. – 79.
Inspektorzy uzyskali też dodatkowe narzędzia kontroli, bowiem znowelizowana ustawa o Inspekcji Ochrony Środowiska oraz ustawa o odpadach wprowadziły przepisy umożliwiające m.in. prowadzenie niezapowiedzianych kontroli oraz stosowanie w ich trakcie dronów. Ponadto Inspekcja rozpoczęła pracę w systemie 24-godzinnym. Podwyższono także kary administracyjne za gospodarowanie odpadami niezgodnie z przepisami do 1 mln zł, a w przypadku recydywy – do 2 mln zł. Zwiększyła się też liczba kontroli, w 2019 r. przeprowadzono ich ponad 34 tysiące. Inspekcji udało się również ujawnić ponad 800 miejsc porzucenia lub nielegalnego deponowania odpadów, przy czym w ponad 600 przypadkach udało się ustalić posiadacza odpadów.
– Przestępczość środowiskowa była kiedyś marginalna. Od kilku lat jednak widzimy, że ten obszar stał się obszarem działalności przestępczej, w tym tej o charakterze zorganizowanym – przyznał w rozmowie z mediami Krzysztof Gołębiewski szef Departamentu Zwalczania Przestępczości Środowiskowej w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska.
Naczepa z beczkami, pożar na składowisku
Pozostawione odpady to najczęściej farby, lakiery, opakowania po substancjach niebezpiecznych, różnego rodzaju chemikalia zdeponowane w metalowych beczkach czy mauzerach. Zazwyczaj są to odpady łatwopalne, toksyczne, niejednokrotnie mogące prowadzić do zanieczyszczenia gruntu, wody i powietrza, narażające zdrowie i życie okolicznych mieszkańców.
Przypadki niezgodnego z prawem składowania, usuwania, przetwarzania, odzysku i transport odpadów dotyczą całego kraju, do tego przybrały one charakteru zorganizowanej działalności przestępczej.
– Każdy przypadek jest inny, można jednak mówić o pewnej metodzie działania – wyjaśnia Ewa Sikora oficer prasowy KPP Mikołów ( województwo śląskie). W ostatnich latach Wydział ds. Zwalczania Przestępczości Gospodarczej w tamtejszej jednostce prowadził kilka spraw dotyczących nielegalnych odpadów. W czerwcu ubiegłego roku policjanci zabezpieczyli ponad 115 tys. litrów farb i rozpuszczalników w kilkuset beczkach i mauzerach pozostawionych w różnych miejscach na terenie Mikołowa i Orzesza (powiat mikołowski). Porzucono je w lesie, na prywatnej posesji, a nawet na jednej ze stacji paliw. W tym miejscu odpady znajdowały się na naczepie tira, a o odkryciu zaalarmowali stróżów prawa pracownicy stacji, zaniepokoił wyciek z naczepy. Okazało się, że jest ona wyładowana metalowymi beczkami i mauzerami z chemikaliami, niektóre pojemniki były rozszczelnione.
Worki z granulatem, kwas obok osiedla
Kilka miesięcy wcześniej na terenie byłej bazy autobusowe w Mikołowie porzuconych zostało około 600 worków typu big-bag pełnych odpadów.
– W tym przypadku sprawę zgłosili mieszkańcy zaniepokojeni zapachem amoniaku – przyznaje Jakub Gendarz, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Mikołowie.
Na miejsce wezwana została jednostka chemiczna straży pożarnej, teren został zabezpieczony, worki, które zawierały sypki granulat, jak się okazało były to odpady pohutnicze oraz prefabrykaty zwierające azbest, zostały przykryte folią i pozostawione na ponad rok, bowiem nie wiadomo było, kto miał zająć się ich utylizacją. Zostały one bowiem zdeponowane na terenie należącym do skarbu państwa, który był wynajmowany cudzoziemcowi, który również go podnajął. Co prawda burmistrz wydał decyzję nakazującą właścicielowi usunięcie odpadów, ale w ostateczności to gmina, w trybie wykonania zastępczego, musiała zająć się ich usunięciem.
Takich przypadków jest więcej, wystarczy wskazać Mysłowice, gdzie w maju rozpoczęła się likwidacja nielegalnego składowiska chemikaliów. Łącznie w sąsiedztwie osiedla domków jednorodzinnych i bloków, zgromadzono około 8 tys. ton kwasów i rozpuszczalników. Operacja ich utylizacji ma kosztować 93 mln. złotych. By ją sfinansować gmina musiała zaciągnąć kredyt. Otrzymała również ponad 44 mln zł dofinansowania z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
W przypadku Mysłowic pomoc z NFOŚiGW zostanie udzielona w oparciu o art. 26a ustawy o odpadach. Z tego samego przepisy skorzystała gmina Borkowice (woj. mazowieckie), która na usunięcie porzuconych odpadów z NFOŚiGW otrzymała ponad 8 milionów złotych w formie dotacji. Wszystko po to, by pozbyć się nielegalnego składowiska chemikaliów zagrażających ludziom i środowisku naturalnemu. Chodzi o cztery magazyny, w których zgromadzono mauzery o pojemności 1 metra sześc., dwustulitrowe beczki oraz ofoliowane pojemnik. Badania pobranych próbek wskazały, iż zdeponowano w nich chemikalia działające negatywnie na układ nerwowy człowieka, drażniąco na skórę i oczy, mogące powodować nowotwory i wady genetyczne. Sprawa nielegalnego składowiska w Borkowicach miała swój finał w sądzie. Na ławie oskarżonych zasiadło osiem osób, którym prokuratura zarzuciła m.in. udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która wynajmowała magazyny często na tzw. słupa, gromadziła w nich odpady i znikała bez śladu.
Z kolei 8 milionów kosztowało usunięcie ponad 1,1 ton opadów z pogorzeliska po pożarze na nielegalnym składowisku odpadów chemicznych w Nowinach w okolicach Kielc. Prace sfinansowało starostwo powiatowe w Kielcach, którego władze zapowiadają, iż będą domagały się od właściciela odpadów zwrotu poniesionych kosztów. Nic dziwnego skoro usuwanie nielegalnych składowisk, gdzie można znaleźć całą tablicę Mendelejewa, wiąże się z kosztami liczonymi w milionach złotych, dlatego też, kiedy już takie miejsce zostanie zlokalizowane, rozpoczyna się szukanie winnego. Często jednak sytuacja jest taka, że właściciel, nawet w dobrej wierze wynajmie teren, na który ktoś zwiezie odpady i zniknie, zaś ich usunięcie zgodnie z prawem spada na gospodarza działki.
Import z Europy
Do Polski trafiają również odpady z innych państw, co jest działaniem legalnym, o ile jest zgodne z zapisani Konwencji Bazylejskiej, przepisami rozporządzenia Parlamentu Europejskiego dotyczących transgranicznego przemieszczania odpadów z czerwca 2006 r. oraz krajowej ustawy z 29 czerwca 2007 r. o międzynarodowym przemieszczaniu odpadów. Dokumenty te klasyfikują odpady w transporcie transgranicznym na bezpieczne typu makulatura, które ujęte są na liście zielonej oraz niebezpieczne lub potencjalnie niebezpieczne zawarte na tzw. liście bursztynowej. Kategoria trzecia to te, które nie znalazły się w tych dwóch wykazach.
Zwykle odpady te mają trafić do recyklingu, okazuje się, że nie zawsze tak się dzieje. Zarówno policja jak i inspektorzy ochrony środowiska odnotowują przypadki, kiedy są one porzucane czy też deponowane na wysypiskach z legenda, iż są to krajowe śmieci. Taki proceder miał miejsce m.in. w Żorach gdzie do tamtejszego składowiska, zamiast odpadów z tworzyw sztucznych trafiły odpady komunalne z Niemiec, Włoch czy Wielkiej Brytanii. Z kolei w kwietniu tego roku Główny Inspektorat Ochrony Środowiska poinformował o zatrzymaniu transportów ok. 20 tys. metrów sześc. nielegalnych odpadów: mieszaniny gruzu i ziemi z elementami azbestu, które miały trafić do jednego z wielkopolskich składowisk. Za czyn ten grozi do 5 lat pozbawienia wolności oraz pieniężna kara administracyjna do 500 tys. zł.
Źródło: GIOŚ, KPP Mikołów, sozosfera.pl, prokuratura Gliwice.