Mamy jedną ziemię i musimy zrobić wszystko, by zachować funkcjonowanie ekosystemów na niej. Każde marzenie o tym, że przeniesiemy się gdzie indziej, niejako zwalnia nas z odpowiedzialności,
z działań tu i teraz – uważa prof. Piotr Skubała.
Panie profesorze, w filmie z 2014 roku, zatytułowanym „Interstellar”, grupa naukowców szuka nowej planety dla ludzi, bo na Ziemi kurczą się zasoby żywności i atmosfera staje się coraz mniej przyjazna do życia… To tylko fabuła, ale czy taki scenariusz powinien nam coś uświadomić?
Oczywiście film czy książka science fiction, mówiąca o tym, że gdzieś życie jeszcze istnieje, może sobie być. Wydaje mi się to jednak niebezpieczne, jeśli upatrujemy szansę w zasiedleniu innej planety, a pozwolimy na zniszczenie tej tutaj. To jest iluzja, a nawet jeśli to w ogóle będzie możliwe, to pamiętajmy, że byłoby to rozwiązaniem dla garstki ludzi.
Natomiast, żeby zapewnić byt miliardom ludzi tutaj, a przede wszystkim milionom gatunków roślin, zwierząt, bakterii, grzybów, to trzeba tej planety. Jeśli ją zniszczymy, oznacza to nasz kres. Mamy jedną planetę i musimy zrobić wszystko, by zachować ją w takim stanie, by było tu możliwe życie. Zapewne pan słyszał o projekcie próby zbudowania drugiej Ziemi? Biosphere 2?
W którym to było roku?
To był rok 1991. Na pustyni w Arizonie spróbowano zbudować drugą ziemię. To był system gigantycznych szklarni, w którym odtworzono główne biomy ziemi. Zamieszkało tam ośmiu naukowców, którzy próbowali sprawdzić, czy ta sztuczna biosfera będzie w stanie funkcjonować. I początkowo ona funkcjonowała, tylko potem nastąpiły pewne zaburzenia – spadła ilość tlenu, poważnie wzrosła ilość dwutlenku węgla, wymarły im owady zapylające, rozmnożyły się różne szkodniki, chwasty… Nie byli w stanie nad tym zapanować i po dwóch latach przerwano projekt. Powstał na ten temat taki artykuł, „The real message from Biosphere 2”. I to prawdziwe przesłanie stamtąd jest tego rodzaju, że mamy jedną ziemię i musimy zrobić wszystko, by zachować funkcjonowanie ekosystemów ziemskich, a każde marzenie o tym, że gdzieś się przeniesiemy, niejako zwalnia nas z odpowiedzialności z działań tu i teraz. Często mówię o tym projekcie jeszcze z innego powodu. Jest taki wykład Jane Poyntner – to jedna z naukowczyń, która brała udział w tym projekcie i spędziła tam dwa lata życia. Ona w trakcie tego wykładu mówi, że tam po raz pierwszy poczuła się częścią biosfery, częścią przyrody. Odczuła to fizycznie, bardziej prawdziwie.
Co sprawiło, że właśnie tam odczuła to tak realistycznie?
Ponieważ nasza biosfera, w której żyjemy, jest potężna i trudno nam to sobie uzmysłowić, poczuć fizycznie. Tam, ta przestrzeń była niewielka. Oni tam uprawiali ziemię, obieg materii był widoczny. Krążyła między ekosystemami i pomiędzy ciałami uczestników projektu. W tak małej przestrzeni i w niewielkiej grupie osób to jest jakby łatwiejsze. A tutaj, żyjąc w biosferze pierwszej, dużej, gdzieś tracimy to wrażenie, aczkolwiek jest to możliwe, wiele osób czuje się częścią przyrody i troszczy się o nią. Ja zwykle mówię, że fundamentalną rzeczą w dzisiejszych czasach jest to, żeby poczuć się częścią sieci życia, zauważyć związek z jego innymi formami i wtedy podejmiemy właściwe kroki, zrealizujemy postulaty zgłaszane przez naukowców, pojawiające się w raportach agend ONZ czy innych organizacji. Tylko konieczne jest pokochanie miejsca, w którym żyjemy, zachwycenie się życiem. Wtedy powstrzymamy chociażby kryzys bioróżnorodności, utratę gatunków. Problem jest taki, że my wiemy, co zrobić, ale tego nie wprowadzamy.
Jak duży wpływ mamy na to, co dzieje się na Ziemi i na przyszłość życia tutaj?
Wpływ mamy ogromny! Zwykle, kiedy prowadzę wykłady lub warsztaty na ten temat, wówczas proszę o wymienienie naszych codziennych czynności, zachowań, które odbywają się kosztem zasobów środowiska. A potem proszę, żeby wymienić jakieś czynności, decyzje, które z kolei nie wiążą się ze środowiskiem, podczas których nie korzystamy z zasobów planety. Wcześniej czy później wszyscy dochodzą do wniosku, że nie ma takich zachowań, bo cokolwiek robimy, oddziaływujemy na świat wokół nas, na przyrodę, na inne formy życia.
Nawet podczas marszu, kiedy nie używamy samochodu, a więc nie emitujemy spalin?
Słuchacze przytaczają wtedy zwykle przykład snu. Tylko, że kiedy śpimy, spalamy energię, a energia pochodzi z pokarmu. Oddychamy, a tlen pochodzi z roślin. Śpimy w piżamie, ubieramy się w coś – to też jest zasób przyrody. Podobnie łóżko – jest wykonane z wykorzystaniem zasobów środowiska. Ja te przykłady przytaczam zwykle w tym celu, żeby zwrócić uwagę, że czynności, wpływających na naszą planetę, jest bez liku! W związku z tym ilość kroków jakie możemy podjąć, by ratować planetę jest tak duża, jak ilość tych zachowań, które wybieramy, wykorzystując jej zasoby.
W takim razie, co możemy zrobić w tym kierunku?
Jest taka fantastyczna książka, „365 kroków ratujących planetę”. Jej autorem jest francuski fotograf Philippe Bourseiller. Jest to piękny album ze zdjęciami różnych miejsc na Ziemi, a na drugiej stronie obok zdjęcia jest opisany jeden krok, który każdy z nas może wykonać w celu ratowania planety. To nie jest coś, co przekracza nasze możliwości. Autor książki daje nam radę na każdy dzień roku. Ale to, ile dobrych rzeczy może wykonać każdy z nas, to jest jedna kwestia. Jest jeszcze druga, bo ten świat został jakoś urządzony, jakoś zaplanowany. Mamy określone systemy energetyczne, systemy transportowe, sposób funkcjonowania rolnictwa i tak dalej. Żeby powstrzymać kryzys bioróżnorodności, kryzys klimatyczny, no to musimy zmienić sposób w jaki mieszkamy, budujemy, wytwarzamy energię, odżywiamy się czy poruszamy i muszą to być zmiany systemowe. Wykonanie kroków indywidualnych to jest za mało. Tutaj potrzebne jest współdziałanie ludzi świadomych, wrażliwych, empatycznych, którzy wspólnie wpłyną na pewne zmiany.
Ale te proste codzienne kroki każdego z nas też są ważne. Może są takie, drobne z początku, a które uruchamiają dalsze zmiany?
Kogoś może to przerażać, pomyśli: O, ile to rzeczy trzeba zmienić, nie dam rady, nie mam siły… Tymczasem wydaje mi się, że ważne jest to, by zrobić pierwszy krok. Kiedy przyjdzie pierwsza refleksja, postawisz sobie pierwsze pytanie na temat zmian w swoim życiu, to potem okazuje się, że zaczynasz podążać własną drogą i wpadasz na kolejny pomysł. A potem, powiedzmy po roku, funkcjonujesz już w zupełnie inny sposób. Ważne, żeby w ogóle zacząć. Co byłoby najprostsze? Dla mnie osobiście takim krokiem była zmiana sposobu odżywiania i odchodzenie od spożywania mięsa. To z pozoru jest taka błahostka, a ma ogromne znaczenie, jeśli chodzi o ślad węglowy, o rzeczywisty wpływ na przyrodę. I w dzisiejszych czasach wydaje mi się to proste, a takie nie było kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. No i ma to ogromne znaczenie. Jeśli sięgniemy do jakiegokolwiek raportu naukowego, wszędzie ta kwestia się pojawia – zmniejszenie spożycia mięsa i przechodzenie na dietę roślinną.
Dlaczego? Czy to się wiążę z szerszym polem zmian?
No właśnie tak. Nie chodzi tylko o przemysłową produkcję mięsa, o skrócenie cierpienia zwierząt. Ma to ogromne znaczenie, bo mówimy tu o jednej z przyczyn deforestacji. Około 70 procent wycinek lasów w Amazonii ma związek z produkcją mięsa, a dokładniej z uprawą soi na potrzeby paszy dla zwierząt rzeźnych. Około 75 procent powierzchni gruntów rolnych na świecie i 71 procent w Unii Europejskiej jest wykorzystywanych do produkcji zwierzęcej i uprawy paszy. Ponadto produkcja mięsa to jeden z głównych emitentów gazów cieplarnianych. Ocenia się, że nawet 25-30 procent emisji jest związanych z produkcją żywności, a sama produkcja mięsa i hodowle to 14,5 procenta. Rolnictwo stanowi też dzisiaj ryzyko wyginięcia dla 86 procent roślin i zwierząt. Jeśli chodzi o dietę, nie tylko ważne jest to, by przechodzić na odżywianie roślinne, ale równie ważna jest lokalność i sezonowość, kupowanie produktów, które są wytwarzane na miejscu, a nie pochodzą z drugiego kontynentu. Kiedy kupujemy coś, co przywędrowało do nas wiele tysięcy kilometrów, to jest ogromne obciążenie dla środowiska.
Wspomniał pan o dużych wycinkach lasów. Gdybyśmy spojrzeli na pewne zjawiska globalnie, to jaki wpływ na miejsce, w którym mieszkamy, ma na przykład wycinka lasów gdzieś w Ameryce Południowej?
System życia jest jednym systemem, to wszystko są naczynia połączone, oddziaływujące na siebie. Przywołam tutaj hipotezę wypadających nitów, żeby uzmysłowić, jakiego rodzaju zagrożenie powstaje, kiedy niszczymy życie na różnych kontynentach. Teza wypadających nitów tłumaczy związek między różnorodnością biologiczną a stabilnością ekosystemu, przyrody. Autorzy tej hipotezy, małżeństwo ekologów Paul i Anne Ehrlich, przyrównali funkcjonowanie przyrody do samolotu. Maszyna leci, wypadają z niego nity, jeden po drugim. Samolot nadal leci, tyko wszyscy zdajemy sobie sprawę, że wypadnięcie któregoś z nitów, nie wiemy którego, spowoduje katastrofę. Tak samo, zdaniem tych ekologów, funkcjonują ekosystemy. Kiedy tracą tę bioróżnorodność, gatunki wypadają, a tracimy prawdopodobnie od jednego do kilku gatunków w ciągu godziny na tej planecie. Życie co prawda trwa, przyroda funkcjonuje, ale nie wiemy w którym momencie następuje dekonstrukcja, rozpadnięcie się przyrody.
Zatem, jeżeli wypadnie jakiś element z naszej globalnej układanki, można spodziewać się, że coś dalej się wydarzy?
Można nawet powiedzieć, kiedy to może się stać. Ponad rok temu ukazał się artykuł dwóch autorów, którzy postanowili wykorzystać algorytmy i modele komputerowe, aby przewidzieć, co się może stać przy określonym tempie wycinki lasów na ziemi. Oni założyli różne scenariusze, ale ten, w którym nie zmieniamy naszego postępowania i deforestacja postępuje, to ich zdaniem, w ciągu 20, 40 lat dochodzi do rozpadu naszej cywilizacji.
Jakie są szanse, że znajdziemy wyjście i wybronimy się z tego? Zdaniem autorów mamy na to jakieś 10 procent szans.
To dość złowróżbna perspektywa.
Mogę przywołać tu jeszcze jeden obrazowy przykład. Autorzy innego artykułu przebadali 30 tysięcy gatunków lądowych i morskich, określając dla nich optimum termiczne i optimum wilgotności od 1850 roku, kiedy rozpoczęła się rewolucja przemysłowa, do 2100 roku. Określili potem, kiedy dany gatunek znajdzie się poza strefą komfortu i jego życie stanie się niemożliwe z uwagi na niesprzyjające do tego warunki. Proszę sobie wyobrazić, że przy modelu zakładającym obecną i nie zredukowaną gwałtownie emisję gazów cieplarnianych, w 2030 roku dochodzi do załamania funkcji ekosystemów w strefie tropikalnej. Rozpadają się jak domek z kart. I to zaczyna się potem przenosić na wyższe szerokości geograficzne i wówczas do 2050 roku to samo dzieje się z przyrodą u nas.
Jak to wygląda obecnie? Mamy duże zubożenie gatunkowe?
Problem jest taki, że w skali planety, my nie znamy większości gatunków. Poznaliśmy ich niecałe 2 miliony, a jak dużo żyje ich na naszej planecie? Sceptycy mówią o piętnastu, trzydziestu milionach gatunków, ja zwykle powołuję się na opinię dwóch najwybitniejszych ekologów, jakich znam, to są profesorzy Wilson i Ehrlich. Oni swego czasu w „Science” mówili, że na naszej planecie jest od 90 do 100 milionów gatunków. My znamy kilka, kilkanaście procent z tego. To wymieranie cały czas się dokonuje, tylko nie rejestrujemy tego. Natomiast oprócz wypadania gatunków jest jeszcze jeden problem – zmniejszania liczebności, czyli gatunek jeszcze jest, ale nieliczny i jego pula genowa jest ograniczona, a za chwilę on może wypaść.
To jest zauważalne u nas w kraju?
To, co my w tej chwili obserwujemy w Polsce, to jest przemieszczanie się gatunków, a powodem tego są zmiany klimatu, a tym samym zmiany jego stref. Temperatura w Polsce jest o półtora stopnia wyższa niż lat temu kilkadziesiąt. I na to reaguje przyroda. Pojawiają się u nas gatunki, których nigdy tu nie było.
Na przykład?
Na przykład w świecie owadów jest to występowanie modliszki w Polsce. Modliszki spotykane były zazwyczaj w lasach południowo-wschodniej Polski, ale coraz częściej pojawiają się też w innych regionach kraju. Modliszka obecnie jest rzadka tylko na północy Polski. Ale chciałbym zwrócić uwagę na inne niepokojące wieści. Naukowcy z PAN wskazali gatunki drzew, które nie będą w stanie dostosować się do zmian klimatu, do podnoszącej się temperatury. W ciągu kilkunastu, najdalej kilkudziesięciu lat, w wyniku zmian klimatu, z terenu Polski mogą zniknąć takie gatunki drzew jak sosna zwyczajna, świerk pospolity, modrzew europejski czy brzoza brodawkowata. Drzewa te stanowią główny składnik drzewostanów na blisko 75 procentach ich powierzchni. W raporcie oni zwracają uwagę, że to oznacza zagładę dla roślin, grzybów, bakterii i zwierząt związanych z tymi drzewami. Tak więc podnosząca się temperatura może w dużym stopniu przemodelować obraz przyrody w naszym kraju i to w ciągu kilku dekad.
Te zmiany, o których pan wspomina, określiłlibyśmy jako pęd czy na razie jeszcze powolny spacer w niedobrym kierunku?
Tempo zmian utraty bioróżnorodności jest nieporównywalnie większe do tego, co działo się wcześniej, chociażby wtedy, kiedy wymarły dinozaury. Ja zwykle cytuje taką wypowiedź profesora Marka Williamsa, który mówił tak: „Zagłada dinozaurów to drobiazg w porównaniu ze zmianami, które dzisiaj fundujemy biosferze ziemi.”. Oczywiście z perspektywy naszego krótkiego życia one nie są tak zauważalne, ale z perspektywy planety wygląda to inaczej. To wszystko dzieje się po prostu za szybko. Przyroda, gatunki, nie są w stanie się do tego dostosować. Mam taki obrazowy przykład. W 1995 roku naukowcy oceniali, że w ciągu najbliższych stu lat strefy klimatyczne przemieszczą się o 200 do 400 km. W 2015 roku stwierdzili, że to przesunięcie już nastąpiło, czyli zmiana, którą przewidywali na stulecie, dokonała się w ciągu dwudziestu lat… Tu widać, w jakim tempie to się dzieje.
Spójrzmy na współczesne trendy, czy nie wyglądają na optymistyczne? Popularnością cieszy się styl życia w duchu „mniej”, zakupy robimy bardziej przemyślane i z własnymi siatkami, zwracamy uwagę na niemarnowanie jedzenia… Budzimy się do takiego bardziej świadomego życia, z troską nie tylko o siebie?
No tak i to budzi też moją nadzieję, bo liczba osób, ilość wydarzeń i działań, które są tymi pożądanymi, bo wyrażają troskę o przyrodę, jest ogromna. W ciągu tych ostatnich lat to zauważalna zmiana. Tę świadomość szczególnie widać u młodzieży, myślę tu o Młodzieżowym Strajku Klimatycznym, o ruchu Fridays For Future. To jest wspaniałe, tylko z drugiej strony, jeśli weźmiemy parametry opisujące życie na ziemi, takie jak poziom dwutlenku węgla w atmosferze, poziom metanu, podtlenku azotu, jak weźmiemy tempo deforestacji czy ilość spożywanego mięsa – wszystko to wzrasta. Nie potrafię podać ani jednego parametru życia na ziemi, który by się ostatnio poprawił w ostatnich latach.
Ani jednego?
Emisja gazów cieplarnianych, na którą zwracamy uwagę i wiemy, jakie to jest ważne, spadła w ciągu pandemii o około 7 procent. No tak, ale wiemy skąd się to wzięło – 2020 rok i zamknięcie gospodarki… I już dzisiaj nadrobiliśmy te zaległości, emisje urosły i są wyższe niż przed pandemią. Nawet jeśli powiemy o mięsie, które wiele osób ograniczyło w swojej diecie i przeszło na dietę wegetariańską, ilość spożywanego mięsa rośnie w świecie. Kiedyś miałem przyjemność prowadzić rozmowę ze Stefano Liberti. To jest włoski dziennikarz, autor książki „Władcy jedzenia. Jak przemysł spożywczy niszczy planetę” i reżyser filmu „Sojalizm”, emitowanego na Festiwalu Filmowym Millennium Docs Against Gravity… Film pokazujący przemysł spożywczy, m. in. produkcję mięsa, która rozwija się w świecie, sunie jak walec i niszczy życie na naszej planecie. Tak że mam taki rozdźwięk, z jednej strony cieszę się z zauważalnych zmian, uczestniczę w wielu wydarzeniach, poznaję mnóstwo fantastycznych ludzi, a z drugiej strony, jak sięgnę do raportów i spojrzę na te słupki i wykresy, one rosną.
Zatem te zmiany nie udadzą się bez ponadlokalnej czy międzynarodowej woli?
Dam taki przykład: na stronie „Ziemia na rozdrożu” jest kalkulator śladu węglowego, w którym można zmienić otaczającą rzeczywistość. Powiedzmy, że tam sobie wyliczamy, iż dana osoba ma ślad węglowy wynoszący 7,5 tony na rok. Polak ma przeciętnie 8,3 tony emisji dwutlenku węgla rocznie, ale powiedzmy, że ktoś ma mniejszy. Załóżmy też, że dzięki jakimś podjętym krokom, schodzę do pięciu i pół, sześciu. I teraz ja tam mogę zmienić system, na przykład sposób produkcji energii w moim kraju albo mogę zwiększyć efektywność energetyczną czy dokonać zmiany transportu na bardziej bezemisyjny. Można to tam symulować. I wówczas widzimy, jak zmienia się ślad węglowy danej osoby. To są spadki drastyczne, to jest mniej więcej tak, że podejmując wysiłek osobisty, mogę zmniejszyć ślad węglowy powiedzmy o 20 procent, a kiedy zmieni się system, to mój ślad węglowy spadnie o 50 albo 60 procent. To pokazuje, jak ważna jest zmiana systemu, bo te drobne kroki, które podejmuję, są oczywiście potrzebne, ale one nie zredukują śladu węglowego w ilości, jakiej bym oczekiwał.
Pod koniec roku lubimy myśleć o zmianach. Może taka lista noworocznych postanowień byłaby dobrym wstępem do poczynienia zmian w kierunku bycia bardziej eko?
Udzielałem niedawno wywiadu dla litewskiego radia publicznego w temacie choinek. Oczywiście padło pytanie: choinka naturalna czy sztuczna? Odpowiedziałem, że naturalna, bo wiadomo, mniejsza jest emisja gazów cieplarnianych, można ją potem wyrzucić i nic wielkiego się nie stanie. A przy sztucznej wykorzystywane są nieodnawialne zasoby, poza tym ona rozkłada się kilkaset lat, nie da się z tym nic zrobić, bo jak spalę, to powstaną dioksyny i tak dalej. Ale choinka naturalna też obciąża w jakimś stopniu środowisko. Może spójrzmy na to inaczej? Może pomyślmy o jakiejś alternatywie? Na przykład choinka z recyklingu, zrobiona z szyszek, z patyczków, a tej choince prawdziwej damy po prostu rosnąć? W naszym kraju co roku ścina się 6 milionów choinek. Czy one nie mogłyby pozostać i cieszyć nasz wzrok w lesie? Czy nie wystarczyłby jakiś symbol, zamiast dwumetrowego drzewka? Proponuję zachować umiar, jeśli wprowadzimy jakąś alternatywę, coś symbolicznego, to dzięki temu takie drzewko nie zostanie ścięte, będzie sobie rosło, będzie produkowało tlen, dawało nam lepszy klimat.
Panie profesorze, wrócę na chwilę do parametrów, z których, jak Pan zauważył, żaden ostatnio się nie poprawił. Gdybyśmy odeszli od liczb i postawili przed sobą kartę z napisem: ŚWIADOMOŚĆ. Ona, wydaje mi się, wyraźnie u nas wrosła. Wywożenie śmieci do lasu czy palenie w piecu byle czym jest niemal powszechnie piętnowane. Słyszymy też o akcjach oddawania wykorzystanych choinek na biomasę czy niewyrzucania jedzenia, które zostało nam po świętach, a które można przekazać organizacji na rzecz ubogich czy bezdomnych. Może wzrastająca świadomość jest kluczem do odwrócenia złego kierunku?
Bez wątpienia świadomość w naszym społeczeństwie i w świecie wzrasta. I to daje ogromną nadzieję. Jednak jakiej części społeczeństwa ta zmiana dotyczy? Jest nas na razie za mało, aby odwrócić trendy. Przed nami ogrom pracy, musimy bezustannie podejmować wysiłek, wdrażać kolejne kroki, aby pomóc planecie, roślinom, zwierzętom i ludziom. Ale, jakże wspaniały będzie świat, który zaczynamy budować. Wyobraźmy sobie na chwilę świat w 2050 roku, w którym zrealizowały się nasze marzenia. W 2050 roku w większości miejsc na Ziemi powietrze jest wilgotne i rześkie, nawet w aglomeracjach miejskich. Zawdzięczamy to masowemu sadzeniu drzew, ruchowi na rzecz zazieleniania we wszystkich krajach. W 2050 roku wszystkie domy i budynki produkują elektryczność na własny użytek. Inteligentne technologie zapobiegają niepotrzebnemu zużyciu energii. W 2050 roku troszczenie się o przyrodę staje się dla większości ludzi tak samo ważne, jak troszczenie się o siebie. W 2050 roku naszą planetę, dziką przyrodę większość ludzi traktuje jak święte miejsce. Douglas Bowman, pisarz, powiedział: „Jaki wspaniały czas aby żyć! Ludzkość odkrywa na nowo w swojej świadomości swe źródła – naturę życia, świat, wszechświat, Boga… Stoimy u progu nowego czasu dla Ziemi, ponieważ stajemy dzisiaj przed możliwością podjęcia nowego ewolucyjnego kroku. Stajemy przed wyzwaniem, aby wkroczyć w nowe życie wraz z nowym sposobem myślenia”
Rozmawiał: Rafał Jaworski
Prof. dr hab. Piotr Skubała – profesor nauk biologicznych, Wydział Nauk Przyrodniczych, Uniwersytet Śląski, ekolog, akarolog (zajmuje się ekologią i systematyką roztoczy Oribatida), autor 170 artykułów naukowych, 56 rozdziałów w monografiach lub monografii, 38 komunikatów naukowych oraz 152 artykułów popularnonaukowych, etyk środowiskowy, edukator ekologiczny, działacz na rzecz ochrony przyrody; aktywista klimatyczny, lider Climate Reality (fundacja wiceprezydenta Al Gore’a), „ethic expert” w Komisji Europejskiej w Brukseli (program HORIZON 2020), członek komisji ds. GMO i GMM przy Ministrze Środowiska (2014-2019), stały współpracownik miesięcznika „AURA. Ochrona środowiska” i miesięcznika „Dzikie Życie”, współorganizator Festiwalu Kultury Ekologicznej „Zielono Mi” (2007-2014), organizator i współprowadzący spotkania Klubu Myśli Ekologicznej (od 2012).