Ostatnio w Polsce mocno popadało, w niektórych miejscach na południu kraju wezbrały rzeki. Wiele gospodarstw domowych ucierpiało w wyniku działania powodzi błyskawicznej. Wydawałoby się, że sytuacja z suszą została rozwiązana.
Opady nic nie dały
Wciąż jest bardzo sucho, choć na powierzchni tego nie widać. Ostanie odpady deszczu zwiększyły wilgotność gleby, miejscami pojawiły się nawet kałuże. Nie wspominając już o tym, że na południu Polski doszło do podtopień, a nawet powodzi błyskawicznych. Zalany został tunel na Zakopiance. Poniższe zestawienie map pokazuje, że posucha w Polsce została jedynie przypudrowana.
Niemal w całej Polsce, szczególnie na zachodzie ostatnie dni z opadami sprawiły, że zrobiło się mokro. Wilgotność wierzchniej warstwy gleby zwiększyła się, a trawa zaczęła się zielenić. I to wszystko, bo susza wciąż jest. Po pierwsze, nie padało długo, i padało mało, więc woda nie wsiąknęła w głębsze warstwy gleby. Po drugie, w wielu przypadkach były to ulewy, a nie trwające po kilka dni umiarkowane opady. Większość wody po prostu spłynęła, w rezultacie wody gruntowe nie zostały uzupełnione. I tak, jak pokazuje to powyższa mapa, w głębszej warstwie gleby sytuacja od kilku tygodni pozostaje niezmieniona.
A co ze wspomnianymi powodziami? To lokalne, krótkotrwałe zdarzenia. Stan wód w polskich rzekach jest fatalny. Tylko niektóre odcinki mają stany wysokie (żółty kolor) i ostrzegawcze (kolor pomarańczowy). Wszędzie indziej dominuje czerń, a więc niski stan wód, w wielu miejscach bardzo niski. Szczególnie na Odrze w kontekście katastrofy ekologicznej, do jakiej doszło kilkanaście dni temu. Mała ilość wody, a co za tym idzie słaby jej przepływ, nie sprzyja poprawie sytuacji na tej rzece.
To problem, który rozwija się od dłuższego czasu
Zima i wiosna były suche. Choć grudzień zeszłego roku był śnieżny, to styczeń i luty już nie. Zamiast śniegu padał deszcz, dodatkowo często wiało, co powodowało wysuszanie ziemi. Marzec i maj były bardzo suche. Szczególnie maj, kiedy dni są dłuższe i cieplejsze, a rośliny pobierają dużo wody potrzebnej na wzrost. Susza szybko zaczęła się więc rozwijać. Dużo też było ciepłych dni latem, z falami upałów, co potęgowało wysychanie gleb.
Mamy największą od 2015 roku suszę, która rozwija się już od kilku lat. Ostatnie lata były suche, kiedy zimą niewiele padało śniegu i gdy ustępował mróz w trakcie bezśnieżnej zimy, woda z przedwiosennych opadów nie wsiąkała do stwardniałej gleby. Problem więc narastał z roku na rok. Oczywiście problemem jest nie tylko globalne ocieplenie, ale i słaba retencja wody, za którą stoi betonoza i inne błędy, jakie popełniano od wielu lat. Należą do nich przede wszystkich osuszanie bagien i regulowanie rzek. Obecnie retencjonujemy niecałe 7 proc. tego, co spada na danych obszar. Niemniej jednak, klimat ma duży wpływ.
W przyszłości nie będzie lepiej, ale wszystko zależy od nas
Klimat, a więc postępujące globalne ocieplenie ma i będzie mieć wpływ w przyszłości. Według prognoz, sumy opadów w przyszłości minimalnie wzrosną, ale te wzrosty będą koncentrowały się w porze zimowej. Przyczyną będzie wzrost temperatur. Z tego powodu mniej będzie dni wyżowych z mrozem, a więcej ciepłych i pochmurnych. To pozornie dobra wiadomość, tyle tylko, że nie będzie to śnieg. Z kolei lato będzie jeszcze bardziej suche niż obecnie. Do tego wzrosną temperatury, przewiduje się, że do końca tego wieku możemy mieć klimat taki jak nad Morzem Śródziemnym. To nie jest wbrew pozorom informacja, która powinna nas cieszyć.
Tak więc susza, z którą mamy dziś do czynienia, jest tak naprawdę łagodnym zdarzeniem na tle tego, co będzie się działo w przyszłości. Co powinniśmy z tym zrobić? Oczywiście zatrzymać globalne ocieplenie. Sami oczywiście go nie zatrzymamy, musi to zrobić cały świat. My jednak musimy zrobić więcej. Przede wszystkim powinniśmy oszczędzać wodę. Korzystać ze zmywarki do naczyń, prysznica zamiast wanny, myć zęby używają kubka, zbierać deszczówkę do podlewania ogródka, czyli podejmować działania, które nie będą nas nic kosztować. W skali makro trzeba odregulować rzeki, przywrócić je do naturalnego stanu, sadzić drzewa i krzewy. Mniej betonu nad rzeką i w mieście, a więcej roślinności sprawi, że woda nie będzie nam tak szybko uciekać do Bałtyku, a będzie magazynowana. Więcej zieleni, szczególnie nad rzekami sprawi też, że zmniejszy się ryzyko powodzi.