Polska doświadcza ostatnio niezwykle ciepłej jak na tę porę roku pogody. Temperatury są kilka stopni wyższe od średniej wieloletniej. Czy powinniśmy się z tego cieszyć?
Pod koniec października do Polski napłynęły ciepłe masy powietrza znad zachodniej części Afryki. W wyniku tego, w wielu miejscach naszego kraju, szczególnie na zachodzie temperatury wzrosły do 20oC, w niektórych miejscach wartość tę przekroczyły. W Jeleniej Górze 28 października zanotowano 24,5oC. Nie jest to rekord, bo ten należy do 1966 roku, gdy w Trzebiatowie, w woj. lubuskim zanotowano 28,9oC. Ale stało się to na początku miesiąca, kiedy dzień jest jeszcze długi, kiedy Słońce świeci jeszcze wysoko, a wody okalające Europę dopiero zaczynają się wychładzać. Nawet noce w ostatnich dniach są ciepłe. Nigdzie nie notowano przymrozków. W wielu miejscach, głównie przy granicy z Niemcami i nad morzem temperatura w nocy nie obniżała się poniżej 10oC.
Nie jest to oczywiście szczyt możliwości… ocieplającego się klimatu, bo to co się dzieje, to wina globalnego ocieplenia. W listopadzie bywało jeszcze cieplej. Niedawno, bo w 2018 roku 5 listopada na Podkarpaciu zanotowano 26,2oC. Nawet pod koniec listopada temperatury mogą przekroczyć 20oC. W tym roku raczej do takiej sytuacji nie dojdzie, ale pierwsza połowa listopada ma być ciepła.
To efekt ocieplającego się klimatu
Oczywiście winę zwalamy na masy powietrza, bo wędrują z południa i podnoszą temperatury. Wysokie temperatury zależą od konfiguracji układów barycznych, od tego którędy i skąd to ciepło płynie. Ale tych mas powietrza w ostatnich latach jest dużo. Klimat nam się ociepla, pokazuje to wyraźnie poniższy wykres:
Klimat należy rozpatrywać, jako stan trwający wiele lat. Przyjmijmy okres 10. letni. Okazuje się, że miniona dekada w Polsce była 1,6oC cieplejsza od średniej XX wieku. Mamy więc wyraźne ocieplenie klimatu, i taka sytuacja przekłada się m.in na to, co dzieje się teraz.
Temperatury w Polsce rosną szybciej niż średnia globalna, która w minionej dekadzie wyniosła jeden stopień. To zasługa zanikającej pokrywy lodowej w Arktyce, a wzrosty są wyraźniejsze zimą, kiedy powietrze w Arktyce jest znacznie cieplejsze od średniej wieloletniej. Cieplejsza Arktyka oznacza też cieplejsze wody północnych krańców Atlantyku. Arktyczne powietrze nie jest więc w stanie dotrzeć do nas w pełnej krasie, tak jak kiedyś. Oczywiście nie znaczy, że w ogóle, bo w wyniku rozpadu wiru polarnego w Arktyce, Polska może doświadczyć mroźnej pogody w okresie listopad-marzec. Tak już było, i tak może być i tym razem.
Cieplejsza Arktyka i cieplejszy Atlantyk wraz z naprawdę bardzo ciepłym Morzem Śródziemnym przekłada się też na taką, a nie inną jesień. Zwłaszcza Morze Śródziemne, którego wody w trzeciej dekadzie października były cieplejsze o ponad jeden stopień. Szczególnie jego zachodnia część, gdzie zakres odchyleń wyniósł od 1,5 do nawet 3oC.
Nie ma się co cieszyć
To wcale nie jest dobra wiadomość, że mamy 20 stopni i jeszcze na domiar złego nie pada. Poniższe mapy pokazują co się dzieje:
O ile wierzchnia warstwa gleby jest mokra, bo coś tam padało, bo są mgły i Słońce świeci nisko, to głębiej jest wciąż źle. Sytuacja poprawiła się za sprawą opadów i niskich temperatur we wrześniu. Jednak na zachodzie Polski wciąż występuje poważny deficyt wody. Takie temperatury w połączeniu z brakiem lub małymi opadami nie będą sprzyjać poprawie sytuacji hydrologicznej.
To samo dotyczy rzek, wiele z nich wciąż cechuje się niskim stanem. Trudno też mówić o zauważalnej odbudowie zasobów wód w zbiornikach wodnych, stawach czy jeziorach. Jest źle. Sucha i ciepła złota jesień to nie to coś, czego należy sobie życzyć po takim lecie, jakie mieliśmy w tym roku.
Przewiduje się, że w przyszłości, jeśli klimat będzie się ocieplać dalej, to sytuacja hydrologiczna w Polsce będzie się pogarszać. Zimowe opady nie pomogą, bo zostaną zastąpione przez opady deszczu. Śniegu nie będzie, latem, a nawet jesienią będą występować ulewy, co w sytuacji wysuszonej ziemi będzie sprzyjać erozji gleby. Przewiduje się, że w roku 2050 skutki erozyjne opadów wzrosną na terenie Europy o około 18 proc., najbardziej w północno-centralnej części, Holandii, północnej Francji i wokół kanału La Manche, a wymywanie wierzchniej warstwy gleb pogłębi problemy rolnictwa. Nas też taki problem nie ominie.