Kolejna ogromna góra lodowa oderwała się od Antarktydy, co świadczy o porażających skutkach globalnego ocieplenia. Możemy się tym oczywiście nie przejmować, bo co nas odchodzi jakaś Antarktyda. Nas może jeszcze nie, ale innych już tak. A i nas może wkrótce to zacząć obchodzić, bo rosnący poziom mórz będzie widoczny także u nas.
To już nie jest naturalny proces
Góra lodowa o nazwie A-83 oderwała się od lodowego szelfu antarktycznego 20 maja tego roku. To tak zwane cielenie się lodowca, od którego odrywają się góry lodowe. To naturalne zjawisko, a przynajmniej takie nim było w XX wieku. Dziś jest to już bardziej efekt ocieplającego się klimatu, gdyż góry te mają ogromne rozmiary i odrywają się już praktycznie każdego roku. A-83 to góra, która oderwała się od lodowca Brunta położonego na wschodnim krańcu Morza Weddella – wybrzeże od strony Oceanu Atlantyckiego.
Jest to niewątpliwe efekt ocieplających się oceanów na Ziemi, gdyż góra ta liczy 380 km2 powierzchni, a w ostatnich latach takich gór było już sporo. Ta góra jest większa od Krakowa. W ostatnich latach od lodowca szelfowego Brunta, nazwanego na cześć walijskiego meteorologa Davida Brunta, oderwało się już kilka gór lodowych. Ta najnowsza góra lodowa ocieliła się po tym, jak jedno pękniecie połączyło się z drugim, co doprowadziło do oderwania się całości.
O tym, że dojdzie do powstania nowej, wielkiej góry lodowej było wiadomo już w 2016 roku, kiedy zaczęło powstawać pęknięcie o nazwie Halloween Crack. Wtedy to Brytyjska Służba Antarktyczna zdecydowała się o przeniesieniu swojej stacji badawczej o ponad 20 kilometrów dalej w głąb lodowego pustkowia Antarktydy. Doktor Oliver Marsh , glacjolog, który spędził cztery sezony pracując na lodowcu szelfowym Brunta, jako pierwszy wykrył wycielenie za pomocą sprzętu GPS.
– To wycielenie było spodziewane od czasu pojawienia się Halloween Crack osiem lat temu i redukuje całkowity obszar szelfu lodowego do najmniejszego rozmiaru od czasu rozpoczęcia monitorowania – powiedział.
Stało się to w zimnej, stabilnej części Antarktydy
O tym, że to zmiany w klimacie stoją za powstaniem tej góry, świadczy to, co w ostatnich latach dzieje się na lodowcu Brunta, który leży w mniej wrażliwej części Antarktydy, zwanej Antarktydą Wschodnią.
– Pływające szelfy lodowe Antarktydy rosną stopniowo w wyniku przepływu lodu i kurczą się epizodycznie w wyniku cielenia się gór lodowych. Równowaga między tymi dwoma procesami wpływa na ich zdolność do zatrzymywania lodu na lądzie. Dlatego niepokojące jest to, że nawet w tym stosunkowo zimnym sektorze Antarktydy w ciągu ostatnich 3-4 lat doszło do trzech dużych przypadków cielenia się gór lodowych. Szelf lodowy Brunta dostarcza wielu danych, które pomogą nam zrozumieć proces cielenia i przewidzieć przyszłą ewolucję tych ważnych ciał lodowych – wyjaśnia prof. Adrian Luckman, z Uniwersytetu w Swansea w Wielkiej Brytanii.
Także na problem zwraca uwagę także NASA, która zwraca uwagę na poziom lodu morskiego otaczającego Antarktydę.
– Chociaż cielenie się gór lodowych jest normalnym zjawiskiem, szelf lodowy Brunta odczuwa taką samą presję, jak inne miejsca na Antarktydzie, w tym niski poziom lodu morskiego. Gdy występuje mniej lodu morskiego, szelfy lodowe są bardziej narażone na destabilizujące działanie wiatru i fal – informuje w swoim komunikacie NASA.
Efektem będzie w przyszłości wzrost poziomu oceanów i mórz
Takie odrywanie się gór lodowych w takiej skali jak w ostatnich latach, będzie miało swoje konsekwencje w przyszłości. Lodowce szelfowe będą się kurczyć, i w końcu znikną ostatecznie. Same znajdując się w wodzie nie podnoszą poziomu oceanów, ale kiedy znikną, to do oceanu zsuwać się zacznie lądolód. Dziś większość udziału w rosnącym poziomie oceanów ma rozszerzalność cieplna oceanów. Wpływ Antarktydy na razie jest niewielki, gdyż w większości topi się właśnie lód szelfowy, który znajduje się w wodzie.
To się jednak w przyszłości zmieni. Dziś poziom oceanów rośnie w tempie blisko 4 mm rocznie. My specjalnie tego nie widzimy, gdyż nasze wybrzeże jest stosunkowo wysoko położone w przeciwieństwie do tego, co dzieje się na pacyficznych wyspach, czy w krajach takich jak Indonezja i Bangladesz. W tej pierwszej, w tym roku przenoszona jest stolica kraju.
Ale i my będziemy zagrożeni. Rozpad lodowców szelfowych na Antarktydzie, spowoduje, że do końca tego wieku poziom Bałtyku wzrośnie o metr. Zniknie duża część Żuław, a także kilka fragmentów plaż i nabrzeży, w tym część miast takich jak Gdańsk czy Świnoujście. Efekt ten będą przyspieszały silniejsze z pewnością w przyszłości orkany.
Naukowcy niezależnie od tego, co robi świat, starają się przeciwdziałać rozpadowi lodowców. Niedawno pojawił się projekt zbudowania specjalnej podwodnej kurtyny chroniącej jeden z antarktycznych lodowców przed działaniem ciepłej wody.
– Byłby to gigantyczny projekt, ale stoimy w obliczu gigantycznego problemu – powiedział John Moore, glacjolog z Uniwersytetu Lapońskiego. – Topnienie lodowców na Antarktydzie mogłoby wywołać katastrofalne powodzie na całej planecie i doprowadzić do utraty domów setek milionów ludzi. Byłoby to niezwykle niekorzystne dla cywilizacji, jaką znamy, więc musimy coś z tym zrobić – dodaje ekspert.
Projekt na razie jest w fazie testów, ale możliwe, że za kilka lat podwodne bariery powstaną w wodach Oceanu Południowego, chroniąc spód lodowców przed działaniem ciepłej wody.