Globalne ocieplenie powoduje, że huragany stają się coraz silniejsze. Rośnie prędkość wiatru, wysokość fal i ilość opadów. Ostatnio przekonali się o tym Amerykanie.
Zagrożenie, które nadeszło
Zmiany klimatyczne wydawały się kiedyś odległym zagrożeniem. Teraz już tak nie jest. Widzimy dziś, jak to wygląda i to aż za dobrze. Widzimy ten obraz zmian w każdym huraganie, ulewnym deszczu, powodzi, fali upałów, pożarach i suszach. Globalne ocieplenie widać wręcz w naszej codziennej pogodzie. Zaburzenia klimatyczne zmieniły warunki, w których powstaje cała pogoda: oceany i powietrze są cieplejsze, w atmosferze jest więcej pary wodnej, a poziom mórz jest wyższy. Huragan Ian jest tego najnowszym przykładem.
Ian stał się jednym z pięciu najpotężniejszych huraganów w historii, które nawiedziły Stany Zjednoczone. Jego wiatr o prędkości ponad 200 km/h w momencie wejścia na ląd sprawił, że wraz z huraganem Charley z 2004 roku stał się najsilniejszym, jaki kiedykolwiek uderzył w zachodnie wybrzeże Florydy. W oderwaniu od rzeczywistości może się to wydawać czymś, co możemy uznać za anomalię lub przypadek. Ale tak nie jest – jest to część większego wzorca silniejszych huraganów, tajfunów i orkanów, które pojawiły się wraz z rekordowym ociepleniem oceanów.
Takie cyklony tropikalne ostatnich lat jak Harvey, Maria, Florence, Michael, Ida i Ian – to nie tyle klęski żywiołowe, to po prostu katastrofy spowodowane przez człowieka. Są to zdarzenia, których zwiększona gwałtowność jest podsycana przez ciągłe spalanie paliw kopalnych. Skutkiem tego jest wzrost ilości dwutlenku węgla w atmosferze, a tym samym temperatur atmosfery i oceanów.
Tegoroczny sezon huraganów na Atlantyku, choć zaczął się dość słabo, to potem we wrześniu pokazał, co to znaczy mieć cieplejsze oceany. Fiona uderzyła w Puerto Rico jako potężny huragan czwartej kategorii, a setki tysięcy ludzi wciąż jest poszkodowanych. Huragan ten powędrował potem przez Atlantyk, by następnie uderzyć w Kanadę. To było zdarzenie bez precedensu ze względu na szerokość geograficzną. Następnie nadszedł Ian, który ucztował nad głęboką warstwą anormalnie ciepłej wody Zatoki Meksykańskiej.
Jak globalne ocieplenie wpływa na huragany?
Spowodowane przez człowieka globalne ocieplenie nie tylko ogrzewa powierzchnię oceanów; ciepło rozprasza się w ich głębinach, co prowadzi do corocznych rekordów zawartości ciepła w oceanach. W takiej sytuacji zanika czynnik mogący tłumić siłę kolejnych huraganów wędrujących przez ocean. Normalnie silny wiatr wynosi na powierzchnię chłodniejsze wody, ale tych jest coraz mniej, więc huragany są silniejsze.
Nadal zbyt często słyszymy, nawet od naukowców rządowych, starą tezę, że nie możemy powiązać poszczególnych huraganów ze zmianami klimatycznymi. Był czas, kiedy klimatolodzy uważali to za prawdę. Ale już tak nie jest. Opracowano dobre narzędzia pozwalające określić stopień, w jakim globalne ocieplenie wpływa na ekstremalne zjawiska. Jedno z badań wykazało na przykład, że niszczycielska powódź spowodowana przez huragan Florence, który cztery lata temu uderzył w Karolinę Północną, była aż o 50 proc. większa z powodu cieplejszego oceanu.
Możemy również czerpać wiedzę z podstawowej fizyki. Cieplejsze oceany oznaczają więcej paliwa do wzmacniania huraganów. Średni wzrost prędkości wiatru większości huraganów wynosi około 29 km/h na każdy 1oC ocieplenia powierzchni oceanu, czyli mniej więcej 13 proc. Siła huraganu wzrasta w przybliżeniu do prędkości wiatru nie tylko w wartości podniesionej do kwadratu, ale podniesionej do trzeciej potęgi, oznacza to mniej więcej 44 proc. wzrost niszczycielskiego potencjału tych huraganów. Silniejsze huragany oznaczają większe fale, uderzające w wybrzeże, o czym przekonali się mieszkańcy Florydy, a nawet ostatnio Alaski.
Do tego dochodzą większe niż wcześniej opady deszczu, jak w przypadku huraganu Ian, które miejscami wyniosły nawet 500 mm. Prosta fizyka mówi nam, że ilość wilgoci, która odparowuje z oceanu do atmosfery wzrasta o około 7 proc. na każdy 1oC ocieplenia powierzchni oceanu. To oznacza 7% proc. więcej wilgoci, która zamienia się w powodziowe deszcze. Silniejsze huragany także mają większą siłę wsysania do atmosfery pary wodnej. To przekłada się na takie zdarzenia jak powódź, którą widzieliśmy w przypadku huraganu Harvey w Teksasie w 2017 roku i Florence w obu Karolinach w 2018 roku – jedne z najgorszych powodzi w historii USA.
Potrzebne są działania
Problem ma większą skalę dodatkowo w przypadku niekorzystnej geografii terenu. Szeroki, płytki szelf u wybrzeży Tampy na Florydzie, mocno nizinny krajobraz w połączeniu z podnoszącym się poziomem morza i wrażliwą infrastrukturą sprawiają, że miasto to (jedno z największych na Florydzie) jest szczególnie narażone na atak silnego huraganu. W ostatnich latach Tampa uniknęła wielu porażek w postaci dużych huraganów, które ostatecznie osłabły lub ominęły miasto. Najnowszym przykładem jest Ian. Cyklon przemieścił się na wschód, a nie na zachód od Zatoki Tampa, oszczędzając rozrastającą się populację ludności miejskiej. W przeciwnym razie w miasto uderzyłaby niszczycielska fala, która zalałaby domy milionów ludzi.
W przyszłości może być gorzej. Ważne jest, by podjąć kroki w celu zwiększenia odporności i dostosowania się do zmian, które są nieuniknione. Wymagane jest podjęcie wszelkich środków ostrożności, aby uchronić wybrzeża przed niszczącymi konsekwencjami wzbierającego poziomu morza. Szczególnie właśnie w połączeniu z silniejszymi, bardziej niszczącymi huraganami. Jednak takie czy inne formy adaptacji nie ochronią Florydy, ani żadnych innych regionów, przed niszczącymi konsekwencjami ciągłego ocieplania się naszej planety.
Jedyne co można skutecznie zrobić, to drastycznie zredukować emisje CO2 powodujące ocieplenie atmosfery i oceanów. To może zapobiec pogorszeniu się sytuacji. Widzieliśmy ostatnio pewien postęp na tym froncie, zarówno w USA, jak i na świecie. Przepisy klimatyczne zawarte w niedawno przyjętej ustawie o redukcji inflacji to świetny początek, ale same w sobie nie wystarczą, by Stany Zjednoczone wypełniły swoje zobowiązania do zmniejszenia emisji CO2 o połowę do 2030 roku. Potrzebujemy bardziej agresywnych działań klimatycznych, które przejdą przez Kongres. A to oznacza, że potrzebujemy polityków, którzy są skłonni wspierać te działania. Jest to coś, o czym wszyscy Amerykanie powinni pomyśleć i co dotyczy również innych państw na świecie.
Źródło: The Guardian