Jak to się dzieje, że tak bardzo boimy się promieniowania, a nie boimy się dymu z komina, mimo że to właśnie dym, smog, pyłki i inne zanieczyszczenia powietrza stają się coraz bardziej zabójczym problemem? – Dominik Bieczyński
Michał Skwarek: Elektrownie atomowe są postrzegane przez społeczeństwo jako niebezpieczne, do czego szczególnie przyczyniła się wciąż żywa w pamięci katastrofa w Czarnobylu, ostatnio przypomniana przez serial HBO. Czy rzeczywiście jest się czego bać?
Dominik Bieczyńki: Elektrownie jądrowe są jak podróż samolotem – jest to najbezpieczniejszy środek transportu, ale katastrofy są bardzo medialne i dlatego o nich często się mówi. To powoduje, że wielu ludzi bardziej boi się podróżować samolotem niż samochodem, mimo że w samochodach tysiące ludzi giną każdego dnia.
Popatrzmy na porównanie śmiertelności dla różnych źródeł energii. Okazuje się, że energetyka jądrowa, wbrew powszechnej opinii, jest najbezpieczniejszym źródłem energii. Najbardziej śmiercionośnym paliwem jest nasze polskie czarne złoto. Nie dość, że tysiące górników zginęło w kopalniach, to setki tysięcy ludzi chorują i umierają na choroby układu oddechowego, spowodowane przez skażenie powietrza na skutek spalania węgla.
Światowa Organizacja Zdrowia policzyła, że skażenie powietrza spowodowane przez spalanie paliw kopalnych zabija 7 milionów ludzi rocznie na całym świecie. Czarnobyl przy tym wydaje się być drobnym potknięciem – raport Forum Czarnobyla (w skład forum wchodzą przedstawiciele WHO i ONZ) ocenia, że bezpośrednio w wyniku katastrofy zmarło 31 osób, a ponad 200 zachorowało na chorobę popromienną. Nawet jeżeli potraktujemy serio ekstremalnie przekoloryzowany raport Greenpeace, mówiący że w wyniku Czarnobyla zginęło 200 tys. ludzi to jest to i tak wielokrotnie mniej niż 7 milionów rocznie.
Jak to się dzieje, że tak bardzo boimy się promieniowania, a nie boimy się dymu z komina, mimo że to właśnie dym, smog, pyłki i inne zanieczyszczenia powietrza stają się coraz bardziej zabójczym problemem?
MS: Jeśli chodzi o emisję CO2 to energetyka atomowa jest jedną z najczystszych, to co budzi niepokój to odpady promieniotwórcze. Czy rzeczywiście stanowią tak duży problem. Co się dzieje z takimi odpadami?
DB: Największym problemem odpadów z elektrowni jądrowych są ludzie, którzy twierdzą, że jest z nimi wielki problem i że nie wiadomo, co z nimi robić. Zacznijmy od tego, że postępowanie z odpadami promieniotwórczymi jest ściśle uregulowane przez różne akty prawne. W Polsce jest to 29 listopada 2000 roku, tzw. prawo atomowe. Reguluje ono w jaki sposób działają Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych w Otwocku oraz Krajowe Składowisko Odpadów Promieniotwórczych w Różanie.
Wielu czytelników pewnie będzie zaskoczonych faktem, że takie obiekty w Polsce istnieją, mimo że nie mamy elektrowni atomowych. Otóż gdyby spełniło się największe marzenie antyatomowców i wszystkie elektrownie antyatomowe świata by magiczne zniknęły, to odpady promieniotwórcze dalej będą powstawać. Odpady promieniotwórcze powstają w różnych gałęziach przemysłu, podczas prac naukowych, a szczególnie dużo ich powstaje w medycynie. Nikt normalny nie powie, że należy zaprzestać leczenia chorych na raka, bo ich terapia generuje odpady radioaktywne.
Zobaczmy co się dzieje z paliwem z elektrowni, bo ono uważane jest za największy problem.
Świeże paliwo uranowe nie stanowi absolutnie żadnego zagrożenia. Poniżej widzimy jak pracownicy trzymają prawdziwy pakiet paliwowy. W środku jest prawdziwy uran. Mimo to pracownicy nie potrzebują żadnych kombinezonów ochronnych, jak to jest często przedstawiane na filmach, a jedynie rękawiczki. Warto podkreślić, że paliwo do elektrowni atomowych to nie zielony świecący szlam wylewający się z żółtych beczek z wielkim znakiem promieniowania.
Taki pakiet paliwowy trafia do reaktora i zużywa się w ciągu 3-5 lat. Zużycie następuje nie dlatego, że kończy się w nim uran, lecz dlatego, że ilość produktów rozszczepienia jest na tyle duża, że podkradają one neutrony konieczne do prowadzenia reakcji łańcuchowej.
Jądra uranu-235 rozszczepiają się na różne mniejsze izotopy zwane produktami rozszczepienia, a uran-238 przekształca się w transuranowce, czyli pierwiastki cięższe niż uran.
Za sprawą produktów rozszczepienia wzrasta aktywność wypalonego paliwa do tego stopnia, że w wodzie świeci ono na niebiesko. Po kilku latach pracy, paliwo jest wyciąganie z reaktora i umieszczane w basenie. Przez kilka kolejnych lat paliwo sobie leży i nie wymaga żadnych działań. Krótkożyciowe produkty rozszczepienia rozpadają się same i aktywność paliwa staje się wielokrotnie mniejsza.
Pracownicy przenoszący zużyty pakiet paliwowy są zaledwie kilka metrów od niego i nic im się złego nie dzieje.
Po kilku latach, kiedy paliwo ochłodzi się do tego stopnia, że już nie musi leżeć w wodzie, można je wyciągnąć i przenieść do składowiska suchego. Są to betonowe “słoiki”, w których paliwo może leżeć tak długo, aż zostanie finalnie pogrzebane pod ziemią lub poddane recyklingowi.
Elektrownie jądrowe generują zaskakująco mało odpadów promieniotwórczych. W wielu krajach, np. w USA, zużyte paliwo przechowuje się na terenie elektrowni. Co ciekawe, stoi ono pod gołym niebem i zajmuje powierzchnię mniejszą niż parking dla pracowników.
Poniżej widzimy elektrownię Diablo Canyon w USA. Dwa reaktory pracujące prawie bez przerwy przez 30 lat zużyły tyle paliwa atomowego, że zajmuje ono powierzchnię 60 x 25 metrów. Dla porównania boisko piłkarskie ma 105 x 68 metrów. Kto nie wierzy, niech sobie wrzuci 35.214122, -120.851229 w Google Maps.
W wielu krajach praktykuje się recykling paliwa jądrowego. Nawet paliwo z polskiego reaktora MARIA zostało wysłane do recyklingu. Jeżeli jeszcze raz przyjrzymy się jak wygląda skład chemiczny zużytego paliwa, to widać, że ponad 90% to wciąż uran. Znajduje się w nim także cenne izotopu plutonu-239 oraz 241, które są rozszczepialne i można je wykorzystać jako paliwo do reaktorów (a do bomb atomowych się nie nadają!!!). To co jest rzeczywistym odpadem to zaledwie kilka procent paliwa.
Recykling paliwa jądrowego polega na odseparowaniu uranu, plutonu i reszty. Z uranu i plutonu formuje się nowe paliwo do reaktorów, tzw paliwo MOX. Taki proces wykonuje się już od lat 70-tych. Natomiast produkty rozszczepienia się witryfikuje, czyli zalewa się je szklaną masą, która skutecznie je wiąże i izoluje od środowiska. Tak przetworzone odpady są bezpieczne i całkowicie odizolowane od środowiska.
Zobaczmy jak wygląda składowisko COVRA z Holandii. Aby zachęcić ludzi do odwiedzania zrobiono tam galerię sztuki.
Innym sposobem jest składowanie głębokie, gdzie zużyte paliwo zostanie umieszczone raz na zawsze. Taki sposób wybrała Finlandia i już niedługo otworzy składowisko głębinowe, które ma pomieścić całe zużyte paliwo ze wszystkich elektrowni atomowych w Finlandii. Takie składowisko jest bardzo dużym projektem, dlatego inne kraje rozważają mniejsze i prostsze składowiska typu deep borehole disposal. Polega to na wywierceniu głębokiego otworu, poniżej poziomu wód gruntowych i umieszczeniu tam wypalonego paliwa. Pojemność takiego składowiska jest oczywiście mniejsza od tego, co zrobili Finowie, jednak jest dużo prostsze i tańsze.
Można zadać pytanie – dlaczego tylko Finlandia zdecydowała się na budowę składowiska podziemnego, a inne kraje trzymają zużyte paliwo na powierzchni? Powody są dwa. Po pierwsze, zużytego paliwa jest tak mało, że jego przechowywanie na powierzchni nie jest problemem. Po drugie, istnieje szansa, że w przyszłości upowszechnią się reaktory na neutrony prędkie, które będą w stanie wyzwolić energię ukrytą w transuranowcach. Takie reaktory już działają w Rosji, a w Chinach oraz Indiach są prowadzone intensywne prace badawcze nad takimi rozwiązaniami.
Zaawansowany indyjski program atomowy planuje budowę nawet trzech stopni reaktorów, gdzie odpady z poprzedniego stają się paliwem dla następnego. W takiej sytuacji nie ma sensu zakopywać odpadów z reaktorów pierwszego stopnia, skoro wiadomo, że te odpady staną się paliwem reaktorów przyszłości.
Michał Skwarek: Kolejnym problemem jest duża ilość wody potrzebna m.in do procesów chłodzenia, co z uwagi na wciąż narastające problemy z suszą wydaje się przemawiać za mała ekologicznością tego rozwiązania.
DB: Polska jest krajem, który ma dostęp do morza, więc o brak wody martwić się nie musimy. Nie bez powodu miejsce budowy planowane jest na pomorzu. Mamy także całą masę elektrowni węglowych, które również wykorzystują wodę do chłodzenia i działają bez problemu.
Problem wody został również wykreowany przez środowisko antyatomowe. Elektrownie atomowe potrzebują wody do chłodzenia tak samo jak elektrownie węglowe, gazowe czy biomasowe. Jednak woda wcale nie musi być potrzebna, bowiem istnieją reaktory, które są chłodzone powietrzem. Przykładem takiego rozwiązania jest elektrownia Loviisa w Finlandii, które zwykle chłodzona jest wodą, lecz gdy poziom wody jest zbyt niski, wówczas elektrownie może zostać przełączona na chłodzenie powietrzem.
Kolejnym ciekawym rozwiązaniem jest elektrownia Palo Verde, która stoi na środku pustyni. Do chłodzenia wykorzystano wodę ściekową z pobliskiego miasta. Instalacja pełni równocześnie funkcję oczyszczalni ścieków.
Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na częstą manipulację, według której elektrownie atomowe zużywają wodę. Otóż nie. Elektrownie nie zużywają wody. Zgodnie z definicją słowa “zużyć” jest to “wykorzystać coś w taki sposób, że nie nadaje się do dalszego użycia”. W elektrowniach, obojętnie czy atomowych czy innych, woda przepływa przez wymiennik ciepła i jest zwracana z powrotem do rzeki, jeziora lub morza albo jest odparowywana, po czym skrapla się i spada na ziemię. Ta woda jest ciągle zdatna do użycia, ponieważ nie jest ona w żaden sposób skażona. Prawidłowe jest stwierdzenie, że elektrownie używają wodę, ale nie zużywają.
MS: Z uwagi na emocje jakie wywołuje energetyka atomowa zapewne każda lokalizacja spotka się z protestami lokalnej społeczności. Czy jest jakieś miejsce/ region w naszym kraju gdzie według Pana najlepiej byłoby wybudować taką elektrownię ?
DB: Według badań prowadzonych w gminach, gdzie planowana jest budowa, poparcie dla energetyki jądrowe jest wyższe niż w innych częściach kraju. W gminie Gniewino wynosi aż 91%. Często jest tak, że zwolennicy budowy elektrowni atomowych nie widzą przeszkód, by taką elektrownię zbudować w pobliżu ich domu. Nie ma powodu, by nie chcieć takiego obiektu w pobliżu – nie dymi, nie śmierdzi, nie hałasuje, nie wypuszcza ścieków. Mieszkańcy okolic Żarnowca w budowie atomówki widzą rozwój regionu. Wraz z budową elektrowni idzie szereg inwestycji w drogi, a także rozwija się lokalna gospodarka. Wzrasta zapotrzebowanie na żywność, miejsca noclegowe oraz inne usługi.
Natomiast mieszkańcy Bełchatowa widzą inny powód. Mają tam największą elektrownię węglową Europy, którą trzeba będzie zamknąć, a ludzi zwolnić. Jeżeli powstanie tam inna duża elektrownia, to ludzie przeniosą się z jednej do drugiej i będą żyli po staremu. Jeżeli atomówka w Bełchatowie nie powstanie, wówczas wzrośnie tam problem bezrobocia, a wielu ludzi będzie musiało wyjechać z miasta.
Niedawno do wyścigu o polską atomówkę dołączył także marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak z Platformy Obywatelskiej, który w liście do Mateusza Morawieckiego prosił o uwzględnienie Wielkopolski w planach budowy. Warto wspomnieć, że miejscowość Klempicz na południu wielkopolski została wybrana jeszcze w PRL-u jako miejsce budowy drugiej elektrowni po Żarnowcu.
Poniżej zamieszczamy wyniki badań opinii społecznej na temat energetyki jądrowej. Jak widać “syndrom Czarnobyla” odszedł już do historii, ale ludzie widzą w energetyce jądrowej więcej korzyści niż problemów.
Zapraszamy do grupy Zielony Atom na Facebooku, gdzie można dowiedzieć się dużo ciekawych rzeczy na temat elektrowni jądrowych oraz różnych ciekawostek związanych z promieniowaniem.