Szybujące ceny gazu i ropy związane z nałożonymi na Rosję sankcjami sprawiają, że do łask wracają pomysły sięgnięcia po gaz łupkowy. Rząd Wielkiej Brytanii już zamówił ekspertyzę dotyczącą możliwości jego pozyskiwania. Stało się to pomimo wprowadzonego w 2019 roku moratorium na szczelinowanie hydrauliczne, czyli metodę wydobywania gazu ze skał poprzez ich rozbijanie wodą i chemikaliami pod wysokim ciśnieniem, która wzbudza największy sprzeciw obrońców środowiska. Również w Stanach Zjednoczonych, w ostatnich miesiącach, zwiększono liczbę nowych koncesji na wydobycie.
Łupkowe eldorado nad Wisłą
Choć w Polsce na razie mało mówi się o powrocie do wydobywania gazu łupkowego, to nie wiadomo, czy sytuacja geopolityczna nie sprawi, że odkurzone zostaną zarzucone projektu wydobywania tego surowca. Szczególnie, że warstwa kurzu na tych dokumentach nie jest jeszcze zbyt gruba, bowiem jeszcze kilka lat temu Polska miała się usamodzielnić od gazu z Rosji właśnie dzięki łupkom, a nawet teraz w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie, projekt łupkowy ma status „zawieszony”, co nie znaczy zarzucony na zawsze.
Główne obszary występowania złóż gazu łupkowego w Polsce znajdują się na Lubelszczyźnie, Mazowszu, Podlasiu oraz Pomorzu. Do potencjalnego obszaru poszukiwań gazu łupkowego zalicza się także zachodnią część kraju, w tym województwa: wielkopolskie, opolskie i dolnośląskie.
Raport tryskający optymizmem
W 2010 r światło dzienne ujrzała prognoza U.S. Energy Information Administration wskazująca, iż w skałach łupkowych w Polsce może znajdować się nawet 5,2 bln m sześc. surowca. Wyniki amerykańskich badań wskazywały, że Polska dysponuje największymi złożami gazu łupkowego w Europie, a w naszych skałach mamy „uwiezionego” gazu na następne 200 lat.
W ślad za tymi informacjami pojawiły się firmy, nie tylko krajowe, czyli PGNiG i PKN Orlen, ale także światowi potentaci tej branży, w szczególności ze Stanów Zjednoczonych zainteresowani wydobyciem. Kiedy jednak wykonano pierwsze odwierty już nie było tak optymistycznie, bowiem potwierdziły się późniejsze szacunki Polskiego Instytutu Geologicznego, że polskie zasoby gazu łupkowego są skromniejsze i wynoszą między 346 a 768 mld metrów sześciennych.
Do tego dochodziły kwestie pozyskiwania koncesji, odstraszające inwestorów przepisy podatkowe i opłaty w szczególności uchwalona w 2014 roku ustawa o specjalnym podatku węglowodorowym, którą co prawda w późniejszych latach złagodzono, co jednak nie miało już większego znaczenia. Swoje dołożyła zła aura unosząca się nad tego rodzaju przedsięwzięciami. No i warunki geologiczne – nasze łupki są znacznie głębiej niż np. amerykańskie, co od razu podnosi koszty wierceń i zabiegów. W międzyczasie upadł także pomysł powołania Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych, czyli łupkowego SANEPID-u, który pilnowałby polskiego interesu na każdej koncesji i zbierał informację o polskich złożach od zagranicznych firm.
Na niespójność polityki koncesyjnej w tym względzie zwrócono uwagę również w raporcie Naczelnej Izby Kontroli badającym kwestie wydobywania węglowodorów, w tym gazu łupkowego w latach 2013-2016. Zdaniem NIK, „zalecane i nadzorowane działania zmierzające do oszacowania krajowych zasobów gazu łupkowego w Polsce okazały się nieskuteczne. (…) Wciąż brak jest ich ostatecznych i zatwierdzonych wyników, które mogłyby stać się podstawą do prowadzenia realistycznej polityki surowcowej i gospodarczej. (…) W efekcie Polska nadal nie ma wiarygodnych danych nt. potencjału tych złóż, pozwalających prowadzić realistyczną politykę surowcową – wskazują kontrolerzy.
Efekt był taki, że jedno do drugim, przedsiębiorstwa wiertnicze zaczęły wycofywać się z tego rodzaju biznesów. Z danych Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowy Instytut Badawczy wynika, że na 31 maja 2017 r. w Polsce obowiązywało 20 koncesji na poszukiwanie lub rozpoznawanie złóż gazu z łupków. Koncesje te zostały udzielone na rzecz siedmiu polskich i zagranicznych podmiotów (koncesjonariuszy). Dla porównania w 2013 roku wydanych było 108.
Protesty z podtekstem
7 lipca 2014 roku zakończył się trwający 400 dni protest mieszkańców Żurawlowa i okolic. To mogło oznaczać tylko jedno – Chevron wycofał się z Żurawlowa. Firma potwierdziła, że usunęła swój sprzęt, ale nie zdradzała, jakie były jej dalsze plany co do tej i innych lokalizacji w granicach posiadanej przez nią koncesji Grabowiec. Niepewność pozostała, ale z punktu widzenia mieszkańców niebezpieczeństwo nie było już tak realne i mogliby rozpocząć świętowanie swojego zwycięstwa – to fragment z książki pt : Gaz Łupkowy w Polsce Historia, Magia, Protest, której autorką jest Anna Szałucha.
Osią konfliktu obywateli Żurawlowa z inwestorem była technologia wydobycia gazu, która zdaniem protestujących zagrażała środowisku i tym samym rolnictwu, które jest źródłem ich utrzymania. Do tego protestujący podnosili argument, że firma prowadząca odwierty nie ma wszystkich niezbędnych pozwoleń. Efekt był taki, że roboty wstrzymano, a inwestor zrezygnował.
Dziś coraz częściej pojawiają się sygnały, iż protesty przeciw tego rodzaju przedsięwzięciom mają drugie dno, którego szukać należy na Kremlu. W Stanach głośnym echem odbiły się wyniki prac Komisji Nauki, Przestrzeni Kosmicznej i Technologii Izby Reprezentantów, która zgromadziła dowody, że Rosja finansując potajemnie amerykańskie grupy ekologiczne „prowadzi wojnę propagandową przeciw paliwom kopalnym”. Celem tej wojny jest przekonanie amerykańskiej opinii publicznej, że wydobycie gazu naturalnego ze złóż łupkowych ma katastrofalny wpływ na środowisko naturalne. Z kolei w marcu jak napisała Gazeta Wyborcza – brukselskie Centrum Studiów Europejskich wskazało, iż rosyjski rząd przekazał 82 miliony euro europejskim stowarzyszeniom ochrony klimatu, których celem było zapobieżenie produkcji gazu ziemnego na kontynencie. W obecnej sytuacji nie chodzi, by podważyć autentyczność protestów mieszkańców, ekologów i lekceważyć ich obawy, raczej o to by sprawdzać, czy ktoś na ich lękach nie chce ugrać swego, bo jak pisał Iwan Kryłow – usłużny głupiec gorszy jest od wroga.